11.

1.8K 101 6
                                    

Wczorajszy dzień nie zostanie wpisany do mojego życiorysu...

Serio.

 Ojciec pozwolił mi zostać w domu i dojść do siebie. Dlatego dochodziłem przez cały dzień. Na cały dom puściłem jakieś skoczne kawałki Kaśki Perry, Avril Lavigne, Shakiry czy Blogu 27. Skakałem po wszystkich pokojach  w bluzie od gościa, który mnie zaliczył, moich jedynych, czarnych dresach i okropnie cudownych skarpetkach w ludziki-pierniczki. Tak tematycznie nawet zjadłem pudełko lodów piernikowych, które były bardzo słodkie i idealnie oddawały smak tych zazwyczaj  świątecznych przysmaków. Jedynym minusem w tych lodach były orzechy włoskie, które musiałem wypluwać. Nienawidzę ich. Penistacje i fistaszki za to lubię, warto zapamiętać! Potem leżałem krzyżem na podłodze, pijąc jakieś wino z piwnicy, a do smutnego tła leciała jakaś piosenka Adelajdy. Rozpaczałem wtedy nad beznadziejnością swojego życia i tak naprawdę to szukałem powodu swojego smutku. Takiego prawdziwego, przez który muszę nakładać uśmiechniętą maskę, kiedy wychodzę do ludzi i udawać, że wszystko jest dobrze lub przynajmniej nie jest źle. Nie potrafiłem czegoś takiego znaleźć. To mnie tylko dobiło. 

Skończyłem pić butelkę. Szczęśliwie siarka* okazała się być słodka, więc moje kubki smakowe nie zrobiły żadnego buntu. Niestety żołądek tak. Powiedźmy, że obraził się za picie bez wcześniejszego dokarmiania i w tym momencie chciał zjeść śniadanie. Była godzina szesnasta z minutami, więc wolałem uniknąć uczucia ssania od środka, jakby czarna dziura zjadała mój układ pokarmowy.

Po tym jak jakimś cudem dźwignąłem się z podłogi i zszedłem do kuchni, nie chciałem nawet wiedzieć co jest do jedzenia. Lodówkę otworzyłem jedynie, by wyjąć mleko, jajka oraz resztę potrzebnych mi składników na naleśniki. Pomijając już jak bardzo zasyfiłem kuchnie to naleśniki wprawiły mnie w taką euforię, że wziąłem laptopa, położyłem się na łóżko wraz z nim i zacząłem oglądać Scream Queens. Pod kocykiem, z jedzeniem, ładowarką i jedynie przyjemnym strachem wywołanym serialem.

Dlatego ten piątek nie zostanie upamiętniony w mojej biografii. Nigdy.

***

Scott zadzwonił do mnie wczesnym rankiem, budząc mnie, co nie poprawiło jego pozycji społecznej w mojej hierarchii. Ostatnio leciał w dół i to głęboki dół. Jednak McCwel to dalej mój przyjaciel. Może i traci w moich oczach, oddalamy się od siebie, ale wiem jedno - mogę na nim polegać. On może polegać na mnie.

- Obudziłem? - Stwierdził znakiem zapytania chłopak pełen entuzjazmu. Słońce właśnie zaświeciło mi prosto w oczy, lekko oślepiając. Zamruczałem niezadowolony, kopiąc nogą coś, co spadło na ziemie. Talerz po jedzeniu, super. - Słyszę, że tak. Ale dobra, Stiles, pamiętasz dziewczynę, którą zobaczyłeś pod szkołą? - Mruknąłem przez telefon na znak, że może kontynuować swoje rozważania. Sam podniosłem się z łóżka pół przytomny, nie pamiętając kiedy zasnąłem. Zabrałem laptop z łóżka i odłożyłem go na wolną komodę. - Zaopiekowaliśmy się nią, było trudno. Teraz jesteśmy wszyscy u Kiry w domu i... - w słuchawce zapadła głucha cisza, którą przerwał cichy głosik  mojego ulubionego rudzielca, na którego byłem lekko obrażony. Usłyszałem jednak jej "powiedz mu" z charakterystyczną histerią dziewczyny w głosie. Bała się czegoś? 

- I? - Starałem się zachęcić bruneta do dalszych zeznań lub powiedzenia czegokolwiek. Niestety, biedaczek zaciął się i interweniowała Kira. 

- Ona cie zna, Stiles. Nie wie skąd, ale cie zna - tym razem głucha cisza spowodowana była moim osłupieniem. Czułem jak gęsia skórka zajmuje coraz większe obszary mojego ciała, zaczynając od rąk, biegnąc po karku i kończąc na całych plecach. Mijały sekundy, a ja słyszałem bicie mojego serca i szumy z drugiej strony telefonu, zapewne stado szeptało coś do siebie - Stiles? Jesteś? - Yukimura pytała z tak szczerą troską, że aż cieplutko zrobiło się na serduszku. Niestety, trwało to tylko chwilę.

- Jadę do was - oznajmiłem, rozłączając się i pierwsze co zrobiłem  to gwałtownie wstałem z łóżka i ruszyłem do łazienki. Oczywiście po drodze musiałem wdepnąć w talerz, który się nie połamał, ale mam wrażanie, że było blisko. 

Umyłem się, zęby, twarz. Załatwiłem się, ubrałem, zjadłem, zgubiłem dwa razy telefon i go znalazłem. Podobnie z kluczykami od auta. Wszystko to w niecałe piętnaście minut, co uznaje za swój sukces. Siedziałem już w fotelu  jeepa, zadowolony, że nie muszą na mnie czekać w nieskończoność, gdy dostałem sms-a.

Od McCwel:

A wspominalem ze nasz 'podopieczny' z piwnicy jes bez opieki

Do McCwel:

Jeśli cos sugerujesz to wiedz, ze wyjechalm..

Do McCwel:

Biegnij do niego

Do McCwel:

Najlepiej teraz!!1

Oczywiście nie wiedziałem, gdzie mam jechać, więc po jakże miłej konwersacji ze Scottem, dzwoniłem po ratunek do Kiry. Dziewczyna mi wszystko wytłumaczyła i bezpiecznie dojechałem do jej domu. Po drodze słuchałem radia i niby mógłbym to olać i nie wspominać, ale puścili Girlfriend Avril Lavigne, więc pół drogi wygłupiałem się za kierownicą w okularach przeciwsłonecznych. Pozwalało mi to przezwyciężyć strach przed spotkaniem z znajomą-nieznajomą. Z jednej strony intrygowało mnie co ona zrobi, gdy mnie zobaczy, co ja zrobię jak ją zobaczę (widziałem ją, ale to mało ważne). Z drugiej jednak strony bałem się, cholernie się bałem. Nie wiem czego właściwie, ale miałem nadzieję, że gdy już przekroczę próg domu kitsune to strach mnie opuści.

Zaparkowałem i wysiadłem z samochodu. Podszedłem do drzwi, zapukałem i nie czekając na zaproszenie wszedłem. Zobaczyłem swoich znajomych i uderzyła mnie fala szczęścia mógłby skakać i krzyczeć jak to się cieszę na ich widok, a równocześnie chciałem się schować. Na dnie ogromnego pudła, w którym nikt by mnie nie szukał. Targały mną sprzeczne emocje. Przytulałem się z dziewczynami, z gospodarzami jedynie uścisnąłem rękę, bo bądź, co bądź jednym z nich jest mój nauczyciel historii. Przepraszam, szanowny nauczyciel historii.

Wziąłem głęboki wdech. - No to? Pokażcie mi kto mnie zna.

***

Otwarli mi drzwi do niewielkiego, jasnego pokoju. Ściany były podrapane, ale okna wyglądały jak nowe, co innego z firanką. Jej fioletowe strzępy leżały na podłodze, a najwięcej w legowisku dziewczyny. W potarganych, rozszarpanych ubraniach siedziała na kupce materiału, w którym coś trzymała. Niczym dzielny szczeniak, który ma za zadanie chronić kapcia. Widok nie był przerażający, raczej przykry. Zapukałem do otwartych drzwi, a dziewczyna cała rozdrażniona obróciła się. Oczy świeciły jej się na niebiesko, szczerzyła swoje kły, a z pyska niemalże leciała jej piana. Wściekłym spojrzeniem wypatrywała wrogów w drzwiach, znalazła tam mnie i cała nieuzasadniona awersja zniknęła. Dziewczyna osłupiała prawie tak jak ja po usłyszeniu informacji o ciemnej blondynce, którą miałem przed sobą. Strach mnie opuścił, jednak niepewność zajęła jego miejsce. Uśmiechnąłem się w połowie sztucznie, w drugiej połowie desperacko. Powoli podchodziłem, machnąłem gwałtownie ręką, mówiąc "cześć" na powitanie i nic. Zobaczyłem wtedy, co nieznajoma trzyma w legowisku. Zdjęcie moje i Scotta, które nosił w portfelu, miłem identyczne. Tylko, że to w legowisku ma rozdrapaną twarz. Czułem jak gula w gardle mi rośnie, a dziewczyna w końcu otrząsa się z osłupienia.

- Stiles! - Krzyknęła radośnie, rzucając się na mnie z entuzjazmem. Ja jednak się tak nie cieszyłem, dusiła mnie w niedźwiedzim uścisku, a ja rąbnąłem plecami o ziemie. - Jesteś mnie uratować? 

- Przed czym? - Zdziwiłem się, ciężko oddychając.

- Przed Peterem - zmartwiła się, a ja nie wiedziałem co powiedzieć.

Czarnowłosy - Steter/Sterek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz