08. Zapach Lilaków

69 9 6
                                    

- Nadszedł czas mojej drugiej wizyty w domu Ross'ów. Tym razem na dłużej bo zostałem na noc.

- Babcia nie miała nic przeciwko? - pyta Joseph, unosząc ku górze krzaczastą brew.

- Absolutnie nie. Nie było problemu. Poprosiłem Annie, żeby zajrzała do niej wieczorem. Mimo wszystko wolałem by ktoś dał mi znać czy z nią wszystko w porządku. Rodzice oczywiście nie wiedzieli o wyjeździe a babcia służyła pomocną dłonią, jeżeli chodzi o alibi.

- Niezła z Was para agentów.

- Wszystko było dokładnie zaplanowane. Tym było łatwiej, że rodzice odwiedzali nas średnio dwa razy na miesiąc.

***

Stoję w drzwiach pociągu. Przez głośnik jednym uchem słyszę, zapowiadaną ostatnią stację - Jersey. Drugim uchem wsłuchuje się w spokojne dźwięki "Gods & Monsters" Lany Del Rey. Promienie słońca wpadające przez szybę w rozsuwanych drzwiach. Ogrzewają mnie, migocząc między wysokimi brzozami i sosnami. "Me and God, we don't get along so now I sing" ["Ja i Bóg nie dogadujemy się dobrze, więc śpiewam"] - podśpiewuje. Co do wiary w "Boga". Nie, nie jestem katolikiem. Ze względu na zamiłowanie biologią, wierzę w procesy biologiczne zachodzące w naszych ciałach (starzenie się, degradacja). Mimo tego pewna część mojej podświadomości wykreowała wizję pośmiertnego świata, w którym spotkam osoby obdarzone miłością za życia ziemskiego. Jest to niestety tak prawdopodobne jak to, że dzisiaj zostanę milionerem. Przeraża mnie myśl wiecznej ciemności, lecz mimo tego nie umiem spojrzeć optymistyczniej na śmierć. Ale żeby było jasne. Na co dzień jestem optymistą. Dlatego wyrzucam te myśli z mojej głowy i uśmiecham się myśląc o tym, że za kilka chwil utonę w ramionach Rufusa.

***

- Jak poprzednio odebrał mnie z dworca.

- A kolejnym przystankiem było? - pyta Joseph unosząc do ust szklankę wody mineralnej.

- Szliśmy do jego domu, lecz po drodze na chwilę wstąpiliśmy do Natalie.

- Czyli jego przyjaciółki, którą poznałeś ostatnim razem.

- Tak.

- Poranna kawa i ciastka?

- Przeciwnie. Musiał przekazać jakąś płytę jej chłopakowi. Był właśnie u niej. Gdy podeszliśmy pod jej dom, wybiegł nam na przeciw jej Labrador. Jak to ja, uległem urokowi pieska i Rufus musiał odciągać mnie siłą - roześmiałem się cicho na to wspomnienie. - Chwilę później gdy pies zaczął szczekać, para wyszła do nas. Przywitałem się i chwilę pogadałem z Natalie, gdy Rufus rozmawiał o płycie z Serge'm.

- Następnie dom - powiedział prowadzący.

- Tak, szliśmy na prawdę powoli, trzymając się za ręce. W Jersey nie czuliśmy potrzeby krycia się, idąc miastem jako para.

- Przejdźmy do tego co działo się już w domu.

- Tego dnia wzięliśmy pierwszy wspólny prysznic.

***

Przyciśnięty do ściany próbuję złapać oddech między pocałunkami. Brunet zjeżdża powoli w dół całując mnie po szyi. Ręce zarzucone mam na jego ramionach a palce zanurzone w jego włosach. Rękoma podnosi spód mojej koszulki, energicznym pociągnięciem podnosi moje ręce, ściąga ją ze mnie i rzuca w kąt korytarza.

- Co z Katty? - pytam.

- Spokojnie, siedzi w pokoju i ogląda Krainę Lodu. Nie wyjdzie stamtąd co najmniej przez godzinę - przechodzi ustami na mój tors. Wsuwam dłoń pod jego koszulkę i delikatnie podwijam ją ku górze. Chłopak przestaje i przez chwilę wpatruje się w moje oczy. - Kocham Cię.

- Ja też Cię kocham skarbie - ściągam jego t-shirt i upuszczam na podłogę. Wracamy do pocałunków, gdy po chwili czuję jak jego palce chwytają za guzik w moich spodniach. Nasze ciała przywierają do siebie. Na swoim brzuchu czuję jego twardą wypukłość w jeansach.

Dziesięć minut później stoimy nadzy w kabinie prysznicowej. Rufus przytula mnie od tyłu i delikatnie przygryza moją szyję. Powoli odkręca kurek z wodą. Po kilku sekundach zaczynają po nas spływać strużki ciepłej wody. Obraca mnie do siebie i spogląda na moją twarz. W milczeniu pochylam się w jego stronę i składam delikatny pocałunek. Woda opłukuje nas od czubka głów, spływa po oczach przez co nie mogę ich otworzyć. Brązowooki chłopak chwyta w swoje dłonie moje pośladki i zaciska je. Prawie bezgłośnie pomrukuje. Na chwilę odwraca się, zabiera gąbkę i wydusza na nią trochę lekko fioletowego płynu do kąpieli. W kabinie roznosi się zapach wiosennych lilaków przypominający mi mój stary dom. Z uśmiechem szoruje mój tors a następnie plecy. Relaksuje się, lecz nie trwa to długo, ponieważ czuję jego dotykać w niższych partiach mojego ciała. Jego zaciśniętą dłoń spoczęła na mojej męskości.

- Ktoś tu jest podniecony - szepcze mi do ucha.

- Trudno nie być przy takim gorącym facecie - odpowiadam prawie szeptem, rozmyślając o tym jak cudownie by było, gdyby ta chwila nie miała końca.

***

- Nie powiem, działo się.

- Właśnie słyszę.

- Ale nie długo. Kilka minut później musieliśmy wyjść bo wiedzieliśmy, że niedługo wróci Margaret z zakupów. Nie chciałaby raczej zastać naszych ubrań i bielizny w korytarzu - Joseph próbuje wstrzymać śmiech.

- Z tego co wiem lubiła Cię jako zięcia.

- Owszem, ale nie chciałem przesadzać. Tym bardziej, że miałem zamiar zostać tam na noc a do tego potrzebne było jej pozwolenie.

- Pewnie nie było ciężko.

- Fakt. Tylko musiałem powiadomić babcię i załatwić jej opiekę. Mieliśmy dla siebie cały dzień. Jakbym miał wybierać. To jest mój ulubiony dzień spędzony przy jego boku. Dzięki temu, że mieliśmy dodatkowe kilkanaście godzin zabrał mnie nad jezioro.

- Romantycznie.

- To jego duży plus bo sam jestem romantykiem. Do kąpieli pożyczył mi swoje spodenki. Przebrałem się, zabraliśmy potrzebne rzeczy i ruszyliśmy. Droga minęła nam na słuchaniu muzyki, śpiewaniu i zbieraniu kwiatów rosnących na mijanych polach. Zrobiłem nawet a'la wianek z chabrów. Nie był idealny ale się trzymał. W jedną stronę droga zajęła nam może z półtorej godziny. Było wręcz upalnie, więc między polami wędrowaliśmy bez koszulek. W pewnym momencie Rufus zerwał czerwonego maka i udając, że to róża przyklęknął.

***

- Przeważnie nie kręcą się tutaj ludzie. Wielu nie wie nawet, że to miejsce istnieje - faktycznie plaża była bardzo mała a po bokach porośnięta dziką trzciną i tatarakiem.

- Nie przeszkadza mi to. Więcej prywatności - mówię ściągając trampki i skarpetki.
 Chłopak rozkłada koc, siada na nim i rozbiera się. - Pamiętaj, że nie jesteśmy na plaży dla nudystów - zgrywam się przed nim.

- Chciałbyś - obraca się ze swoim łobuzerskim uśmiechem w moją stronę.

- Nie zaprzeczę - puszczam mu oczko i kładę na kocu. Ten rzuca się na mnie i zaczyna łaskotać. Po chwili szarpania cudem udaje mi się wyrwać i z krzykiem udaję się w kierunku wody. Rufus dogania mnie, podnosi na ręce i wbiega ze mną do świeżej toni.

Z oddali słychać krzyki i wesołe śmiechy dwójki młodych, zakochanych nastolatków.

Błędy MłodościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz