Day 14

3.1K 162 28
                                    

- Nie walcz ze mną, a skończy się to dla ciebie o wiele lepiej, niż przypuszczasz, słonko - rzekł podirytowany, niszcząc ostatnie granice mojej nietykalności.

Chlipnęłam cicho i zamknęłam oczy, gdy powoli zaczął unosić rąbki materiału mojej sukienki. Nie chciałam na to patrzeć. W momencie, gdy jego dłonie znalazły się na moich biodrach, zamarłam. Czułam, że jestem zgubiona i to on ma pod kontrolą wszystko, co miało wydarzyć się w tej chwili. Kiedy delikatnie zaczął zsuwać ze mnie podarte, naznaczone plamkami krwi rajstopy, nie wiedziałam, czy mam mu w tym pomóc, czy może nadal walczyć.

- Ile razy mam jeszcze powtarzać, że nie zrobię ci żadnej krzywdy? - westchnął, sięgając po bandaż, a po mnie przeszły zimnie dreszcze, przynoszące na swój sposób ulgę - Z resztą, ja nie muszę. To ty sama wyrządzasz sobie szkodę. Gdybyś nie próbowała mi uciec, nie byłoby tego wszystkiego. Ciebie nie bolałaby noga, a mnie serce.

Mówił zdecydowanie zbyt dużo. Jego monologi wykańczały mnie na każdy możliwy sposób. Potrafił obrócić prawdę na swoją korzyść i zrównać innych z ziemią w najsubtelniejszy sposób. Taki był. Wiecznie nieodgadniony, zaborczy, ale i troskliwy. Ta ostania cecha chyba najbardziej mnie w nim przerażała. Nie potrafiłam poradzić sobie z tym, że chciał dla mnie jak najlepiej, jakkolwiek to brzmi.

- Nie jest ci ze mną dobrze? - zapytał, przerywając na chwilę odkażanie rany na moim udzie, a jego ciemne oczy uważnie zaczęły badać wyraz mojej twarzy - Robię coś aż tak bardzo nie tak? Przecież staram się jak tylko mogę.

- Ja poprostu - szepnęłam, gdyż wydanie jakiegokolwiek głośniejszego dźwięku pod jego presją było niemożliwe - ja... - spuściłam głowę, gdy w moim umyśle zawitała kompletna pustka. Każdy dostatecznie dobry argument umknął gdzieś nieodwracalnie.

Zaśmiał się w dość dziwny sposób. Był na mnie zły, a ja czułam się z tym okropnie. Świadomość tego, że najprawdopodobniej straciłam jego zaufanie była niszcząca. To o wiele gorsze uczucie, niż te, które czułam do tej pory. Nie powinnam próbować uciekać. A może nie powinnam dać się złapać?

- Gotowe. - mruknął po chwili, poprawiając rękawy swojej kurtki w moro. Wyglądał przy mnie jak z innej bajki. Kiedy ja byłam kupą kokardek i brokatu, on ukazywał coś zupełnie innego. Miał w sobie coś z niegrzecznego chłopca, co starał się przejawić w każdym aspekcie - Teraz już nie powinno boleć.

- Dziękuję, Justin. - powiedziałam cicho, spoglądając przelotnie w jego lśniące ciemnym blaskiem oczy. Kiedy zmróżył powieki, przekonałam się, że był to największy błąd. Jeszcze nigdy czerwień nie pokryła moich policzków tak szybko.

- To sama przyjemność, królewno. - przygryzł wargę, starając się ukryć uśmiech - Nie mogę przecież pozwolić ci cierpieć, prawda?

Insistence ~ J.B. storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz