Przeżywałem ten najgorszy okres w życiu, kiedy nie było czasu na sen. Coraz częściej wychodziłem z domu z Hoseokiem, Taehyungiem i Jiminem, a gdzieś pomiędzy uczelnią, znajomymi i obowiązkiem nauki, chciałem znaleźć czas na komponowanie muzyki oraz pisanie tekstów. Jesienna pogoda też temu nie sprzyjała, bo każdy, opadający liść, tylko przypominał mi o upływających godzinach i o tym, że w moim obecnym położeniu chandra to najgorsze, co może mnie spotkać. Coraz szybciej robiło się ciemno, a ja wręcz czułem, jak kolejne chwile poświęcone obowiązkom przelatywały między palcami.
Sił miałem coraz mniej i naprawdę nie wiem, jakim cudem doczłapałem się pod salę, w której za kilkanaście minut miały odbyć się zajęcia z impostacji głosu. Bezsilnie rzuciłem plecak pod ścianę, ignorując wywołany tym huk oraz przestraszone dźwiękiem spojrzenia innych studentów. Szybko dołączyłem do swojej ukochanej torby w grzaniu płytek, czego tak właściwie od razu pożałowałem, bo bijący od nich chłód ekspresowo wyziębił moje siedzenie oraz nogi. To jednak nie miało znaczenia, kiedy zmęczenie wzięło górę, oczy same się zamknęły, a głowa bezwładnie opadła w dół. Byłem potwornie wypruty z wszelkiej energii, do tego cholernie głodny. Burczenie mojego brzucha prawdopodobnie słyszała cała uczelnia.
- Yoongi?
Usłyszawszy znajomy głos, otworzyłem zmęczone oczy, przed którymi stanął obraz kucającego przy mnie Jimina, z troską wymalowaną na każdym calu twarzy.
- Czego?- rzuciłem nieprzyjemnie, tylko i wyłącznie po to, by dał mi spokój. Cóż, nie byłem w najlepszym humorze.
Młodszy uśmiechnął się w wyjątkowo uroczy sposób, po czym wzruszył ramionami. Zdawał się zupełnie nie przejmować moją nieuprzejmością... albo się do niej przyzwyczaił.
- Niczego. Chciałem się tylko przywitać.
- Dzień dobry. Do widzenia - fuknąłem. Skrzyżowałem ręce na piersi i przymknąłem powieki, kiedy znowu usłyszałem burczenie w brzuchu. Tym jednak razem poczułem ból, spowodowany zbyt mocnym skurczem żołądka.
- Hyung, jesteś głodny - skomentował jakże błyskotliwie. - Masz jakieś jedzenie?
Ponownie popatrzyłem na Jimina. Jego oczy były szeroko otwarte, brwi uniesione, a pełne, różowe wargi lekko rozchylone w zaskoczeniu.
- Nie zdążyłem dzisiaj niczego przygotować. Później kupię coś w bufecie. - Oczywiście, że nie kupię. Za ostatnie pieniądze opłaciłem czynsz i byłem tak trochę bez grosza przy duszy. Machnąłem do Jimina ręką w geście, by w końcu odszedł. Jeszcze mi jego na głowie brakowało.
Park jednak nie dał mi spokoju, za to zaczął buszować w swoim plecaku. Niespokojnie gryzł przy tym swoje różowiutkie wargi, zupełnie jakby szukał czegoś bardzo ważnego, najcenniejszego. Po chwili przekopywania torby wyciągnął plastikowe pudełko oraz niewielki, szczelnie zamknięty kubeczek.
- Nie możesz chodzić głodny - skwitował, kładąc na moich udach pudełka.
- Zabierz to, będziesz potem głodny. A mi aż tak bardzo nie chce się jeść - powiedziałem, jednak mój brzuch wyraźnie dał odczuć, że kłamałem.
- Właśnie słyszę. - Jimin cicho zachichotał. Widząc, jak uroczo się uśmiechnął, jak jego oczy przymknęły się w charakterystyczny sposób, a głos po cichutku rozbrzmiewał w wysokich, rozbawionych tonach, sam uniosłem lekko kąciki ust. Park był uroczy i słodki, przynajmniej czasami. Zdarzały mu się momenty takie jak tamten, gdy nie mogłem oderwać od niego wzroku.
Kiedy przyłapałem się na tym, że już po raz któryś z kolei spoufalam się z Jiminem, od razu skarciłem się w myślach.
- Weź to, proszę. Ja już jadłem, a po treningu umówiłem się z Tae, że pójdziemy do chińskiej restauracji. Głodny nie będę. - Jimin stanął na nogi, wcześniej przyjacielsko klepiąc moje udo. - Muszę już iść. Zjedz wszystko i wróć bezpiecznie do domu.
Przerzucił przez jedno ramię czarny, skórzany plecak, uśmiechnął się po raz ostatni i odszedł, pozostawiając mnie w towarzystwie zaskoczenia oraz wdzięczności. Przez chwilę patrzyłem na jego oddalającą się sylwetkę, a potem spuściłem wzrok na pudełka z jedzeniem.
Otworzyłem najpierw to duże. Moje oczy zaświeciły się, kiedy zobaczyłem smażony ryż z warzywami. Pachniał naprawdę niesamowicie, a do tego wciąż był ciepły! Litry śliny zebrały się w moich policzkach na widok tak apetycznego jedzenia. Zaręczam, że w tamtej chwili nie było na świecie szczęśliwszego człowieka.
Chociaż Jimin często mnie wkurzał, to miałem ochotę wyściskać go i dziękować, dopóki znowu czegoś nie wywinie! Cholera, oddał mi swój obiad, a sam pewnie będzie głodował przez resztę dnia.
Nie mogłem więc nie uszanować jego poświęcenia, więc chciałem szybko zabrać się za jedzenie... no właśnie, chciałem. Ale nie miałem czym. Mogłem tylko patrzeć na te pyszności i zapełniać głód coraz większą ilością wytwarzanej śliny.
Miałem ryż palcami wybierać? Przecież nie noszę ze sobą pałeczek, a ten gówniarz mi żadnych nie zostawił, nawet łyżeczki, noża, nic!
Park Jimin zrobił to specjalnie! Sam mnie prowokował do tego, żebym się go w końcu pozbył i z każdym dniem dawał mi coraz więcej powodów, by to w końcu zrobić!
YOU ARE READING
Dlaczego nie zabiłem Park Jimina || myg•pjm
Fanfiction» To nie tak, że kocham Jimina. Po prostu żyjemy ze sobą, śpimy razem, wspieramy się, dzielimy radościami i smutkami. Ja wciąż chcę się go pozbyć, ale z każdym dniem jest to coraz trudniejsze. « Min Yoongi planuje „zabić" Park Jimina w ramach zemsty...