Rozdział 12

12 5 0
                                    

Ngale jak gdyby nigdy nic podeszła do nas rozpromieniona Melania. Wyglądała jakby zapomniała z wydarzenia z przed chwili. Zdziwiona postanowiłam zapytać co tak poprawiłp humor mojej siostrze.

- Coś ty taka wesoła? Zapomniałaś o tym, co było kilka seknd temu?

Melania nie odpowiedziała, tylko znów zalała się łzami. Muszę przyznać, jestem mistrzynią w rozwalaniu dobrego humoru. Wygląda na to, że chciała zapomnieć o druzgocącym wspomnieniu, a ja oczywiście musiałam jej przypomnieć. W sumie, jak to możliwe, że zapomniała o tym, co się wydarzyło chwilę temu? Moje przypuszczenia się potwierdziły.

- Cz-czemu przypomniał-łaś? - Pytała Melania łkając. Było mi głupio, że ją zapytałam, ale z drugiej strony... na serio zapomniała?! Miałam pewne wątpliwości co do wiarygodności obecnej rozpaczy mojej siostry.

Nie pomyliłam się i tym razem, bo Melania zaczęła kaleczyć swoje aktorstwo i wśród jęków rozpaczy możnabyło co chwilę usłyszeć cichy chichot. W końcu wybuchnęła śmiechem.

- Zabawne. - Ztwierdził Ben z kamienną twarzą.

- Istotnie. - Poparłam go z równie beznamiętnym obliczem.

- Oj, no co wy tacy sztywni? Tak, wiem, wiem, płakałam wcześniej i to na prawdę. Serio tęsknię za Owidiuszem, ale to on powiedział mi, żebym nie przejmowała się przeszłością i skupiła się na tym, co jest teraz. On zawsze przy mnie będzie, ale musicie przyznać, napedzilam wam stracha, co?

- Eee... nie

Zauważyłam u mojej siostry bardzo częstą zmienność nastroju. Melania jest nienormalna i chyba nikomu nie trzeba tego powtarzać. Jest jednak jedna rzecz, do której muszę się bez bicia przyznać i pewnie możnabyło to zauważyć bardzo dawno temu, a mianowicie nie jestem lepsza od niej i zdaję sobie z tego sprawę. Zastanawia mnie czy Ben również ma coś ze sobą nie tak. Eh, w końcu nie żyje, a jeśli już, to tylko w mojej chorej głowie. Dla mnie jest żywy i zawsze taki pozostanie, mam nadzieję.

Na łace pojawiło się stado motyli w różnych kolorach tęczy zaczęły nas okrążać, a ich delikatne skrzydełka muskające naszą skórę miło łaskotały. Pośród kolorowych owadów zauważyłam jednego czarnego. Motyl gdy tylko przelatywał obok mnie musnął skrzydłem moją dłoń,tworząc na niej niewielką ranę, z której popłynęła strużka krwi. Czerwona substancja przyciągnęła swoim zapachem więcej czarnych owadów i chwilę później otaczała nas cała armia skrzydlatych ( o wiele mniejszych, niż ich tęczowi poprzednicy) potworów. Kolorowych nie było już wcale a czarne przystąpiły do działania. Mały kształt umożliwił im wtargnięcie dosłownie wszędzie, co sprytnie wykorzystały. Zaczęły wlatywać nam do uszu, oczu, ust i nosów. Czułam jak ich skrzydełka ranią moją jamę ustną i przełyk, jak wlatują do płuc, jak penetrują moje wnętrze tworząc nowe rany. Moi towarzysze nie mieli lepiej, co chwilę dało się słyszeć wrzaski cierpienia należące raz do mnie, raz do Melanii, a raz do Bena.

Ból był nie do zniesienia, nie mogłam zaczerpnąć powietrza. Motyle zapchały mi cały nos i usta. Czułam jak się duszę. Widziałam tylko czarne motyle skrzydła nie przepuszczające grama światła. Straciłam grunt pod nogami. Nie czułam łaskączących moich stóp źdźbeł trawy, tylko kułące, delikatne skrzydełka. Owady zaczęły mnie podnosić i chwilę potem jedyne oparcie stanowiły dla mnie ich malutkie tułowia. Nagle ,,szarańcza" rozstąpiła się, ja spadłam na grunt.

Obudziłam się z krzykiem gwałtownie łapiąc powietrze. Oślepiło mnie światło lampy znajdującej się tuż nas moją twarzą. Słyszałam słowa.

- Ej, obudziła się.

- To idź z nią porozmawiaj. Ja się do niej nie zbliżę.

- Ehh, niech ci będzie, ale trzymaj. - Wręczył mu jakąś kartkę. - Daj ją Nilsowi, wiesz... temu z działu trucizn, on będzie wiedział on będzie wiedział o co chodzi...

- Dobrze, dobrze, ale teraz już idź z nią rozmawiać, bo zaraz pozabja nas wszytskich.

Kiedy szukasz prawdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz