• 26 Telepatia

192 21 66
                                    

PERSPEKTYWA FILIPA

- Słyszę wiatr. - szepnął Stasiek. - Jesteśmy blisko wyjścia.

Od kilku godzin błądziliśmy po ciemnych korytarzach, które wydawały się nie mieć końca. Uznaliśmy że najlepszym rozwiązaniem na znalezienie ucieczki i nie pogubienie siebie nawzajem będzie chodzenie jeden za drugim. Za kolejnym zakrętem oślepił nas blask słońca. Nareszcie opuściliśmy to miejsce.

- Moje oczy... - burknąłem boleśnie, a Rafał zawtórował mi krótkim sapnięciem.

- Skądś znam to miejsce. - zauważył Stasiek. - Chyba już tu kiedyś byliśmy.

- Jasne. Moja pierwsza pełnia. - przypomniałem sobie.

- Czy wy też to czujecie? - zapytał Janek, który już od dłuższego czasu się nie odzywał. Każdy z nas starał się rozpoznać wspomnianą woń.

- O cholera. - szepnąłem i posłałem Dąbrowskiemu porozumiewawcze spojrzenie.

Zaczęliśmy biec. W tamtym momencie nie liczyło się nic innego, niż jak najszybciej dotrzeć do niego. Zapach krwi alfy czuje każdy ze stada. Florian jest w niebezpieczeństwie.

Po kilku minutach trafiliśmy nad urwisko. Stał tam. Nie, on klęczał. Wiedziałem, że długo nie będę mógł wymazać z pamięci tego widoku.

Jego ręce były pokryte zadrapaniami, z których sączyła się ciemnoczerwona ciecz. Wysunięte długie pazury ociekały z jego własnej krwi, a z błyszczących oczu płynęły krwiste strumienie bólu. Cały drżał i toczył pianę z pyska. Gdy się zbliżyliśmy usłyszeliśmy też, że wielki wilk, który przed nami był, popiskiwał cicho, jak mały szczeniak.

Odwrócił od nas wzrok i patrzył pusto w przepaść nieopodal siebie.

- Odejdźcie! Zostawcie mnie! - wrzasnął do nas telepatycznie. Nie mieliśmy zamiaru go opuszczać. Nie w takim stanie. Postawiliśmy kilka kroków na przód, na co on warknął donośnie, przez co znów się cofnęliśmy. Lecz Janek wciąż szedł przed siebie. Florian znowu ryknął, jednak wciąż tylko jeden z nas nie reagował.

Kiedy był już dostatecznie blisko, upadł przed nim na kolana, przez co ich spojrzenia się krzyżowały. Dopiero wtedy zauważyłem, że on też płacze. Przez pojedyncze przebłyski ich oczu zrozumiałem, że rozmawiają telepatycznie. Pojąłem też, że powinniśmy dać im chwilę samotności. Gestami przekazałem do chłopakom, a oni zgodzili się ze mną. Oddaliliśmy się o kilkaset metrów do miejsca, z którego mogliśmy obserwować ich obu i czekaliśmy na dalszy rozwój wydarzeń.

PERSPEKTYWA HOPE

Było już około drugiej w nocy, gdy obudził mnie silny grzmot. Zerwałam się na równe nogi, a moją twarz oślepił blask księżyca, który wpadał do mojego pokoju. Pełnia. Deszcz z wyjątkową zawziętością uderzał w szybę i grając swoją melodię przywołał mnie bliżej okna. Wtem wydarzyła się rzecz bardzo dziwna. Pośrodku bezkresu łąk, zauważyłam postać. Nie mogłam dostrzec niczego więcej poza jego męską posturą, jednak mogłabym przysiąc, że na mnie patrzy. Do ciekawsze, sama nie mogłam oderwać od niego wzroku.

Nagle usłyszałam jakby szept w mojej głowie:

- Chodź do mnie.

Nie miałam pojęcia co mną kierowało, jednak jak najszybciej chciałam znaleźć się na zewnątrz. Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi wejściowe. Szybko pobiegłam na drugą stronę domu. Stał tam, choć teraz był bliżej.

- Chodź...

Zaczęłam zbliżać się do postaci i z każdym kolejnym krokiem nabierałam pewności swoich czynów.

- Paula co ty robisz? - Remek pojawił się zaraz przy wejściu, kiedy byłam już w połowie drogi.

- Och, zamknij się! - krzyknął chłopak przede mną. Zatrzymałam się na chwilę, czując lekkie pulsowanie w skroniach.

- Paula, wracaj! Jest burza i strasznie pada! - nie poddawał się Remek. Ja jednak zbliżając się do nieznajomego czułam się lepiej.

- Nie zatrzymuj się. Postępujesz słusznie. - nie rozumiałam, dlaczego mimo iż chłopak szeptał, to ja doskonale słyszałam każde słowo.

- Paula błagam! - warknął brunet za mną, przez co odwróciłam się przez ramię by na niego spojrzeć. Wydawał się dziwnie większy.

- Hej, nie patrz. To może być straszne. - sposób, w jaki do mnie mówił, był tak kojący i znajomy...

- Wracaj tu natychmiast dziwko! - zaryczał nienaturalnym głosem, na co zaczęłam biec w stronę chłopaka, któremu mogłam się już dokładnie przyjrzeć. Był to wysoki brunet o czekoladowych oczach.

- Nie bój się, nie pozwolę żeby cię skrzywdził. - mówiąc to schował mnie za swoimi plecami po czym zdjął kaptur, który dotychczas osłaniał jego twarz.

- Słodko. - burknął Remek tym samym przerażającym głosem. - Zajmujesz się małym i nędznym człowieczkiem... Ale nie musisz się martwić, ona i tak jest moja. MOJA, rozumiesz?!

- Słaby, samotny omega. - zaśmiał się chłopak. Kompletnie nie rozumiałam o co chodzi, jednak miałam nadzieję na wyjaśnienie w dalszym dialogu. - Co myślisz, że możesz mi zrobić?

- A kim ty jesteś, że śmiesz mi grozić chłopcze? - ten drugi zrobił kilka sporych kroków w naszą stronę.

- Słuchaj, musisz mi teraz zaufać. Na mój znak zaczniesz biec ile sił w stronę lasu i nie odwracasz się ani na chwilę, cokolwiek usłyszysz, czy zobaczysz. Jasne? - usłyszałam, choć jego usta się nie poruszyły. Pokiwałam zdecydowanie głową, choć sama nie wiedziałam skąd u mnie tyle ufności do nieznajomego człowieka.

- Czyżby twoja pewność siebie spadła? - prowokował Remek. Był już niedaleko nas dwojga.

- Teraz! - krzyknął chłopak i ruszyłam biegiem we wskazanym kierunku. Poruszałam naprzemiennie nogami z prędkością, z jaką chyba jeszcze nigdy tego nie robiłam.

- Stój! - wrzeszczał Remek, jednak ja nie chciałam go słuchać. Chciałam uciec, coś mówiło mi że muszę to zrobić i to „coś" było bardzo silne.

Minęłam pierwsze drzewa, kiedy może pół kilometra dalej uderzył świetlisty błysk. Zauważyłam samochód, więc poznałam w jego kierunku. Będąc już za nim, osunęłam na ziemię starając się unormować oddech. Serce waliło mi okropnie szybko, a jednocześnie czułam delikatny spokój, może nawet zadowolenie.

Czekałam.

Silence | | SkkfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz