Sukienka balowa została zapakowana razem z kombinezonami słoweńskich skoczków, a moja walizka zapełniona mniej lub bardziej potrzebnymi rzeczami - akcesoriami do makijażu, których nie pamiętam kiedy używałam ostatnio, zapasem rajstop, bo znając moje szczęście podrę je od razu, plastrami na odciski, bo szpilki nie są najwygodniejsze, miliardem wsuwek, a znalazło się też miejsce dla specjalnie przygotowanego do podróży bukieciku do butonierki dla Domena. Był z białych frezji, z drobną paprocią i przewiązany białą koronką. Takie tylko nawiązanie do naszego pierwszego spotkania, a raczej pierwszych przeprosin.
Byłam gotowa na podbój Słowenii. Strzeż się, słoweński narodzie!
Niestety już na starcie, ktoś postanowił mi przeszkodzić w podbiciu i zagarnięciu Słowenii i przyłączeniu do Polski, bo samolot do Lublany miał opóźnienie. Trzygodzinne.
Słoweńska wersja Skrobota, nawet w połowie nie tak sympatyczna jak nasz polski Kacperek chodziła naokoło i chyba przeklinała, reszta sztabu siedziała spokojnie i coś po cichu omawiała, Domen uczył się historii powszechnej, Pero przechodził pierwszą planszę Angry Birds, a ja z Cene, Laniskiem i Semenicem graliśmy w Super Farmera.
Kiedy wygrałam cztery rundy pod rząd i przeczytałam całą książkę, która miała mi starczyć na całą podróż, postanowiłam udać się na spacer do bezcłowego, żeby kupić sobie coś słodkiego i coś do czytania. I wypróbować wszystkie możliwe rodzaje perfum, oczywiście.
- Jaki ten świat mały - usłyszałam czyjś radosny głos, kiedy przeglądałam czasopisma na stojaku.
Odwróciłam się, żeby zobaczyć, co by nie mówić, urodziwą i roześmianą twarz mojego austriackiego kolegi po fachu.
- Cześć, Lukas.
- Co ty tu robisz?
- Kupuję gazety.
- Na lotnisku co robisz - prychnął.
- A. Lecę do Lublany.
Zmarszczył mocno brwi i nerwowo poprawił jasną czuprynę.
- Jak bardzo niegrzeczne będzie spytanie cię po co? Przecież następne konkursy są w Polsce...
- Laura...!
Znikąd pojawił się nagle przy moim boku Domen Prevc, który z góry spojrzał na Austriaka, robiąc przy tym minę twoje szczęście, że narty już spakowane, po czym pociągnął mnie za rękę.
- Wybacz, Lukas, ale wywołują już nasz lot, a zaczynałem się martwić, że będę musiał szukać innej partnerki na studniówkę. Chodź, Laura - na odchodnym rzucił mu jeszcze spojrzenie zwycięzcy.
Lot upłynął mi w bardzo miłej atmosferze, bo siedziałam pomiędzy Cene , tłumaczącym mi, czego on się uczy na tych studiach elektrotechnicznych a Laniskiem, więc było wesoło. Domen nie wyglądał na szczególnie zadowolonego z takiego obrotu sprawy, ale był zmuszony spędzić całą podróż w towarzystwie Gorana, który jak dobrotliwy tatuś postanowił sobie pogadać od serca ze swoim podopiecznym.
Z lotniska w Lublanie do maleńkiej miejscowości pod Kranjem, w której mieszkają Prevcowie nie jest daleko, więc po jakichś czterdziestu minutach byliśmy na miejscu.
Dom był duży, miał ogromny ogród, co na pewno sprzyjało wychowaniu takiej gromady. Piekielnej gromady, co stwierdzam, chociaż nie poznałam jeszcze Niki i Emy.
Od progu uderzył mnie zapach domu. Zapach świeżo upieczonego chleba i dębowych mebli, które jeszcze nie wywietrzały. I widok stojących w korytarzu walizek. Czyżby te jełopy mnie o czymś nie poinformowały...?
CZYTASZ
Po prostu skacz, D.
FanfictionLaura, aspirująca dziennikarka, dostaje swoją pierwszą pracę. Pociąga to za sobą cały ciąg wydarzeń - nowe pasje, nowe znajomości, nowe przyjaźnie i - jakżeby inaczej - miłość. Ani romans, ani komedia. Powiedzmy, że najbliżej temu do komedii romant...