ROZDZIAŁ 29.

1.5K 155 61
                                    


Nie wiem, czy znacie to uczucie, kiedy nagle wszystko się zmienia. Nagle, miejsce w duszy, które krwawiło się zabliźnia i zamiast cierni rosną tam stokrotki. Punkt zwrotny, taki nagły plot twist. Nie spodziewacie się, że się kiedykolwiek pozbędziecie tej rany na duszy, a jednak. Śmiejecie się w końcu najszczerzej jak się da, potraficie patrzeć w przeszłość i się uśmiechać. 

Możecie tworzyć plany na przyszłość, a nie tylko mówić sobie w głębi duszy "jakoś to będzie, pomyślę o tym kiedy indziej". 

Możecie tańczyć, skakać, śpiewać na cały głos, przytulać kocięta i uśmiechać się do staruszek na ulicy, a nie tylko udawać, że wszystko jest w porządku. 

Możecie flirtować z uroczym baristą w kawiarni, a nie ze smutkiem stwierdzać po cichu, że ten uśmiech kogoś ci przypomina. 

Możecie kupić sobie wielkie pudełko flamastrów i rysować, oglądając "Kucyki Pony".

 Życie jest piękne, bo pozbyliście się tego ciężaru. 

Tak było i w moim przypadku. A wydarzyło się to dnia, którego się kompletnie tego nie spodziewałam. A jednak. Dosłownie usłyszałam jak kamień mi spada z serca. Polecam - uczucie 11/10. 

To wydarzyło się w Oslo. Podły dzień. Cholernie podły. 

Kamil stracił plastron lidera, a ja przeklinałam sobie pod nosem i  z trudem mi przeszło pogratulowanie Stefanowi. Please, don't judge me. 

Nie miałam ochoty oglądać kompletnie nikogo. Chyba, że byłby to Ryan Gosling. Wtedy bym przemyślała sprawę. Albo Lewy, o Lewy! Dla niego też bym zrobiła wyjątek. Za to, gdyby to Domen Prevc się pojawił, zabiłabym go. Grabiami, żelazkiem, tym co by było pod ręką. Zrobiłabym to, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Johann i Kenzie by mi może adwokata znaleźli. A nie, przecież Kenzie mówił, że ja bym zrobiła podkop plastikową łyżeczką. Dobrze dla Demona, że był w Słowenii. 

Było już w miarę ciemno, gdy w moim pokoju zjawił się Kenzie. Zastygł na moment, kiedy zobaczył mnie zakopaną pod kołdrą, rozczochraną i złą, złą, bardzo złą.

- Co tu się odwalterowało? - powiedział groźnie marszcząc brwi.

- Poważnie się zastanów, zanim jeszcze raz zadasz to pytanie, bo to może się dla któregoś z nas źle skończyć - odburknęłam z pod kołdry. 

- O tej porze miałaś już być zwarta i gotowa! - powiedział Kenzie, ściągając ze mnie kołdrę. 

Aż dziw, że nie zszedł na miejscu pod wpływem mojego spojrzenia. Walnęłam go z całych sił poduszką, po czym odebrałam kołdrę i przewróciłam się na drugi bok. 

- Idź sobie. Nie wiem, o co ci chodzi, ale ja nigdzie nie idę - mruknęłam. 

Kenzie ponownie ściągnął ze mnie kołdrę i uchylił się od kolejnego ciosu, poczekał aż przestanę udawać syrenę fabryczną. Piszczałam tak długo, aż łzy mi pociekły, więc wykorzystałam okazję i się totalnie rozpłakałam, obejmując ramionami kolana i kołysząc się jak przy chorobie sierocej. 

Kiedy przestałam szlochać, wytarłam sobie twarz rękawem piżamy, potem skrawkiem prześcieradła, a na końcu poduszką. 

- Trochę mi lepiej. Gdzie ty chcesz, żebym poszła? - zapytałam, ciężko oddychając. 

- Przecież w Finlandii ci mówiłem, że szykuje się spotkanie rodzinne. Johann miał ci powiedzieć, że idziemy...

- Johanna tu dzisiaj nie było - powiedziałam, wycierając sobie nos. 

Po prostu skacz, D.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz