Prawa. Lewa. Prawa. Lewa. Tylko spokojnie. Spokojnie, rozumiesz? Po prostu biegnij, przed siebie. Klif. Świetnie! Tylko tego zbocza mi tutaj brakowało! Dodatkowo musiałam się potknąć. Cholerne kamienie... Teraz zostanę kolacją tego czegoś. Właściwie, co to jest? I co ja robię? Zaraz, to sen!
Obudziłam się z krzykiem. Już trzeci raz w tym miesiącu przeżywam ten sam koszmar senny.
- Hope, co się stało?! - krzyczy zaspana mama wpadając do mojego pokoju i włączając lampkę nocną. Nie ma wątpliwości, że postawiłam cały dom na nogi moimi krzykami.
- T-To... To nic... Zły sen... - odparłam ciężko dysząc. Czułam się, jakbym za chwilę miała odlecieć.
- Znów ten sam? - pyta z zatroskaniem, siadając na łóżku. Koszmary zdarzają mi się często, ale to chyba nie jest normalne, że ciągle powtarza się ta sama historia.
- Tak... Ale to już napewno koniec. - pocieszam ją, choć sama nie jestem pewna swych słów. Mama chyba to poznała, bo patrzyła nadal z takim samym wyrazem twarzy. - Która godzina? - zmieniam temat. Nie chciałam, żeby tak się martwiła - przecież to tylko sny.
- Szósta czterdzieści. - mruknęła zerkając na swój zegarek. - Może spróbuj znów zasnąć... Masz jeszcze ponad godzinę. - zaproponowała, ale ja pokręciłam przecząco głową. Nie ma szans, żebym zasnęła po czymś takim.
- Przejdę się do parku, to mi dobrze zrobi. - postanowiłam. Może obecność drzew nie był najlepszym pomysłem w tym momencie, ale tam zawszę się uspokajam. Szum liści poruszanych delikatnym to coś, co mogłabym słuchać godzinami.
- Dobrze, tylko bądź na czas w domu. - nakazała stukając palcem w zegarek.
- Wiem, wiem. - wysiliłam się na coś, co przypominało uśmiech i ruszyłam do szafy po ubrania. W tym czasie mama zeszła na dół, domyśliłam się że po to, by zrobić śniadanie.
Wybrałam czarną bluzkę i spodnie z dziurami na kolanach, w tym samym kolorze. Na głowę wciągnęłam jeszcze czerwoną, materiałową czapkę. Po ubraniu wybranego stroju skierowałam się do łazienki. Uczesałam swoje długie, jasnobrązowe włosy w warkocz i przemyłam twarz zimną, orzeźwiającą wodą. Po toalecie wróciłam do pokoju po jakąś książkę. Gdy zgarniałam z półki nowo zakupioną powieść Johna Green'a, zauważyłam tam też powieść, której nigdy nie skończyłam. Zapomniałam jednak dlaczego, więc z ciekawości ściągnęłam ją analizując okładkę. Po chwili książka w wyniku mojego rzutu odbiła się od szafy.
"Pełnia".
Ten tytuł wzbudzał we mnie strach odkąd tylko pojawiły się koszmary, czyli jakieś... pięć miesięcy temu? Ale i tak cieszę się, że jest coraz lepiej. Na samym początku pojawiały się codziennie, więc zaprzestałam czytania tej głupiej książki i oglądania filmów fantasy. Wtedy było lepiej... Ale mimo wszystko mama zabrała mnie do psychologa. Sesje mi wcale nie pomagały, a jeśli jednak, to bardzo mało, więc obie doszłyśmy do wniosku, że niema to najmniejszego sensu i zakończyłyśmy te głupie pogadanki. Właściwie nie chciało mi się wierzyć, że przez jakąś zwykłą książkę miałam co noc koszmary. To tylko opowieść fantasy.
Zgarnęłam pierwszą książkę i przy okazji złapałam telefon. Powolnym krokiem zeszłam po schodach i po cichu przemknęłam się do lodówki. Mama nawet mnie nie zauważyła, bo prowadziła zawziętą rozmowę najprawdopodobniej z tatą.
- Byłoby miło, jakbyś czasem zainteresował się dzieckiem! Jest twoją jedyną córką, a widziała cię raz w życiu! - awanturowała się, wręcz krzyczała do telefonu. Wyglądało to trochę tak, jakby chciała uderzyć przez słuchawkę.
Mama miała jednak rację, bo ostatnio widziałam tatę na moich dziesiątych urodzinach. Nie widział, kiedy dorastałam, więc nie zdziwiłabym się, jakby mnie nie poznał. Przez te siedem lat całkiem się zmieniłam. Przyglądałam się mamie popijając małymi łykami wodę. Jednak nie wiedziałam, że złość malująca się na twarzy skromnej Beaty Polak, w jednej chwili może zmienić się w strach... a nawet przerażenie.
- Mógłbyś wresz... Adam! A-Adam? ADAM?! HALO? - nawet mnie te słowa zaniepokoiły.
- Mamo? - pisnęłam zaniepokojona.
Moja rodzicielka szybko się rozłączyła i schwyciła klucz do samochodu wybiegając z domu. Gdy wypadłam na podjazd, mama skręcała już na najbliższym skrzyżowaniu. Na nic zdały się moje nawoływania. Nie wiedziałam co robić. Nieco roztrzęsiona popatrzyłam na zegarek. Było jeszcze wcześnie - siódma z kilkoma minutami. Zabrałam plecak z przedpokoju i zamykając drzwi na klucz, rozglądnęłam się, jakbym liczyła, że mama przyjedzie akurat teraz z tatą i wszyscy się przytulimy, i wszystko będzie dobrze, będziemy żyć długo i szczęśliwie... ale tak jest tylko w bajkach...
~~*~~
Cześć! Jak podoba się prolog? Mam nadzieję, że nie zasnęliście jeszcze xD
Jak myślicie, dlaczego mama Hope tak zareagowała i na co?
Co działo się po drugiej stronie słuchawki? Piszcie! Chętnie poczytam ;)
Na dzisiaj to tyle! Trzymajcie się, czeeść!
Poprawione: 19.08.2018
Przy poprawionych będzie takie o > •
CZYTASZ
Silence | | Skkf
FanfictionFlorian objął mnie ramieniem i wolnym tempem kontynuowaliśmy drogę do domu. - Nie jest ci zimno? - zwróciłam się do niego przerywając wreszcie ciszę panującą pomiędzy nami od jakiegoś czasu. - Mnie? - zaśmiał się. - Skąd! To ja powinienem raczej c...