Obudziłem się, jak to mówi moja matematyczka, czwartego dnia tygodnia. Tylko, że zamiast myśli o tym, że jutro o tej samej porze będzie piątek, piąteczek, piątunio to robiłem za realistę i ubolewałem nad urlopem Pana Hale'a. Niby może być dziś jeszcze w szkole (na co mam nadzieje), ale jutro nie będzie go na pewno. Początek weekendu ze smutnym akcentem nie nigdy nie jest dobrą wizją, ale co począć? Dupa do tyłu, cycki do przodu i żyje się dalej.
Musiałem wstać z łóżka, ale szło mi to tak opornie, że w końcu postanowiłem sturlać się na podłogę. Upadłem trochę boleśnie, powiedzmy bezpiecznie, ale na pewno głośno. Tato krzyknął, pytając co się dzieje, a ja równie donośnym głosem odpowiedziałem, że szkoła się dzieje. Chyba się zaśmiał pod nosem i nie przerywał swoich porannych rytuałów. Nie słyszałem już żadnej odpowiedzi. A czekałem na nią dość długo, miedzy innymi prze to, że znów mi się przysnęło i chyba po raz pierwszy zauważyłem jak wygodną mam podłogę. Co prawdo spało się na niej o wiele gorzej niż na podręczniku od wos-u, ale dawała rade równie dobrze jak łóżko.
Zegarek pokazał mi 7:47, więc miałem do wyboru iść na jakąś abstrakcyjną lekcję typu geografia lub zjeść śniadanie, wejść pod prysznic i ubrać się. Wybrałem to drugie, bo do szkoły chodzić to ja mogę jedynie jak gwiazda, znaczy... mogę chodzić tam jedynie dla ludzi.
***
Pominę bardziej lub mniej nudne rzeczy ze szkoły nie tylko ze względu na moją leniwą dupę, ale gównie przez brak ciekawych rzeczy, serio. Pierwszą lekcje zignorowałem, drugą prawie też - zdążyłem na ostatnie piętnaście minut. Trzecią był angielski, a przez brak nauczyciela wymyśliłem coś, co robiłem już do końca dnia. Oparłem brodę o rękę i siedziałem tak wpatrując się w świat za kratami, udając, że kogoś słucham. Tu Lydii, która użalała się nad bliźniakami, tu Scotta, który znów starał się mi wyjaśnić o co chodzi z gościem w piwnicy Rudej, no i została jeszcze Kira, która chyba jako jedyna miała odwagę się mnie zapytać co się dzieje i chyba z nią jako jedyną rozmawiałem. Poza tym ona jako jedyna z moich przyjaciół w ostatnim czasie wiedziała co się u mnie dzieje.
- Stiles? - zapytała mnie jeszcze w szkole, kładąc rękę na moje ramie. Nawet się obróciłem z zamyśloną, pochmurną miną. Kira wydawała się być taką dobrą osobą, ale w inny sposób niż Scott. On przejmowała się w pierwszej kolejności bliskimi, a w drugiej niewinnymi, jak to brzydko określa McCwel.
- Hm? - Odwróciłem głowę znów w stronę okna, by uniknąć niewygodnych spojrzeń dziewczyny, ani mojej twarzy, który by spąsowiał.
- Jesteś dziś apatyczny - stwierdziła, a ja czułem jak patrzy na moją twarz. Nie wiedziałem jednak czy chce dostrzec moją reakcję, uczucia, jakiś dziwny wyraz twarzy.
- Ehh - ciężko westchnąłem, skupiając się na drzewach przy skraju lasu za oknem - mam ciężki dzień... tydzień. - Miesiąc i chyba rok. Co z tego, że wrzesień zaczął się stosunkowo niedawno, wtedy myślałem o tym inaczej. Teraz niby też tak myślę, a jednak coś się zmieniło.
- Jestem pierwszą osobą dziś, z którą powiedzmy, że normalnie rozmawiasz - ucięła, sądząc, że jej nie słucham. Słuchałem. Jednak cała moja uwaga skupiła się wtedy na czymś innym i chyba nabrałem jakiś głębszych emocji niż obojętność. Zdziwienie, strach, przerażenie, troska. Miałem otwartą buzię i nawet nad tym nie panowałem, nie potrafiłem się wysłowić. Jedynie jak ślepy starałem się wymacać Kirę, by jej pokazać coś dziwnego. - Stiles?! - Powiedziała podniesionym głosem, prawie krzycząc.
- T-tam ktoś stoi - otrząsnąłem się i słowa w końcu przeszły przez moje gardło. Popatrzyłem na moje ulubione kitsune oczyma pełnymi obaw i lęku. Wskazałem ręką na nagą dziewczynę za oknem, która zachowywała się dziwnie dziko. Stała w krzakach i nie mam pojęcia czemu nikt tam jej nie widział. - Jakaś dziewczyna - dodałem, a Kira z niedowierzaniem zerknęła przez okno. Oczy otworzyły się jej jak pięć złotych.
- Lecę po nią - wybiegła z sali, zdejmując swoją bluzę. Ja zostałem znów sam i mimo, że chciałem wiedzieć co zrobi Kira to dalej siedziałem bez żadnych emocji w ławce. Tylko, że tym razem głowę miałem schowaną w rękach.
Po powrocie do domu i historii która zapewne nic nie wniósł w niczyje życie, mogę powiedzieć, że gdy całe stado najpewniej siedziało i starała się coś zrobić z dziewczyną. Ja za to też siedziałem - pod kocem, czując się jak mała kuleczka i wpierdalałem lody łyżką. Słony karmel. Dziwne, nieco śmieszne, ale dawały radę. Chciałem dziś po szkole zrobić coś normalnego, jak na przeciętnego licealistę przystało, a nie ganiać po lesie jak małpa. Wiedziałem też, że za cały mój nastrój jest odpowiedzialny Pan Peter. To w tym wszystkim było najgorsze. Siedząc na tym swoim łóżku z Adelew tle nie wiem co zrobić. Wstaje, biorę laptop i szukam serialu. Supernatural! Świetnie! Nie skończyłem jeszcze trzeciego sezonu, a póki co Sam wygląda dobrze, więc jest supi-dupi.
Skończyłem sezon zbyt szybko, by móc mieć wyjebane na szkołę, więc zmieniając muzykę z Adele na Sabrine Carpenter siadłem do jedynego przedmiotu, który da mi teraz jakieś ukojenie - angielski. Jeszcze nie tak dawno uznałbym to za co najmniej dziwne, ale teraz? Matematyka wydaję się większą abstrakcją niż angielski. Jednak nie wiedziałem po co się staram skoro jutro i tak Pana Hale'a nie ma. Carpenter w głośnikach zmusiła mnie do cofnięcia się do beztroskich czasów, kiedy to ze Scottem bawiliśmy się z niepełnosprawnymi w berka i najśmieszniejszymi żartami były te z czarnego humoru. Czarny humor jest jak noga - nie każdy go ma. Ehh, to były chwile, największym problemem było przejście przez ulice. A teraz? Tracę kontakt z bliskimi. Nie wiem nawet gdzie jest mój ojciec, a lody jem jedynie dlatego, że jakiś nauczyciele nie chce się ze mną rżnąć. Życie jest straszne.
Wziąłem laptopa z łóżka, usiadłem na podłodze i zacząłem oglądać seriale dzieciństwa śpiewając opening przy każdym odcinku.
Mam w sobie moc niezwykłą
mogę użyć jej gdy chcę
I w podwodnym świecie zniknąć
jakże w nim cudownie jest
Lubię pływać w wielkim oceanie niema granic w nim
Bo ja mam tajemnicę swą domem mym podmorska toń
Spójrzcie w nią to moja moc to me królestwo
Bo ja mam tajemnicę swą
domem mym podmorska toń i
wierzę że ten świat ogromną muszlą jest
a ja perłą w niej...
W pewnym momencie do mojego pokoju wszedł szeryf i zapytał mnie co się stało. Rozpłakałem się. Powiedziałem mu wszystko to, co mi ciążyło na sercu. Nie wiem jak on to przyjął i czy coś zrozumiał. Cieszyłem się jedynie, że mi było lepiej.
CZYTASZ
Czarnowłosy - Steter/Sterek
FanfictionKiedyś wszystko było proste. Mimo, że plan mojego dnia powierzchownie wyglądał na monotonny - szkoła, znajomi, nauka - to w nieznaczny sposób każdy dzień mijał mi inaczej. Na przykład ten, w którym nikt nie miał dla mnie czasu, a ja w akcie desperac...