— Najpierw przymierz to! — rudowłosa podstawiła jej pod nos karminową suknię z wyzywającym dekoltem.
Melania przypomniała sobie słowa Maxa o tym kolorze. Czyżby Lily zależało bardziej na dokuczeniu Maxowi, niż na wygodzie przyjaciółki? Mimo że uważała rudowłosą za altruistkę, to uważała, że Lily czasami potrafiła być wyjątkowo złośliwa...
— A może coś skromniejszego? — zapytała nieśmiało Melania, czując się niekomfortowo od samego patrzenia na nieprzyzwoite wycięcie.
Objęła wzrokiem sklep i westchnęła przerażona ogromnym wyborem, a małymi chęciami.
Lily mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem, po czym zatraciła się w przeglądaniu rozmaitych sukni. Mimo że Melania z chęcią zrobiłaby Maxowi na złość i wybrała coś koloru domu lwa, tym razem postanowiła, że tego nie zrobi. I nie dlatego, że chciała być miła. Co to, to nie. Po prostu nie zamierzała jeszcze bardziej uprzykrzać sobie życia – skoro i tak musiała się męczyć na balu ze ślizgonem, to wolała pojawić się na stypie w sukni, która będzie jej się podobać.
Smętnie i o wiele mniej entuzjastycznie niż jej rudowłosa przyjaciółka snuła się pomiędzy wieszakami, szukając tej jednej, wyjątkowej sukni, która wpadnie jej w oko. Po kilku minutach rozglądania się wybrała jedną, która wcale nie była wyjątkowa i średnio jej się podobała, ale przynajmniej była znośna.
Była to długa aż do ziemi suknia w granatowym kolorze. Była z prostego materiału, nie posiadała również żadnych tiuli, czy brokatów. Nad biodrami białą nicią był wyszyty delikatny motyw kwiatowy, który nawet jej się spodobał. Nie rzucała się tak w oczy jak ta, którą wybrała Lily. Była prosta, skromna i nie rzucała się w oczy.
— Lily, znalazłam już suknię. Idę do przymierzalni...
— Poczekaj, wybrałam dopiero trzy! — oburzyła się jej przyjaciółka. Pojawiła się za nią z sukniami i na jej oczach wybrała jeszcze jedną, kompletnie losowo. Wszystkie jednak miały pewien wspólny czynnik, który ciężko było przeoczyć – wszystkie były czerwone, na co Melania westchnęła delikatnie. — Myślę, że któraś ci się spodoba. — odparła z uśmiechem, zadowolona z siebie.
Nie chciała jednak żadnej innej sukni. Nie chciała też dawać złudnej nadziei Lily. Miała jej doradzić, a średnio podobała jej się wizja spędzenia połowy dnia w sklepie.
— Najpierw przymierzę moją. — rzuciła, po czym schowała się w przymierzalni.
Nieskromnie stwierdziła, że na niej wyglądała jeszcze lepiej. Podkreślała jej talię i optycznie poszerzała biodra, co było według niej ogromnym plusem. Martwiło ją jednak, czy będzie w stanie normalnie chodzić i tańczyć. Nie lubiła długich sukni, bo nie czuła się w nich komfortowo. Preferowała spódnice, najlepiej nie dłuższe niż za kolano. Niemiałaby jednak odwagi pójść w krótkiej sukience na przyjęcie, więc wybiła sobie ten głupi pomysł z głowy równie szybko, jak się pojawił.
Lily oczywiście spodobał się jej wybór. Chociaż zaparcie powtarzała, że w czerwieni byłoby jej ładniej, uznała granatowy za akceptowalny. Melania nie powiedziała jej, że nie wybrała tego koloru przypadkiem.
Nie miała zamiaru podlizywać się Slughornowi lub Evanowi zielonym materiałem – wolała założyć coś w kolorze swojego domu, coś szarego bądź w ostateczności czarnego. W końcu strój był formą ekspresji i mogłaby dzięki niemu ukazać swoją niechęć bycia. Najbezpieczniej było jednak wybrać coś w kolorze swojego domu, tak jak robiła to większość.
— Ale ja wybieram ci buty! — zawołała rozradowana Lily, gdy wyszły ze sklepu.
— Równie dobrze mogłabym pójść na przyjęcie boso i nikt by nie zauważył. — powiedziała ponuro, nie chcąc już chodzić po sklepach.