Powód nr 6: nie zabiłem go, bo rozpaczliwie chciał mi pomóc.

2.5K 460 109
                                    

Niedziela była jedynym dniem, w którym mogłem spać, ile tylko chciałem; nie gonił mnie czas

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Niedziela była jedynym dniem, w którym mogłem spać, ile tylko chciałem; nie gonił mnie czas. Jednak świadomość, że egzaminy zbliżają się wielkimi krokami, a przede mną masa zaliczeń, nie pozwalała odpocząć w należytych stu procentach.

O dziesiątej rano usłyszałem w domu szmer, huk, jakiś szelest nieznajomego materiału. Ktoś kręcił się po mieszkaniu i chociaż normalny człowiek od razu wpadłby w panikę, ja nie czułem żadnego niepokoju.

Klucze do mojego mieszkania miały dwie osoby - Hoseok oraz Jimin - i często z nich korzystali, kiedy chcieli zrobić mi niespodziankę bądź niezapowiedzianą wizytą. Niespodziewany gość z pewnością był więc moim przyjacielem, nie wrogiem.

Niechętnie podniosłem się z łóżka i na wpółprzytomny poczłapałem do przedpokoju. Tam, widząc ogromną walizkę i duże, tekturowe pudełko, zmarszczyłem brwi.

- Dzień dobry - powiedział wesoło Jimin, który, jak gdyby nigdy nic, zdjął ciężkie trapery z nóg.

Skrzyżowałem ręce na piersi i popatrzyłem na młodszego, domagając się jakiś wyjaśnień już nie samej wizyty, a powodu dla którego przytachał na piąte piętro tak duże i ciężkie bagaże. Ten tylko uśmiechnął się wyraźnie zadowolony. Odwiesił kurtkę na wieszak, po czym do rękawa upchał swój ulubiony, duży szalik.

- Wprowadzam się do ciebie.

Słysząc jego słowa, nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Otarłem wyimaginowaną łzę z policzka i klasnąłem w dłonie.

- Świetny żart, Jiminie. A tak na serio, co sprowadza cię w środku nocy? - spytałem, posyłając młodszemu aktorski uśmiech.

- Wprowadzam się.

Gdy Jimin to powtórzył, wszystkie emocje opuściły moją twarz. Jego ton był śmiertelnie poważny, choć słowa brzmiały wyjątkowo absurdalnie.

Park stał przede mną na baczność, dokładnie obserwując każdy mój ruch, nawet mrugnięcie.

- Jak to wprowadzasz? Nie ma mowy - powiedziałem. Od razu podszedłem do drzwi, chcąc kulturalnie otworzyć je na pożegnanie Jiminowi. Zanim jednak do nich dotarłem, ten złapał mnie za nadgarstek i odwrócił do siebie.

- Proszę, nie mam gdzie się podziać - westchnął. - Pokłóciłem się z ojcem i wyrzucił mnie z domu. D-dołożę się do wszystkich opłat, tylko proszę, pozwól mi zostać!

Westchnąłem głośno na jego słowa, zorientowawszy się w końcu jaki był motyw tego głupiego pomysłu.

- Więc o to ci chodzi? - Uniosłem znacząco brew, patrząc prosto w oczy młodszego.

Chłopak zamrugał kilkakrotnie, po czym opuścił zawstydzony głowę.

- Jimin, nie wprowadzisz się do mnie przypadkiem tylko po to, by odciążyć mnie od rachunków? - spytałem. Park puścił mój nadgarstek i odsunął się na niewielki krok. - Nie potrzebuję twojej litości. Idź stąd.

Miałem wrażenie, że zacznę parować ze złości, która w jednej chwili się we mnie zgromadziła. Było to tak cholernie upokarzające. Jimin pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak mały i bezwartościowy się czułem w tamtym momencie.

Minąłem chłopaka w przejściu, lekko szturchając go przy tym ramieniem. Ten zachwiał się, co wymusiło na nim przestąpienie na drugą nogę, a chwilę po tym złapał mnie za koszulkę.

- Yoongi, nie robię tego z litości - oznajmił. - To chyba normalne, że chcę pomóc osobie, którą lubię, prawda? Nie pozwolisz mi za siebie zapłacić długów, więc pozwól chociaż tak się odciążyć. Daj sobie pomóc. - Jimin w końcu puścił moją koszulkę, a gdy upewnił się, że nie odejdę, nabrał do płuc powietrza i zagryzł wargi. - Poza tym, do domu wrócił brat ze swoją narzeczoną i zrobił się tłok. Naprawdę chcę się stamtąd w końcu wynieść.

Odwróciłem się twarzą do Jimina i głośno westchnąłem. Wiedziałem, że choćbym siłą wyrzucił go z mieszkania, to on i tak znalazłby sposób by wejść. Czy to oknem, czy to przez jakąś dziurę w podłodze.

Znałem go już wystarczająco długo by wiedzieć, że jeśli się na coś uprze, to nie odpuści. Kliknąłem językiem i dotknąłem palcami kości nosowej, jak tylko zdałem sobie sprawę ze swojej porażki. Albo wygranej, w końcu posiadanie współlokatora to odciążenie finansowe.

- Śpisz na kanapie i musisz zmieścić się na jednej półce. Nie ma w tym mieszkaniu miejsca - wymamrotałem. Chciałem się ruszyć, jednak Jimin, który rozweselony rzucił się w moje ramiona, mi na to nie pozwolił.

- Dziękuję! Obiecuję, że nie będę sprawiał problemów!

Młodszy oplótł ręce na mojej szyi i przylgnął tak mocno, że nic pomiędzy nas prawdopodobnie by się nie zmieściło. Kiedy poczułem jak jego policzek ociera się o mój, stado motyli w moim brzuchu znowu uleciało i wypełniło całe ciało tym niezwykle przyjemnym ciepłem.

- Mam nadzieję - szepnąłem, klepiąc młodszego po plecach. Pewnie gdybym poszedł o krok dalej, gdybym przytulił go mocniej, zwariowałbym.

- Mogę już iść posprzątać? Nie chcę nic mówić, ale masz tutaj mały bałagan. - Rudzielec puścił mnie z uścisku, a potem uśmiechnął się ciepło. Gdy odsunąłem się od młodszego, pociągnałem nosem i dopiero po chwili uniosłem na niego swój wzrok.

- Właściwie to mamy.

- Ale to są twoje rzeczy, więc jest twój. No serio, po co trzymasz pudełko po filmie z pękniętą płytą w środku? - Jimin wskazał palcem stolik ukryty pod stertą różnych przedmiotów, mniej bądź bardziej potrzebnych.

- Tylko spróbuj to wyrzucić, a urwę ci głowę. Nie leży to tutaj bez powodu.

- Więc jaki jest ten powód?

Przeczesałem nerwowo różowe włosy. Westchnąłem, jakby poirytowany niezrozumieniem Jimina, ale tak naprawdę zbierałem cenne sekundy, by szybko wymyślić odpowiedni argument.

- Żebyś się pytał.

Dlaczego nie zabiłem Park Jimina || myg•pjmWhere stories live. Discover now