04. Rodzina Ross'ów

82 14 5
                                    


Od naszego pierwszego spotkania mija dzisiaj kilkanaście dni. To co przeżyłem tamtego dnia jest nie do opisania. Nie potrafię ubrać w słowa tych wszystkich emocji. Tego co się działo z moim ciałem. Jak reagowało na jego słowa, oddech i ciało. Zdecydowanie była to najlepsza randka w moim życiu. Naszego pierwszego pocałunku nie zapomnę już nigdy. Teraz siedzę na peronie trzecim w Newark i czekam na pociąg w kierunku Jersey. Już został zapowiedziany. Po niespełna minucie pociąg wjeżdża na stację. Otwierają się drzwi a gdy wszyscy pasażerowie, którzy wysiadają na tej stacji, wychodzą, wchodzę ja. Ubrany jak zawsze w czarne rurki i ciemną, zwyczajną, klasyczną bluzę z długim rękawem. Czasami latem, ludzie pytają mnie czy nie jest mi za gorąco. Uważam to za głupie pytanie. Ten kolor pasuje do wszystkiego i moim zdaniem jest uroczy. W życiu nie ubrałbym czegoś pomarańczowego albo żółtego, mimo iż jednego razu korciło mnie by kupić t-shirt z podobizną Spongebob'a. Skręcam w prawo, rozsuwam drzwi i idę na początek przedziału by znaleźć kanara. Aktualnie obsługuje jakąś panią. Staję obok, opieram się o ścianę pociągu i wyjmuje telefon. Wystukuje wiadomość:

"Już jestem w drodze. Niedługo będę."

Po chwili dostaję odpowiedź:

"Będę na Ciebie czekał ;*"

Uśmiecham się i chowam telefon do kieszeni. We mnie wlepił już wzrok wysoki mężczyzna.

- Pomóc w czymś?

- Tak. Jak chciałbym kupić bilet do Jersey.

Gdy już mam bilet w portfelu, udaje się wzdłuż przedziału by znaleźć sobie miejsce. Pociąg jest pełen ludzi. Akurat dzisiaj wszyscy muszą dokądś jechać, pomyślałem. Wtedy zauważam znajomą twarz, automatycznie zawracam i szybkim krokiem idę w przeciwnym kierunku. To najlepszy znajomy mamy. Nie chcę by dowiedziała się, że gdzieś jechałem. Do kogoś, kim nie jest dziewczyna. Zapewne na drugi dzień przyjechała by do nas, by urządzić mi kolejne kazanie albo co gorsza, przyjechała by jeszcze dzisiaj i to prosto do Jersey. Znajduje miejsce na samym końcu i siadam z nadzieją, że już żaden znajomy mnie nie zauważy. Wyciągam z kieszeni czerwone słuchawki i podpinam je do telefonu. Wkładam do uszu i przeszukując moją playliste włączam tryb losowy i już po chwili rozpoznaje pierwsze słowa piosenki.

- "Down on the West Coast they got a saying. If you're not drinking then you're not playing" - podśpiewuje spoglądając za okno. Jest piękna, słoneczna pogoda. Dokładnie jak tydzień temu. Czeka mnie kolejny udany dzień. Jednak trochę się stresuję. By brzuch mniej bolał, podciągam nogi do góry i oplatam je rękoma. Dosłownie chwile po tym w oczy zaczyna świecić mi ostre słońce. Mrużę oczy i cofam lekko głowę w cień. Przejeżdżamy akurat przez otwarty teren. Jedyne co widać to hektary pól, a za nimi gdzieś w oddali, pojedyncze domostwa. Nagle spostrzegam przebiegającego między warzywami lisa. Wzdycham i przyklejam nos do szyby. Uwielbiam lisy. Zawsze chciałem mieć takiego w domu. Poza lisem, może jeszcze ze sto innych gatunków, ponieważ kocham zwierzęta. Jakby tak się zastanowić, to chciałbym zostać weterynarzem. To możliwe, ponieważ w tym roku kończę szkołę i mam zamiar wybrać się do liceum profilowanego. Złożyłem już papiery do oddziału medycznego. Odblokowuje telefon i włączam pierwszą lepszą grę, by droga szybciej zleciała. Jeszcze nigdy tak dobrze mi nie szło. Przechodzę poziom za poziomem a droga mija mi w przeciągu minuty. Spostrzegam się, że wjeżdżamy do Jersey. Za oknem widzę rzędy torów kolejowych i początki dużego miasta. Pociąg zatrzymuje się i ogłasza, że dotarliśmy do kolejnej stacji. Wstaję, przerzucam plecak za ramię i wychodzę. Nie muszę się rozglądać. Rufus już czeka. Jak zawsze towarzyszy mu jego uwodzicielski uśmiech. 

- Hej mały - uśmiecha się jeszcze szerzej.

- Cześć - odpowiadam. Chcę dodać coś jeszcze ale ktoś mi przerwał.

Błędy MłodościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz