Rozdział XII

14 4 1
                                    

Hope pov
Obudziły mnie wschodzące promienie słońca i śpiew ptaków. Jak w bajce no nie? Leżełam tak chwilę na moim nowym łóżku w nowym pokoju oraz nowym domu. Czy zamieszkam tu? Jeśli będzie taka możliwość to jak najbardziej. Nagle usłyszałam otwierające się drzwi. Do mojego pokoju wszedł Luke z tacą.
-Dzień Dobry Hope. Przyniosłem Ci śniadanie- uśmiechnął się słodko i postawił mi tacę na łóżko. Znajdowały się na nim talerz z czterema naleśnikami z nutellą oraz filiżankę z kawą a obok niej mały kartonik mleka oraz cukierniczka.
-Dziękuję nie musiałeś- uśmiechnęłam się słodko do chłopaka a na jego twarz wstąpił lekki rumieniec.
-Hope jak zjesz już śniadanie to pójdziesz ze mną do Pana Robinosona.- powiedział chłopak po czym usiadł obok mnie i ukradł mi naleśnika. Zrobiłam minę "zaraz Cię zabije" i żuciłam w Luka poduszką na co on zaczął się śmiać. Zaczął się do mnie zbliżać a następnie łaskotać.
-I co teraz? Nie ładnie tak żucać we mnie poduszkami- chłopak łaskotał mnie bez przerwy. Powoli brakowało mi oddechu.
-Pro...proszeee... Prze.... Prze... Stań... Przeee... Przeepraszaaam- zdołałam wydusić przez śmiech. Luke przestał mnie łaskotać. Dopiero wtedy zauważyłam że nasze twarze są bardzo blisko. Zbyt blisko. Trwaliśmy tak przez chwilę patrząc sobie w oczy. Po tej chwili Luke artystycznie kaszlnął i odsunął się ode mnie. Nie patrząc na mnie żucił szybkie "chodź" i ruszyłam za nim. Nie odezwał się do mnie przez całą drogę. Zrobiłam coś nie tak? O co chodziło? Dlaczego tak się zachowywał? Kiedy doszliśmy już do gabinetu Robinsona, Luke otworzył mi drzwi, jednak nie patrzył na mnie tylko w odległy punkt. Weszłam do środka a w nim zastałam Pana Robinsona z dużą ilością papierów na biurku. Wyglądał na mocno zdenerwowanego i smutnego. Widać to było w jego oczach. Gestem ręki pokazał mi abym usiadła na krzesło, oczywiście wykonałam polecenie. Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Wyglądało na to że mężczyzna nie mógł albo nie chciał mi powiedzieć tego co ma do powiedzenia.
-Hope... Nie wiem jak Ci mam to powiedzieć ale...
-Ale?- przerwałam mężczyźnie. Czego takiego bał mi się powiedzieć?
-Po prostu walne prosto z mostu. Hope Twoja przyjaciółka Diana nie żyje. Wysłano nam zdjęcia jej zwłok a na dowód tego, jeden z moich pracowników poszedł to sprawdzić i znalazł tam zimne martwe ciało. Należało ono do Diany... Bardzo mi przykro Hope. Obiecuję że znajdziemy tych co to zrobili i będą cierpieć...- mój mózg nie mógł przetworzyć informacji. Łzy zaczęły płynąć z moich oczu niczym wodospad. Nie zatrzymywałam ich.
-Obiecujesz?! Tak samo obiecywałeś że ją znajdziemy i że będzie cała i zdrowa! Sama ich znajdę bo wy nawet dupy nie ruszycie!!!- po tych słowach z płaczem wybiegłam z gabinetu, prosto do pokoju. Ktoś biegł za mną ale nie zwracałam na to uwagi. Trzasnęłam drzwiami i rzuciła się na łóżko oddając swoje ciało emocjom. Płakałam i trzęsłam się. Właśnie dowiedziałam się że straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Usłyszałam ciche pukanie do pokoju.
-Hope? Wszystko dobrze?- to był Luke. On pewnie o wszystkim wiedział. Nie chcę z nim narazie rozmawiać. Nie chcę z nikim rozmawiać. A już napewno nie z nim.
-Spie*dalaj stąd! O wszystkim wiedziałeś!? Jak kurwa mogłeś mi nic nie powiedzieć?! Jeszcze się teraz ku*wa pytasz czy wszystko dobrze?! To jakieś jaja prawda?!- krzyknęłam przez płacz. Byłam pod wpływem emocji. Luke wszedł do mojego pokoju i bez słowa mnie przytulił. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
-Oddychaj Hope. Już dobrze- po tych słowach uspokoiłam oddech. Luke kazał mi sie położyć a następnie wyszedł mówiąc że jutro porozmawiamy i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Leżałam na polanie. Kiedy usiadłam niedaleko mnie zauważyłam Dianę. Śmiała się. Była szczęśliwa. Nagle zaczęła odchodzić w inną stronę. Wstałam i szłam za nią. Znalazłam się w jakimś starym budynku. Śmierdziało tu rozkładającymi się zwłokami. Słyszałam Krzyki z drugiego końca budynku. Biegłam tam. Krzyki ucichły. Weszłam do jakiegoś pomieszczenia. Leżało tam ciało. To było ciało Diany. Całe zmasakrowane. Płakałam. Krzyczałam. Błagałam o to żeby się obudziła. Ale nie żyła, jej ciało było lodowate. Niedaleko zauważyłam uśmiechającego się Luke. Trzymał nóż, czysty i wyglądający na bardzo ostry. Przyłożył go sobie do gardła i po prostu... Z uśmiechem rozciął je. Podbiegłam do niego. Jednak on też nie żył. W ręku trzymał karteczkę na której napisane było "Ty to zrobiłaś. To Twoja wina. Gdybyś wcześniej umarła, nic by się nie stało. Twój tatuś"

Obudziłam się z krzykiem i łzami w oczach. Znów płakałam. Po kilku sekundach do mojego pokoju wpadł Luke. Natychmiast mnie przytulił. Trwaliśmy tak z ok 10min.
-Zostać z Tobą?- zapytał. Odpowiedziałam twierdząco ruszając głową. Chłopak wsunął się pod kołdrę, przyciągnął mnie do siebie i już po kilku minutach znów spałam. Tym razem spokojnie.

Welcome To Reality Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz