ROZDZIAŁ 5.

2.2K 188 45
                                    


- Zdejmij czapkę – powiedziałam głosem nieznoszącym sprzeciwu, jednocześnie grzebiąc w torebce.

Prevc III już zdążył się nauczyć, że lepiej dla jego zdrowia, żeby mnie słuchał, więc posłusznie ściągnął żarówiastą flarę ostrzegawczą z włosów. Staliśmy właśnie koło domku Słoweńców, czekając na rozpoczęcie pierwszej serii konkursowej. Domen nie chciał się do tego przyznać, ale ukrywał się w tym miejscu przed napalonymi fankami.

- Po co?

Zamiast odpowiedzieć, zaczęłam mu wcierać w twarz tłusty krem dla dzieci. Miałam okazję przyjrzeć się z bliska jego twarzy. Na Władcę Wiatrów, jakie on ma ładne oczy!

- Tak właściwie, to mogę wiedzieć, co ty robisz? – zapytał mnie, szczerząc zęby.

- Troszczę się o twoją skórę, bo zimno jest jak jasny gwint. Chyba nie chcesz mieć zmarszczek przed trzydziestką?

Parsknęliśmy jednocześnie śmiechem, a potem klepnęłam go na szczęście w łeb i poszłam, bo dziennikarskie obowiązki wzywały.

Przechodząc obok barierek oddzielających prosty lud od skocznych bogów usłyszałam strzęp rozmowy prowadzonej po niemiecku (znam germański, ale się do tego nie przyznaję głośno):

- Ah, Domen! Gotowałabym, prałabym w ręku i sprzątała na kolanach! – mówiła jedna nastoletnia Helga do drugiej.

W sumie nie dziwię się przyjacielowi memu Prevcowi najmłodszemu, że się chowa przed nimi jak może.

Kiedy zaczął się konkurs, kręciłam się dookoła miejsca dla lidera, żeby mieć dobry widok, i żeby móc pogadać z kumplami na świeżo po skoku.

Kiedy na belce zasiadł Domen, uśmiechnęłam się szeroko i zacisnęłam kciuki. Nie że jakoś mocno, żeby mi gówniarz brata nie przeskoczył.

Chyba jednak za mocno.

Prevc, co ty wyprawiasz! Nie wkładaj głowy między narty! Rozumiem, że wczoraj ci się fajnie rozciągało przy Hakunie Matacie, ale bez przesady! No już, siadaj, bo wylądujesz na parkingu, a to się Hoferowi nie spodoba! – krzyczałam w myślach.

Resztę pierwszej serii spędził szczerząc się do mnie z miejsca dla lidera.

W drugiej serii nie poszło mu aż tak rewelacyjnie, ale jednak szturmem wziął najwyższy stopień pudła, cześć, chwałę, serca rozanielonych nastolatek, tylko szampana mu nie dali. Trochę niżej stanął niedoszły model Daniel Andre Słodziak Tande, a trzeci był mój własny osobisty brat.

Wyściskałam Kamila, przybiłam piątkę Danielowi i czekałam na Domena, ale widocznie mu dawali klocki lego w nagrodę, bo się nie pojawiał. Przeprowadziłam więc super profesjonalny wywiad z moim bratem (nagrywany go-pro, pierwszy niepisany!).

W końcu się jednak szanowny pan Prevc pojawił i zrobił coś, czego się ja, poważna dziennikarka, po nim, poważnym zwycięzcy konkursu Pucharu Świata nie spodziewałam. Dobra, spodziewałam, to dalej taki sam jełop, tylko ma o jedno trofeum do zbierania kurzu więcej niż wcześniej. Wziął mnie na barana i przeniósł w ten sposób w okolice domku Słoweńców, gdzie się potknął, więc obydwoje wylądowaliśmy w zaspie. Peter, który opierał się o drzwi tej budki mało nie zszedł na miejscu ze śmiechu.

- Peter, jeszcze chwila, a wylądujesz na Kamczatce ze złamanym nosem, a ty, Domen, pohamuj burzę hormonów, dobrze ci radzę – warknęłam, bo w śniegu czy nie, fason trzeba zachować, prawda?

- Wybacz, ale ratowałem się przed fankami. I tymi dziennikarskimi hienami.

- Przyzwyczaj się, Lauro, tłumy kochają mężczyzn o nazwisku Prevc – powiedział Peter. I chociaż tego nie okazywał jakoś bardzo, czuć było, że jest cholernie z młodszego brata dumny.

- W ramach rekompensaty za poniesione krzywdy, udzielisz mi ekskluzywnego wywiadu.

- Stoi!

I w ten oto prosty sposób, jako jedyna dziennikarka przeprowadziłam pełnowymiarowy wywiad po zwycięstwie z Domenem Prevcem. Pozostałym rzucił tylko krótkie komentarze. Już planowałam, co sobie kupię za tę premię.

Wieczór spędziłam na graniu w Jengę z tymi, co to mam z nimi wpisaną taką samą narodowość w paszporcie. Ale chyba nie zawsze powinnam się do tego przyznawać, bo czasem bredzą, jakby towar od Słoweńców szmuglowali. Na przykład teraz.

- Kiedy dostaniemy zaproszenia na ślub?

- Mam już szukać poduszeczki na obrączki?

- Chcecie w łeb? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Pero jest wyraźnie zachwycony wizją ciebie jako szwagierki.

- Zamkniecie się, czy nie?!

- Domen jest bardzo zdolny...

- I wnioskując z pisków nastolatek, całkiem przystojny.

- I wyższy od ciebie.

- I chyba go lubisz, prawda?

- Lubię też panią Krysię ze spożywczaka i was, chociaż właściwie nie wiem dlaczego, ale to nie znaczy, do jasnej cholery, że muszę od razu stawać na ślubnym kobiercu! – ryknęłam w końcu.

Chwilę panowała cisza, a chłopcy patrzyli po sobie.

- A jakie dzieci by były ładne!

Nie przegadasz...

Po prostu skacz, D.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz