Rozdział XI

13 4 0
                                    

Diana pov
Zakapturzony mężczyzna zaproponował mi pomoc. Obiecał mi że zabierze stąd mnie i Hope. Czekałam na niego. Przeszedł. W ręku trzymał kij bejsbolowy. Usłyszałam z jego ust ciche przepraszam, a następnie zapadła ciemność.

***

Obudziłam się w jakimś innym pomieszczeniu. Było tu jeszcze bardziej ciemno i jeszcze bardziej mokro. Niestety jeszcze bardziej śmierdziało tu rozkładającym się mięsem. Czuję ból po prawym boku. Widzę na nim głęboką ranę, z której wydobywa się szkarłatna ciecz. Na ciele mam mnóstwo siniaków i czuję ból w intymnych miejscach. Nie mogę się ruszać, za bardzo obolała jestem. Starałam się wstać już kilka razy ale nie dałam rady. Ktoś wszedł do pokoju. Był to mężczyzna, który podszedł do mnie i brutalnie mnie podniósł. Przeklnęłam w myślach tego człowieka. Ciągnął mnie przez długi korytarz aż w końcu weszliśmy do jakiegoś pokoju. Na suficie wisiały chaczyki. Na niektórych z chaczyków wisiały kajdanki i łańcuchy, natomiast na środku pokoju stało drewniane krzesło. Mężczyzna przypiął moje ręcę do kajdanek umieszczonych na chaczykach. Tak więc będę już tak wisieć? Czego oni od nas chcą? Czemu ten chłopak mnie okłamał? I co się dzieje z Hope? Te pytania bez przerwy krążyły po mojej głowie. Może będę miała okazję komuś je zadać? Nie mam sił wydobyć z siebie nawet jednego słowa. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Do pomieszczenia weszły trzy osoby. Dwaj mężczyźni i jedna kobieta. Byli chyba ubrani na czarno. Nie wiem, było za bardzo ciemno. Kobieta podeszła do mnie, a następnie zapaliły się światła. Mogłam się teraz bardziej przyjrzeć jej twarzy. Rude włosy związane w idealnego kucyka, jasna cera, szare zimne oczy, szczupła twarzy, oraz szczupła sylwetka. Jej wyraz twarzy był bez uczuciowy. Uderzyła mnie z pięści w twarz, wykrzykując że jestem suką. Co ja im kurwa zrobiłam?
-Znasz ją?- zapytał mężczyzna pokazując mi zdjęcie Hope. Boże co oni od nie chcą? Nie mogę powiedzieć im prawdy, bo będę chcieli więcej informacji.
-N-nie- po chwili przyglądania się zdjęciu zdołałam z siebie wydusić jedno słowo.
-Kłamiesz!- krzyknęła rudowłosa kobieta i zaczęła okładać mnie batem. Krzyczałam, oraz błagałam o litość. Bolało niemiłosiernie, czułam że tracę przytomność. Krew spływała po całym moim ciele. Czemu oni po prostu mnie nie zabiją?
-Wystarczy- odezwał się trzeci mężczyzna. Był nieco starszy od jego towarzyszy. Miał coś około czterdziestu lat. Jego włosy były czarne, oczy niebieskie a cera jasna. Zupełnie jak u Hope. A jeśli... Nie, ojciec Hope nie żyje. Jeśli by żył to nie zrobił by czegoś takiego Czyż nie?
-Pewnie chcesz wiedzieć kim jestem, czego chce i gdzie jest Hope prawda?- kurwa ten człowiek czyta mi w myślach. Pokiwałam twierdząco głową.
-Więc nazywam się Michael Hell. Tak, jestem biologicznym ojcem Hope. Chcę zemścić się na jej matce, odbierając jej Hope. Jej matka jest psychicznie chora i chciała mnie zabić po tym jak "uratowałem" je przed jej mężem tyranem. Niestety okazało się że ta historia była Zmyślona. Nie wiem jak, ale ktoś znalazł mnie w lesie z głęboką raną w brzuchu. Jak myślisz kto mi to zrobił? Tak to była matka małej niewinnej Hope. Małej szukałem całe życie, ale niestety ten człowiek też jej szukał. Nazywa się Robinson. Jednak on, nie chce jej zrobić krzywdy. On w przeciwieństwie do mnie chce ją chronić, przed jej matką. Jednak powinien chronić ją przede mną. Nie wie, że ja jednak żyje i zagrażam jej bardziej niż chora psychicznie matka. Więc znasz już całą historię Diano.- Mój mózg próbował przetworzyć informacje. Jednak byłam zbyt słaba by cokolwiek do mnie trawiło. Dzięki Bogu Hope jest bezpieczna. Przynajmniej mam taką nadzieję.
- Jest mi nie potrzebna. Zróbcie z nią co chcecie.- po tych słowach biologiczny ojciec Hope wyszedł. Znów zaczęli okładać mnie batem. Następnie uwolnili moje ręce z kajdanek. Zaczęli mnie kopać, okładać pięściami. Następnie rozebrali mnie do naga. Wzięli mały nożyk i zaczęli robić nim nacięcia na moim ciele. Krew wydobywała się z całego mojego drobnego ciała. Powoli traciłam przytomność. Zaczęło brakować mi powietrza. Obraz stawał się coraz bardziej rozmazany. Aż w końcu zapadła ciemność. Nie czułam już nic. Umarłam.

Welcome To Reality Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz