Wróciłem do domu, gdzie od razu zostałam zaatakowany przez ojca. Czułem się o wiele lepiej niż rano, a nie licząc nieodpartego pragnienia wody to byłbym jak nowo narodzony. Oczywiście szeryf uważał inaczej. Bo czemu nie dać spokoju swojemu dziecku, które jedynie chce się położyć na łóżko i dospać się do obiadu. No właśnie - "bo nie".
- Hej, Stiles! - Zdążyłem przekroczyć jedynie próg drzwi. - Spałeś dziś w nocy? Wiem, że byłeś u Scotta, ale jesteś jakiś niewyraźny. - Zaczął mi się przyglądać, a ja wiedziałem, że się czegoś uczepił. Ojciec szeryf, zwracanie uwagi na szczegóły - jak go tu nie kochać? - Masz przekrwione oczy?
- Pytasz czy twierdzisz? - Czy tylko ja uważam mówienie "cześć" za zbędne niemalże zawsze?
- Stwierdzam pytajnikiem - rzekł z lekkim uśmiechem na ustach, a ja go wyminąłem i wbiegłem po schodach na górę do mojego pokoju. Bieg co prawda przypominał przezkakiwanie co drugiego schidka, a na gornym pietrze dyszalem, ale bieg wydawał sielę odpowiednim słowem. Usłyszałem pożegnanie mojego ojca, który właśnie wychodził do pracy.
- Pa, miłego dnia czy coś - odpowiedziałem mając nadzieję, że mnie jeszcze mógł usłyszeć. Drzwi od mojego pokoju były już prawie zamknięte, więc biorąc pod uwagę odległość i te inne zmienne to szanse mogły być nikłe. Ja przynajmniej miałem czyste sumienie, więc mogłem wykonać wymarzoną od kilku godzin czynność. Zwaliłem się na łóżko, stopami ściągnąłem buty, a twarzy wtopiłem w poduszkę. Miałem już się zastanawiać czemu w ogóle muszę wstawać z tego łóżka i czemu kiedykolwiek z niego wstałem, ale coś musiało mi przeszkodzić. Dźwięk sms-a. Tato znów mi przeszkodził.
Od tata:
miales na sobie ubrania Scotta?
Do tata:
Niee
Odpisałem mu nawet tego nie sprawdzając, dlatego mój szok był wielki. Miałem na sobie czarną bluzę, która z pewnością nie była moja. Leżała dobrze mimo, iż była nieco za duża. To jednak czyniło ją taką cudowną. Reszta stroju była ewidentnie moja. Bluza do niego pasowała - była zwykła, co w mojej szafie czyniło ją inną. A przecież i tak nie wiem komu ją oddać, więc co mi szkodzi ją zatrzymać?
Od tata:
Okey
Do Ruda Sucz:
Lyds? Co się sało?
Od Ruda Sucz:
Dzięki, ze znalazłeś czas by mi odpisać :)))))))))))
Od Ruda Sucz:
Ale nie no, serio
Od Ruda Sucz:
Cieszę się, że jako mój przyjaciel absolutnie zawsze znajdujesz czas by mnie wesprzeć.
Od Ruda Sucz:
O każdej porze nocy i dnia.
Od Ruda Sucz:
Nie zależnie od tego czy chcę się podzielić czymś miłym czy smutnym.
Od Ruda Sucz:
Czy umarła mi ktoś z rodziny.
Od Ruda Sucz:
lub pies.
Od Ruda Sucz:
Czy będę miała nowego członka w rodzinie.
Do Ruda Sucz:
...
Od Ruda Sucz:
A JA CI POWIEDZIALAM GDZIE MOZNA KUPIC GUMKI XL BEZ ZBdNYCH PYTAN!
Do Ruda Sucz:
Lepiej mi otwórz drzwi :*
- Mówiłam ci, że cię nienawidzę?! - Martin powitała mnie przyjaźnie z rozmytym makijażem. Gołym okiem można dostrzec, że płakała. Błyszczące oczy, lekko przekrwione, wyraz smutku i lekkiej desperacji.
- Dziś tylko trzy razy - niezauważalnie się uśmiechnąłem i zrobiłem krok w przód z otwartymi ramionami by wejść do domu przyjaciółki i pocieszyć ją przytulasem. Dziewczyna wyrwała mi czekoladę z ręki i zatrzasnęła drzwi przed nosem. Rozumiałem ją. Ze Scottem zrobiłbym tak samo. Z lekko różnicą. Lydia po zjedzeniu dwóch kostek drzwi mi otwiera, a McCall ze mną ma o wiele gorzej - musi wchodzić przez okno.
- Stiles - teraz mnie przytuliła i czułem, że wszystko będzie dobrze. A skoro ja to czułem to z nią powinno być lepiej, miałem nadzieję, że będzie. Musiała. W końcu byłem już obok.
CZYTASZ
Czarnowłosy - Steter/Sterek
FanficKiedyś wszystko było proste. Mimo, że plan mojego dnia powierzchownie wyglądał na monotonny - szkoła, znajomi, nauka - to w nieznaczny sposób każdy dzień mijał mi inaczej. Na przykład ten, w którym nikt nie miał dla mnie czasu, a ja w akcie desperac...