Rozdział 14

10 3 0
                                    

Byłam na nią zła. Dlaczego mi to znów zrobiła?! Mogła mnie nie trzymać w takiej niepewności. Zastanawiam się co się stało z Benem po przygodzie z motylkami. Skoro on jest tylko w mojej głowie, to czy żyje też wtedy, gdy nie jestem pogrążona we śnie? Możliwe jest też, że po prostu znika i czeka aż znów będę w objęciach Morfeusza. Chociaż pewności nie mam. Muszę się kiedyś go o to zapytać.

Odbiegam od tematu. Skupmy się na tym, co jest teraz. Mam ranę z mojego snu i za cholerę nie wiem jak to możliwe. Ci doktorzy z pewnością to zauważyli, ponieważ byłam inaczej ubrana, w końcu kaftan. Nagle w mojej głowie usłyszałam głos Melanii.

- Przecież nie masz żadnej rany. Masz kaftan bezpieczeństwa, jakim cudem widzisz swoją dłoń?

Miała racje. Jak? Czy ze mną jest aż tak źle? Nie... na pewno nie. Zaczęłam się bać samej siebie. Może wszystkie rzeczy, które widzę nie istnieją. Może wszystko wyglądają inaczej. Może nie mam tej rany, wciąż nie wiem jak ją zobaczyłam przez kaftan. Może tylko ja tak myślę, ale zaczynam popadać w obłęd.

*Narracja trzecioosobowa*
Kilkanaście minut wcześniej

Mężczyzna wszedł do sali z zamiarem rozmowy z dopiero co wybudzoną Sam. Jego wcześniejszy towarzysz kierował się w tym czasie w strone działu z truciznami. Nie wiedział, co zawiera korespondencja przyjaciela i trawiła go ciekawość co też ma do przekazania Nilsowi. Uważał się jednak za w miarę honorowego człowieka, pomijając fakt, że pracuje w takim miejscu, jak opuszczony szpital tylko po to, by testować na niewinnych ludziach jakieś podejrzane substancje. Dotarł do celu i zobaczył faceta. Podał mu karteczkę bez słowa. Nils spojrzał na nią z ciekawością i zaczął czytać niezdarnie napisane litery.

,,Nadchodzi ostateczny termin. Ona nie wytrzyma zbyt długo, nie przeciągajmy tego, proszę. Ja wiem, że obiecywałeś, przysięgałeś, ale to musi mieć kiedyś swój koniec."

Człowiek po przeczytaniu wiadomości schował na chwilę twarz w dłoniach. Wstał i zamierzał pójść na strych. Stare, drewniane schody głośno skrzypiały pod jego stopami, a on czuł, jakby jego serce miało wyskoczyć z piersi. Waliło jak szalone. Tak bardzo bał się tego dnia.

Podszedł do dużej skrzyni i wyjął z niej sporych rozmiarów domek dla lalek. Otworzył go i jego oczom ukazała się malutka buteleczka. To była ta zakazana substancja, o której wszyscy myśleli że zaginęła. Właśnie ten domek dla lalek był miejscem, które pokochały siostry, może nie miejscem dla nich, jako ludzi, ale dla ich wyobraźni i myśli. Dlaczego więc jej nie wyciągnął wcześniej?

Owidiusz.

On również go widział. Również płakał, gdy te potwory ze szpitala odebrały mu życie. Od niego wszystkiego się dowiedział. Za jego namową trzymał wszytsko w tajemnicy, a teraz musi zdradzić ten sekret. Z bolącym sercem wyciągnął naczynie, schował domek, zamknął szczelnie skrzynkę i kierował się na doł. Skąd o tym wiedział jego przyjaciel i również nic nie zdradził? Ponieważ Nils mu uratował życie wyciągając go z zadymionego pomieszczenia, w którym można było się udusić. Za to przyjaciel pozostał mi dłużny, a sam Nils musiał o tym komuś powiedzieć, po prostu musiał. Wiedział, że obiecał, ale czasami jest tak, że jak jest jakiś problem, to trzeba się komuś wygadać.

Zszedł na piętro, na którym znajdował się nowy pokój Samanthy, nie spieszyło mu się, więc szedł jak najwolniej mógł.

*Narracja pierwszoosobowa* (Samantha)

Chciałam Bena przy sobie. Po prostu mi go brakowało. Zrobiłabym wszystko, byleby go spotkać i wtulić się w jego ciało, ale go nie było.

Nagle pojawił się przede mną. Uśmiechał się smutno. Jego całą twarz zalała krew, miał mnóstwo rozcięć i siniaków. Oczy miał przepełnione czernią, a uśmiech stawał się coraz bardziej przerażający. Wtem jego głowa gwałtownie opadła na jedno ramie. Zaczął wydawać z siebie przerażające dźwięki podobne do szumu wiatru, bardzo głośnego szumu.

Zalałam się łzami widząc Bena w takim stanie. W miejscu, gdzie znajduje się serce dostrzegłam krew, która brudziła jego koszulę. Plama stawała się coraz większa. Chłopak upadł na podłogę i już nie wstał. To był sen, na pewno sen.

Ocknęłam się po małej drzemce. Tak, to na pewno był sen. Z nikąd miałam pewność, że  już nigdy nie zobaczę Bena. Dlaczego tak po prostu odchodzi? Dlaczego mnie tak rani.

Z zewnątrz usłyszałam rozmowę dwóch mężczyzn.

- Nasza mikstura!

- Nie chcę tego robić...

- Nils... tak długo na to czekaliśmy, w końcu się dowiemy jak działa to coś.

- Ale nie chcę ryzykować jej zdrowia...

- Jej zdrowiu już nic nie pomoże. Tak czy inaczej umiera, jej organizm i mózg stały się zbyt słabe, by odbierać wszystko poprawnie i funkcjonować jak należy. Daj mi butelkę.

Przeraziłam się. Melania miała ją ukryć, chronić mnie. Za nic nie chciałam przyjąć tego świństwa od nich.

Ucieczka.

Tak, to byłoby najlepsze rozwiązanie, tylko jak? W mojej celi były jedyne drzwi, które na moje szczęście były uchylone. Została jeszcze jedna kwestia. Łańcuch.

Nagle dwójka ludzi weszła do sali i nie zamknęli za sobą drzwi. Jeden z nich jakby usłyszał moje myśli, odpiął łańcuch i powiedział.

- To jest taki specjalny soczek. Musisz wstać, żeby nie pobrudzić pościeli, gdy spadnie jakaś kropelka.

Jaki głupi powód.

Stanęłam na nogi i gdy oni męczyli się z otwarciem buteleczki niespodziewanie popchnęłam ich i wybiegłam z pomieszczenia. Kierowałam się na strych. Tam było jedne, jedyne okno i tą drugą od nich ucieknę. Nie ważne czy przeżyję. Już wolę zginąć przy skoku z wysokości, niż w męczarniach po wypiciu płynu. Nie wiem co on ze mną zrobi i wolę nie wiedzieć.

Dotarłam.

Byłam ledwie kilka kroków od otwartego na oścież okna. Stąpałam powoli bosymi stopami po skrzypiącej podłodze. Czas jakby stanął w miejscu. Czemu nie ma przy mnie Melanii, gdy jej potrzebuję?

Kolejny krok.

Dlaczego wszytsko stało się w jednej chwili takie okropne? Wszystko, mam na myśli Bena, który był dla mnie wszytskim.

Następny.

Czy kiedykolwiek byłam komuś potrzebna? Dla kogoś ważna? Dla Melanii, ale z nią spotkam się po drugiej stronie.

Następny krok.

Czemu ci ludzie mnie tak nienawidzą?

Następny.

Dlaczego świat mnie tak nienawidzi?

Skok.

Czułam zimny, przyjemny wiatr oplatający moje ciało i wplątujący się we włosy. Mogłabym w tym stanie zostać na zawsze. Powietrze zaczęło uderzać we mnie z coraz większą siłą. Wiedziałam, że jestem z każdą sekundą bliżej ziemii. Czułam się wolna, wreszcie mogłam swobodnie odetchnąć świeżym powietrzem. Było wspaniale.

Otwarłam na chwilę przymknięte oczy, lecz zaraz je zamknęłam, by zatrzasnąć je na zawsze.

Kiedy szukasz prawdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz