Rozdział 14

349 47 5
                                        

~ Baekhyun's POV~

Sytuacja, w jakiej się znajdowaliśmy, wcale nie prezentowała się dobrze. W sumie to było beznadziejnie. Luhan siedział w szpitalu dwa dni. Kiedy dostałem wiadomość od Sehuna, że mój najlepszy przyjaciel jest w szpitalu, rzuciłem wszystko i pobiegłem, by sprawdzić, co takiego się stało. Oh streścił mi całą historię, a ja z każdą chwilą miałem większą ochotę połamać wszystkie kości w ciele tego nędznego Joongkiego. Wiem, że niby nie znam go dobrze, ale to po prostu takie przeczucie, że coś z nim nie tak. Gejo-intuicja.

Odkąd Lulu wyszedł ze szpitala spędzaliśmy ogromną ilość czasu razem. Jak za dawnych lat. Sehun pewnie klął na mnie jak szewc, ale co ja mogę poradzić. Potrzebowałem czyjejś bliskości, a tylko blondynek był dostępny. Dlatego też zamierzałem wykorzystać zbliżający się weekend w pełni. Oczywistym jest, że weekend oznacza imprezę. PARTY TIME!

Miałem tylko jeden problem. Nie lubiłem klubów. Zdecydowanie wolałem domówki.

I tu pojawiał się kolejny problem.

Nikt mnie nie zapraszał na domówki.

Rozumiecie więc moją pogłębiającą się depresję, prawda?

Moje zbawienie przyszło w czwartek. Przyszło w pięknej, czerwonej kopercie, którą znalazłem przed drzwiami do swojego pokoju. W środku znalazłem zaproszenie na piątkowy bal maskowy. Co więcej, na papierze widziało moje nazwisko oraz Luhana. Idealnie. Bez większego namysłu podjąłem decyzję, że zaszczycę swoją obecnością. Wystarczyło tylko przekonać Lu. Nic prostszego.

Zabrałem bluzę krzesła, klucze do pokoju i udałem się na poszukiwania przyjaciela. Po chwili byłem już przy drzwiach do naszej świetlicy. Wiem, takich rzeczy nie ma na studiach. Ale! To po prostu było sporych rozmiarów pomieszczenie, z kilkoma kanapami oraz fotelami, stołem do bilarda, rzutkami, no i regałem pełnym gier planszowych. Wchodząc do środka szybko dostrzegłem moją bandę. Luhan wraz z Kyungsoo zajmowali kanapę, Chen ogromną pufę, a Tao rozłożył się na puchowym dywanie.

- Wy nic nie rozumiecie. Ja mam go dość. - żalił się Kyungie. - On działa na mnie jak płachta na byka. Zobaczę jego twarz i już mam ochotę wziąć głowicę atomową i wystrzelić ją w jego kierunku.

- Spokojnie, nie stresuj się tak. Nie wiem, czy wiesz, ale strasznie wybałuszasz oczy. Zaczynam się martwić, że za chwilę wypadną, a ja nie zamierzam ich zbierać. - powiedział zapatrzony w telefon Jongdae.

Chcąc, by wreszcie dostrzegli moją obecność, podszedłem bliżej, po drodze rzucając bluzę na krzesło.

- Cześć ludzie. - przywitałem się, po czym wepchnąłem się między Kyu a Lu. - Co tam nowego?

- Kyungsoo ma dość Jongina.

- Czyli po staremu. Tak w ogóle, to czy Kai już nie złamał granicy tysiąca prób?

- Chyba mu niewiele zostało. - powiedział Chen. - A to znaczy, że musimy coś  przygotować na tysięczną rocznicę odrzucenia przez Kyungsoo.

- Zamknijcie się idioci.

Zaśmiałem się, widząc, jak Kyungowi omal nie pęka żyłka. On przynajmniej miał swojego adoratora na miejscu.

Życie singla było łatwe, prostsze, bezproblemowe....

Nie zdawałem sobie sprawy, że wypowiedziałem swoje myśli na głos. Dopiero głos Luhana ściągnął mnie na ziemię, do rzeczywistości, która była jak kopniak w krocze.

- Ale, Baekkie, ty nie masz chłopaka...

Co kurwa?

-  Lu ma rację, Byun. - wtrącił Jongdae. - Jakoś nie przypominam sobie, by Park kiedykolwiek zwrócił się do ciebie per kochanie. Nie zmienił statusu na Facebook'u, no nic. W ogóle to on jest gejem?

1+1=1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz