• 17. Okropne uczucie

352 22 52
                                    

Otworzyłam oczy i uniosłam głowę słysząc krótki dźwięk informujący o odblokowaniu drzwi. W myślach modliłam się, żeby nie był to Kamil. Jednak moje prośby nie zostały wysłuchane. 

- Pobudka. - powiedział przyjaznym tonem, jak gdyby obwieszczał wspaniałą wiadomość. - Jak się spało, słonko? 

Milczałam. Nie miałam ochoty na rozmowę z tym człowiekiem. Najchętniej obiłabym tą jego śliczną buźkę, niestety moje ręce mocno zaciskał sznur i jeśli mam być szczera to ledwo je czuję. Chłopak westchnął głośno i uklęknął przede mną opierając ręce na bokach mojego krzesła. Jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko mojej przez co przypomniałam sobie akcję z zeszłego wieczoru. Wzdrygnęłam się na samą myśl, choć on musiał odebrać to inaczej, bo na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. 

- Słuchaj... - zaczął, znów przybierając poważny wyraz twarzy. - Na prawdę nie chcę dla ciebie źle. Uwierz mi, najchętniej wypuściłbym cię nawet teraz... 

- To to zrób. - warknęłam mu prosto w twarz. Kolejne westchnienie odbiło się echem od ścian pomieszczenia. 

- Ale nie mogę, niestety. Chciałbym, żebyś nie myślała że jesteś tutaj z mojego powodu, ani bynajmniej mojej zachcianki. Nie jestem tutaj szefem ani nikim w tym rodzaju. Jestem tutaj tylko pionkiem. - przeniósł wzrok gdzieś na bok. - Jakkolwiek to brzmi. Nie jestem tym, kim myślisz. 

- Pomagasz mojemu wrogowi. Osobie, która mnie porwała i trzyma tutaj. To wystarczający powód, by cię nienawidzić. - powiedziałam pewnie. Potrząsnął głową z bolesnym uśmiechem. Wyglądało na to, że te słowa w jakiś sposób go zraniły. Ciekawe, że taki chłopak dał się zaatakować przez jakieś nędzne słowa. Kamil podniósł się z ziemi i znów ruszył w stronę drzwi. 

- Wiesz co? - zatrzymał się, jednak nie odwrócił się. - Nikt nie jest tym za kogo się podaje. Nawet ta twoja paczka, ci ludzie nazywani przez ciebie przyjaciółmi. Nie są tacy, za jakich się podają. - urwał. Chyba wahał się, czy wypuścić z siebie kolejne słowa. - Przez te wszystkie lata ty... 

- Streszczaj się, mam dość. Muszę jeszcze obejrzeć tą wspaniałą ścianę naprzeciwko. - mruknęłam. W odpowiedzi Kamil stanął przede mną z pustym i zimnym wyrazem twarzy. Jego błękitne oczy wyglądały wtedy nieco ciemniej, kompletnie bez wyrazu, jakby ktoś wyrwał z nich życie. 

- Ja się w tobie ku*wa zakochałem, rozumiesz? - szepnął. Zamurowało mnie. Totalnie nie rozumiałam, jak mogło do tego dojść. Chłopak, który nienawidził mnie całym sercem właśnie wyznał mi miłość. Ten sam, którego ubóstwiały wszystkie dziewczyny ze szkoły i marzyły by się z nim przespać. 

- C-Co? - wydusiłam mrugając gwałtownie. 

- Przepraszam. - rzekł ledwo słyszalnie. Jego podbródek lekko zadrżał, po czym powoli zbliżył swoje usta do moich łącząc je w pocałunku. 

Wtedy poczułam, że był ze mną na prawdę szczery. Wciąż nie miałam pojęcia, jak mogłoby to być prawdą, jednak na prawdę - uwierzyłam mu. Uderzyło mnie poczucie winy za wszystkie okropne słowa, które powiedziałam pod jego adresem i chciałam za wszelką cenę przeprosić za to, co go tak zraniło. Jednak przed oczyma przepłynęły mi wszystkie wspaniałe chwile z Florianem. Te wszystkie momenty, w których czułam się na prawdę bezpieczna i kochana, kiedy czułam, że kocham. 

W tym momencie się ocknęłam. Właśnie wtedy pojęłam, że całuję Kamila. Co więcej, moje ręce i nogi były wolne i obejmowałam go, a on przyciskając do siebie moją talię, głaskał moje plecy. 

Jasna cholera.

W przerażeniu odskoczyłam od niego gwałtownie, po czym potykając się o przewrócone krzesło znalazłam się na ziemi. Świat zawirował, a z kręcących się kształtów udało mi się wyodrębnić sylwetkę bruneta, później twarz, uśmiech. 

- Co ty mi dałeś? - krzyknęłam unosząc dłonie do głowy. Sylwetka chłopaka znalazła się nade mną nadzwyczaj szybko i dokładnie mogłam przyjrzeć się jego szyderczemu uśmiechowi. 

- Wiedz, że musiałem. - pogładził mój policzek. - I że mówiłem szczerze. 

Chwilę później zniknął za drzwiami, a ja niedługo potem straciłam przytomność. 

Perspektywa Jasia

- Nie było go całą noc. Może coś mu się stało? - zmartwiła się Wiola siadając na fotelu. - Ja osobiście bym to sprawdziła. 

Czekaliśmy kilka godzin na powrót Floriana. Mieliśmy nadzieję, że pojawi się o poranku, jednak minęła już godzina dziesiąta, a jego wciąż nie widzieliśmy. Czułem się na prawdę okropnie i gdzieś w głębiach mojego umysłu cieszyłem się, że nasz alfa nie wraca. Czekająca mnie z nim rozmowa przerażała mnie bardziej, niż cokolwiek na świecie, a było tego całkiem sporo. Jednak priorytetem było dla mnie, by przyjaciel się odnalazł. Wilkołak i duże miasto za dnia nie są dobrym połączeniem. 

- Florek wciąż nie wrócił? - zapytał Rafał wychodząc z korytarza. Zaspany szatyn przeciągnął się i usiadł na drugiej kanapie. 

- Nie rozumiem dlaczego jesteście tacy spokojni! - uniosłem nieco głos. Zeszłej nocy oddaliśmy Hope w ręce wroga, a nasz alfa wybiegł zaraz po powrocie i nie mamy pojęcia gdzie się podziewa. Oni natomiast jak gdyby nigdy nic przespali kilka godzin. 

- Hej, wyluzuj. - ziewnął Filip. - Florian jest przecież alfą, da sobie radę. 

- A Hope? - odezwał się Dezy opierając się o framugę drzwi. Miał nieco bledszą skórę niż zazwyczaj, a jego twarz przedstawiała zmęczenie. 

- Stary, wyglądasz jakbyś wpadł do zimowego jeziora! 

- Ciebie też miło widzieć, Janek. - zaśmiał się krótko. - Nie wyglądasz lepiej. I odłóż lepiej ten telefon, bo zaraz go zgnieciesz. 

Nawet nie zauważyłem, że ciągle go ściskam. Ciągle czekałem na jakiś znak od Floriana. Bałem się, że mógł zrobić coś głupiego. Naprawdę się bałem. 

- Trzeba wymyślić jakiś plan. - wtrąciła się Wiola spoglądając na każdego po kolei. 

- Nie możemy zrobić niczego na własną rękę. Potrzebujemy alfy. - Stasiek zwrócił nam uwagę. 

- Widzisz tu gdzieś Floriana? - zirytował się Filip. - Nie ma go, więc musimy działać sami. 

- Kłoda ma rację. Czas działa na naszą niekorzyść. - zgodził się Dezy. - Im szybciej podejmiemy decyzje, tym szybciej znajdziemy i uratujemy Hope. 

- Ale jakie decyzje chcesz podjąć? - mruknął jeden z nas.

- Właśnie, masz jakiś plan? - powiedział drugi. 

- Jeszcze nie, ale wspólnymi siłami na pewno coś wymyślimy. - mówiąc to Dezy położył nacisk na słowa "wspólnymi siłami". 

- Dajcie spokój! Przecież to nie może być aż takie trudne. Jesteśmy watahą, a to są przecież ludzie. - zauważył Rafał. - Słabi, wątli, powolni i bezbronni. Nie mają z nami szans. 

Nie podobało mi się, że tak bardzo uogólnił ludzi. Przecież Hope też nim jest. Choć żyjemy podobnie, to jednak są inni. Ale mamy przecież te same potrzeby, te same pragnienia, uczucia. 

- Wiecie co? Chyba mam pomysł. - powiedziałem podnosząc się do pionu. 


Silence | | SkkfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz