Miesiąc później
Wróciłem do regularnych treningów jakieś trzy tygodnie temu. Teraz szykuję się do sobotniego konkursu w Willingen. Dziś jest piątek, więc kwali!
Sobota
Szykowałem się do pierwszych konkursowych skoków od dawna. Wstałem wyspany i w świetnym nastroju. Zauważył to mój "kolega" z pokoju.
- Coś ty taki rozanielony?- Michi pocałował mój policzek.
- Tak się cieszę, że w końcu mogę wystąpić z moim kochanym numerem 42!- aż podskoczyłem z podekscytowania.- Brakowało mi tej rywalizacji...
- Przełóż tę energię na skoki, kochanie.
- O to się nie martw, Hay.- uśmiechnąłem się i ruszyłem do busa.
***
Będąc pod skocznią, postanowiłem się rozgrzać. Mühlenkopfschanze zawsze była dla mnie łaskawa. Za to ją bardzo lubiłem.
Włożyłem czarne słuchawki do uszu i włączyłem losowo piosenki z płyty "American Idiot" zespołu Green Day. Uznałem, że te dźwięki dodadzą mi energii. Ruszyłem na ścieżkę. Co jakiś czas mijałem kibiców, czasem jakiegoś skoczka. Na przykład takiego Fannemmela. Jakimś dziwnym trafem nie przepadałem za człowiekiem i obdarzyłem go pięknym, nienawistnym spojrzeniem. Ku mojemu zdziwieniu nie odwdzięczł mi się tym samym, a posłał mi serdeczny uśmiech. Nie wiem, co z nim jest nie tak. Postanowiłem się tym nie przejmować i kontynuować rozgrzewkę. Przed konkursem czułem się świetnie!
Skoki wychodziły mi naprawdę dobrze, jak na tak długą przerwę. Dziesiąte miejsce było dla mnie niebywale zadowalające. Bardzo się cieszyłem!
Na podium stanęli Kenneth Gangnes, Peter Prevc i Manuel Fettner.
Hay był na czwartm miejscu!Cały rozanielony pożegnałem się w domku z kolegami, ponieważ wymyśliłem, że wrócę pieszo. W uszach oczywiście miałem słuchawki. Bez nich nigdzie się nie ruszam, jak pewnie większość społeczeństwa. Tym razem słuchałem jakiejś spokojnej, melancholijnej muzyki. Potrzebowałem chwili wyciszenia. Mijałem małe domki, sklepy, wille. Po mojej prawej stronie płynął strumyk. Drzewa tworzyły piękne cienie na drodze, po której szedłem. Brakowało mi tylko zapachu kwiatów, ale niestety była zima.
W pewnej chwili poczułem dłoń na swoim ramieniu. Wyciągnąłem słuchawki i spojrzałem na tego tajemniczego osobnika. Był nim niejaki Peter Prevc, który zajął drugie miejsce. Zdziwiłem się, co go do mnie sprowadza.
- Cześć, Kraft.- uśmiechnął się.
- Hej Peter. Czemu idziesz pieszo do hotelu?
- Widziałem, że ty poszedłeś, a ja... Muszę ci coś wyznać.- powiedział z powagą.
- Słucham.- zaciekawiłem się.
- Bo wiesz... Chodzi o Michaela i Andersa.- spuścił wzrok.
- Coś się stało?
- Widziałem ich razem...
- I co w związku z tym?- zmarszczyłem brwi i spojrzałem na Słoweńca.
- Oni... Oni się całowali.- powiedział szybko, a mnie zamurowało.
Wziąłem głęboki oddech, powstrzymując się od płaczu. Rzuciłem szybkie "dzięki" do Prevca i pobiegłem. Chciałem być jak najszybciej w hotelu. Byłem smutny i wściekły. Jak?! Dlaczego Hayboeck mi to zrobił?! Miałem ochotę przywalić i jemu i temu krasnalowi. Zranili mnie. Zranili mnie jak cholera.
Sprintem przebiegłem przez hotelowe drzwi, po czym pokierowałem się do pokoju Fannemela. Instynkt mówił mi, że właśnie tam znajdę tę dwójkę. Nie myliłem się. Otworzyłem szeroko drzwi. Zauważyłem radosnego Michaela oraz rechoczącego się Andersa. Na podłodze stała otwarta wódka.
CZYTASZ
"Sweet Secret" ~ Kraftboeck
Fanfiction"Ja chyba byłem hetero..." Historia dwóch skoczków: Michaela Hayboecka i Stefana Krafta, których drogi łączą się właśnie na skoczni. Wszyscy myślą, że są tylko przyjaciółmi. To jest ich słodka tajemnica. Lecz kiedy dostaje się ona w niepowołane ręce...