Park Jimin był tancerzem. Tańczył w stylu hip-hop, breakdance, new age, nowoczesnym, współczesnym, ale zdecydowanie najbardziej się cieszył, kiedy razem z Hoseokiem bawili się w popping.
Po tym jak Taehyung przedstawił Jimina swojemu chłopakowi, ci zaprzyjaźnili się do tego stopnia, że zaczęli razem ćwiczyć i we dwóch spędzać dużo czasu nie tylko na samym tańczeniu. Zazwyczaj spotykali się w piątki, ale na ich nie szczęście akurat w ten dzień, największa sala była zajmowana przez klub kickboxingu, więc Hoseok z Jiminem, póki wciąż było ciepło (a raczej gorąco), tańczyli na szkolnym boisku.
I nie byłoby mi nic do tego, gdyby nie to, że sam korzystałem z ich dyspozycji kluczami do bramy. Brałem wtedy piłkę do kosza i razem z Taehyungiem graliśmy w Grzybka albo rozgrywaliśmy szybki meczyk jeden na jednego. Nie chcę oczywiście się przechwalać, ale za każdym razem odsyłałem Tae z płaczem do Hoseoka. Byłem dla gówniarza zbyt dobry, a on wyjątkowo źle znosił porażki. Nie udawałem, że dawało mi to ogromną satysfakcję.
Lubiłem z nim grać, chociaż jego humorki momentami były nieznośne. Tak jak wtedy, kiedy wkurzył się, że po raz kolejny zablokowałem jego rzut. A to było dość dziwne, bo młodszy był wyższy ode mnie. O cztery centymetry, ale w koszykówce każdy milimetr jest przecież na wagę złota.
- Hoseok! - zawołał rozzłoszczony. Odwrócił się na drugą stronę boiska, gdzie do płynącej z przenośnego głośnika muzyki dwójka tancerzy układała w pełnym skupieniu choreografię. Hoseok jakoś nie zwracał uwagi na wołanie swojego chłopaka, był zbyt skupiony na tym, by poprawić Jimina w wykonywaniu jednego z ruchów.
Pan-rozpieszczony-Taehyung skrzyżował ręce na piersi i usiadł obrażony na zimnym asfalcie.
- Tae, wstań, bo się przeziębisz - powiedziałem, wykonując celny rzut do kosza z trzech metrów. Gdy piłka szczęśliwie wpadła do obręczy i przeleciała przez siatkę, podszedłem do młodszego. Nie lubiłem, kiedy robił takie sceny, przypominało mi to zajmowanie się małym dzieckiem. A nieszczególnie lubiłem dzieci.
Objąłem go rękami pod pachami, po czym uniosłem w górę.
- Odkąd zapoznałem go z Jiminem, nie zwraca na mnie uwagi - szepnął, nieco zawiedzionym głosem. Otrzepał spodnie z naniesionego na asfalt piasku.
- Sam jesteś sobie winny - burknąłem. Odwróciłem się, by iść po piłkę i wtedy poczułem, jak Tae zaczepnie kopie mnie w łydkę.
- Hoseok! Zajmij się swoim chłopakiem, bo znowu zachowuje się jak bachor! - wrzasnąłem.
Nie miałem najmniejszej ochoty niańczyć Kima. Z jednej strony mi to nie przeszkadzało, ale z drugiej szybko przypominałem sobie, jak rozwydrzony, nieznośny i rozpieszczony przez Hoseoka był ten dzieciak. Pełnoletni co prawda, ale wciąż dzieciak.
Muzyka, do której choreografię układali tancerze, po chwili ucichła, a nasza strona boiska powiększyła się o dwie osoby.
- Dwa na dwa? - zaproponował Jimin, który uniósł ręce, splótł je nad głową i wyciągnął, rozciągając przy tym kręgosłup oraz barki.
YOU ARE READING
Dlaczego nie zabiłem Park Jimina || myg•pjm
Fanfiction» To nie tak, że kocham Jimina. Po prostu żyjemy ze sobą, śpimy razem, wspieramy się, dzielimy radościami i smutkami. Ja wciąż chcę się go pozbyć, ale z każdym dniem jest to coraz trudniejsze. « Min Yoongi planuje „zabić" Park Jimina w ramach zemsty...