Day 46

3.3K 181 18
                                    

- Napewno chcesz ze mną zostać? - zapytał, wzdychając ciężko. Jego nadaktywne od zdenerwowania palce czule pieściły skórę tuż nad moim kolanem, co działało niezwykle uspokajająco.

Milczałam. Poprostu zawiesiłam się pod wpływem uczucia, którym mnie obdarzał. Chciałam tkwić w tym do końca świata, jednak do rzeczywistości nadmiernie szybko przywołał mnie jego wyczekujący wzrok.

- Chcę - powiedziałam, starając się zabrzmieć jak najbardziej naturalnie, choć traktowałam to jak pewnego rodzaju przysięgę - Nie wyobrażam sobie, że mogłabym wrócić teraz do...

- Do normalności? - cień uśmiechu wstąpił na jego oblaną zmartwieniem twarz, zostając na niej odrobinę dłużej, niż zazwyczaj - Ja również nie wyobrażam sobie, że mógłbym oddać cię komukolwiek, tym bardziej ludziom, którym tak naprawdę nie jesteś potrzebna.

- Nie szukaliby mnie bez powodu - przygryzłam wargę, starając się pojąć zachowanie moich rodziców. Nie wiedziałam, a nawet nie chciałam wiedzieć dlaczego moje zniknięcie aż tak ich zaniepokoiło. Przecież od kiedy wyjechałam, nie intereresowali się mną w ogóle - Nie mam zamiaru ich tłumaczyć, nic z tych rzeczy. Ja poprostu nie mam pojęcia, dlaczego nagłośnili moje zniknięcie.

Justin zamknął oczy i mocno zacisnął swoją szczękę. Wydawał się być przejęty tą sprawą tak samo, jak ja. Myślę, że poprostu nie chciał mnie stracić. Po części go rozumiałam. Ja również nie mogłabym wyobrazić sobie dnia bez jego obecności. Stał się bardzo bliski mojemu sercu.

- Nie mam pojęcia, królewno - mruknął, opierając czoło o mój bark - To wszystko... to stało się zbyt przytłaczające. Sam nie wiem co mam zrobić, jak cię ochronić. Co, jeśli cię znajdą?

- Nie znajdą - zaczęłam niepewnie gładzić jego miękkie, ciemne włosy, by w jakiś sposób dodać mu otuchy - Nie dasz im tej satysfakcji, prawda? To przecież nie w twoim stylu. Powiedziałeś, że należę do ciebie, a ty się nie dzielisz, Justin. Dlaczego więc czymkolwiek się zamartwiasz?

Pod wpływem moich słów powoli podniósł głowę. Dopiero wtedy mogłam dostrzec, że po jego złym humorze nie ma już nawet śladu. Zastąpiło go swojego rodzaju zadowolenie jak i szelmowski uśmiech, co w połączeniu ukazywało zjawisko nie do opisania. Patrzył na mnie niczym na coś, czego pożądał bardziej, niż cokolwiek innego. Na coś, co można zobaczyć tylko raz.

- Jak ty to robisz? - zapytał zaraz po tym, jak znalazłam się w jego ramionach.

- Robię co?

- Nieważne - zachichotał, opierając swoje czoło o moje - Masz rację. Jestem silnym chłopcem i nie pozwolę by ktokolwiek mi ciebie odebrał. Jesteś zbyt wiele warta, abym mógł z kimkolwiek się tobą podzielić - złożył krótki pocałunek na moich ustach - Gra się zaczęła, Colette, a my nie mamy zamiaru jej przegrać.

Insistence ~ J.B. storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz