10. Martwię Się o Ciebie

44 6 2
                                    

Wchodzę głębiej do pomieszczenia i rozglądam się po nim. Najdłużej skupiam się na czerwonych bębnach perkusji. Moim marzeniem jest kiedyś na niej zagrać. Ale nie tak by pouderzać w nią bez namysłu, tylko zagrać jedną z ulubionych piosenek. Rufus pogrążony jest w rozmowie z Oscarem. Z tego co słyszę, wnioskuje że jedna z ich ulubionych kapel zamierza zagrać w ich mieście. Chodzenie na koncerty to jedna z ulubionych form spędzania czasu mojego chłopaka. Często gdy zbliża się weekend oznajmia mi, że wybiera się do klubu w mieście, ponieważ gra jedna z miejscowych kapel. Jersey tętni muzyką. To kolejny plus, który mnie tutaj przyciąga. Obchodzę wszystkie cztery ściany. Między plakatami zauważam zdjęcia z wspólnych imprez jego i jego znajomych. Cieszę się, że znalazł swoje miejsce w tym świecie. Moja natura introwertyka trzyma mnie z daleka od ludzi. Nie lubię chodzić na imprezy a więcej niż piątka osób to dla mnie tłum. Wtedy czuję się nieswojo. Po skończeniu zwiedzania opadam na kanapę. Na przeciw mnie znajduję się stojak z gitarą elektryczną. Na niej też fajnie byłoby umieć grać. Jest mi bardzo wygodnie. Opuszczam głowę do tyłu i opieram kark o miękką poduszkę.

- Zaraz wrócimy. Simon przyszedł. Poczekasz tu na nas? - pyta Rufus.

- Oczywiście - odpowiadam i posyłam mu buziaka. Chłopcy wychodzą, pozostawiając mnie w natłoku myśli. Wstaję i ponownie przechadzam się po pokoju przeglądając plakaty i zdjęcia wiszące na ścianach.

***

- Czyli kolejną osobą, którą poznałeś był Simon.

- Tak. Bardzo wysoki chłopak o dużych niebieskich oczach. Z opowiadań wiem, że jak ja uwielbia jeść ale nie było po nim tego widać. Gdybyś zobaczył go bez koszulki mógłbyś policzyć wszystkie jego żebra - zachichotałem. Prowadzący również się uśmiechnął i przeszedł do kolejnego pytania.

- Czyli mogłeś po raz pierwszy usłyszeć jak gra Twój chłopak na żywo?

- Tak. Gdy wrócili przywitałem się z Simonem i zasiadłem na kanapie. Rufus podał mi wielkie słuchawki, żeby trochę zagłuszyć hałas. Gdy wszyscy zaczęli grać było tam bardzo głośno. Słyszałem wszystko mimo słuchawek na uszach. Widziałem, że granie sprawia mu przyjemność. Przez cały czas uśmiechał się i pokazywał rząd równych zębów. Mogłem dostrzec jak przez jego ciało przechodzi muzyka, niczym wyładowania elektryczne płynące w jego żyłach. Zagrali kilka kawałków, po czym udaliśmy się jak zapytałeś wcześniej na rozmowę odnośnie palenia. Wyczułem od niego smród dymu tytoniowego.

***

- Możemy porozmawiać na osobności? - pytam chłopaka siedzącego obok mnie na zielonkawej wersalce.

- Oczywiście. O czym chcesz porozmawiać? - pyta zaciekawiony całując mnie po szyi.

- Powiem Ci jak wyjdziemy - odpieram bez emocji. Ten przytula mnie, pomaga mi wstać i udajemy się w kierunku drzwi. Gdy przechodzimy przez nie odwraca się i krzyczy do kolegów:

- Zaraz wracamy. Idę zaprowadzić Michaela do łazienki - następnie przeciąga mnie przez próg.

Wchodzimy z powrotem na górę. Ja idę przodem. Stopnie są dosyć strome, więc muszę uważać aby się nie potknąć. Gdy docieramy na szczyt schodów, otwiera drzwi obok miejsca gdzie wcześniej zostawiłem swoje trampki wchodząc do domu. Przepuszcza mnie w drzwiach gestem gentlemana. Nie kłamał. Naprawdę zaprowadził mnie do łazienki. Jest niewielka ale spokojnie pomieściłaby kilka osób. Niebieskie kafelki na ścianach i małe okno oziębiają wnętrze. Siadam na skraju wanny a brunet staje przede mą. Kuca i chwyta mnie za dłoń głaszcząc jej wierzch.

- To o czym chciałeś porozmawiać Micky?

- Paliłeś, prawda? - rzucam prosto z mostu. Rufus po chwili ciszy odpowiada:

- Jednego. Ale... Wiesz. To nie jest takie złe jak gadają w telewizji. Palący żyją czasami o wiele dłużej niż Ci wszyscy ludzie niby zdrowo się odżywiający i uprawiający sport.

- Masz rację ale to nie przez to, że nie palili. Gdyby do tego zaczęli jeszcze kopcić to pożegnali by się z tym światem jeszcze szybciej - patrzę z troską w oczy mojego ukochanego.

- Zrobiono badania i wykazano, że jak ktoś niewiele pali to nie ma to wpływu na jego... - nie pozwalam mu dokończyć przyciskając palec wskazujący do jego wąskich ust.

- Nie obchodzą mnie te wymyślone przez palaczy badania. Palenie jest szkodliwe - zabieram z powrotem rękę.

- Michael, czy Ty chcesz mnie kontrolować? - wyraz jego twarzy zmienia się nie do poznania. Jeszcze nigdy nie widziałem w jego wzroku takiej pustki.

- Ja.. ja - jąkam się.

- Co niby? - dopytuje.

- Martwię się o Ciebie. Kocham Cię głupku i chcę dla Ciebie jak najlepiej! - chłopak wstaje i przytula mnie. Moja twarz chowa się w miękkiej koszulce ciemnookiego.

- Wybacz kotek ale nie rzucę tego tak o.

- Może być spróbował? - oddalam się od niego i spoglądam na jego twarz. Siedemnastolatek unika mojego spojrzenia.

- Obiecuję, że nie będę palił przy Tobie - przykłada prawą dłoń do klatki piersiowej. Natomiast drugą unosi do góry na wysokość głowy. Nie reaguję na jego obietnice, jedynie obarczam go zirytowanym spojrzeniem. Ponownie przyciąga mnie do siebie a ja zamykam oczy i skupiam się na jego cieple.

***

- Udało mu się rzucić? - pyta prowadzący sięgając jednocześnie ręką po szklankę wody leżącą przed nami na małym stoliku z wysoką nogą.

- Myślę, że nawet nie spróbował. Zawsze próbował przekonać mnie, że nie jest to tak szkodliwe jak mówią o tym ludzie. Wiem, że prócz tego kiedyś jarał. Pewnie niejednokrotnie. Jego argumentem było to, że w niewielkich dawkach ma to właściwości lecznicze. Bronił się też tym, że jego rodzicom też zdarza się zapalić od czasu do czasu. Mnie to nie przekonuje. Jestem grzecznym mężczyzną. Prawda jest taka, że nigdy nie spytałem o to Margaret ani Adama więc nie wiem czy mówił prawdę - poprawiam nawykowo włosy ułożone do góry.

- Nigdy nie próbowałeś?

- Zdarzyło się, że spróbowałem. W wieku około czternastu lat. Ale łącznie może były to z cztery papierosy zapalone przy towarzystwie, przy którym wstyd nie było zapalić bo każdy to robił. Wiem, słabe tłumaczenie. Ale więcej nie ciągnęło mnie do tego. Tym bardziej, że u nas w rodzinie nikt nie palił. Chociaż mama kiedyś wspominała, że jako nastolatka paliła nałogowo. Wyszła z tego i więcej nie wróciła. Więc wiem, że można. Wystarczy tylko trochę silnej woli.

- Następnie wróciliście do piwnicy?

- Tak. Zagrali razem jeszcze jeden kawałek i Rufus stwierdził, że pora się zbierać.

- Jak oceniasz tę wizytę?

- Oscar nie przypadł mi do gustu. Lepiej dogadywałem się z Simonem. Chociaż uważam, że oboje mieli na niego zły wpływ. Byli za bardzo wyluzowani. Nie wiem jak to teraz wygląda. Może się zmienili. Nie mam z żadnym z nich kontaktu.

- Żałujesz?

- Tego, że się nie odzywają? Absolutnie nie. Szczególnie z Oscarem, który okazał się świnią a nie człowiekiem. Ale o tym trochę później. Po pożegnaniu ruszyliśmy spacerkiem pod mój ulubiony dom o numerze "69". Szliśmy trzymając się za ręce a niekiedy wręcz przytuleni do siebie. W drzwiach powitała nas Margaret. Gdy ściągnęliśmy buty zaprosiła nas do kuchni na kolację. Przyrządziła najlepszą lasagne jaką jadłem w całym moim życiu. Mogłeś kroić ją jak placek. W czasie gdy Rufus przygotowywał talerze i sztućce ja usiadłem na podłodze i pobawiłem się z Ticco. Uwielbiam tego małego psiaczka. Tak samo jak Margaret. Z "Panią Mamą" mam kontakt do teraz. Czy chodzi o życzenia świąteczne czy urodzinowe zawsze z chęcią wyczekuję na jej odpowiedź.

- I to koniec tego najlepszego dnia jak to wcześniej określiłeś?

- To jeszcze nie koniec. Została jeszcze najbardziej urocza chwila jaką mnie obdarzył.

Błędy MłodościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz