XIII

33 5 1
                                    

Eliksiry, tak jak zapowiedział w zeszłym tygodniu Sloughorn polegały na przygotowaniu Wywaru Dekompresyjnego. Melania mimo że była przygotowana, ani trochę nie była pewna siebie. Gdy profesor ogłosił, że będą pracować w parach, cały jej entuzjazm z dwóch godzin eliksirów wyparował. Czekali właśnie, aż Sloughorn przepisze wszystkie nazwiska i wrzuci je do swojej małej czary nieszczęść, z której miał zamiar losować pary.

Max wpatrywał się w Melanię maślanymi oczami. Ignorował Felixa, który opowiadał mu o wygranym meczu Quidditcha grupy z Irlandii. Był zajęty trzymaniem pod ławką kciuków za to, by Sloughorn wylosował go w parze razem z Melanią. Gdy jasnowłosy zauważył, że jego przyjaciel jest myślami gdzie indziej, uderzył go w ramię, by zwrócić na siebie jego uwagę.

— Lepiej podaj dobry powód, dla którego to zrobiłeś. — ciemnowłosy zgromił go groźnym wzrokiem.

— Słyszałeś cokolwiek, co powiedziałem? — zapytał Felix unosząc brwi.

— Nie obchodzą mnie-

— Proszę o ciszę! — zabrzmiał na sali głos profesora.

Krukoni wraz z Puchonami zamilkli. Nie trwało to jednak długo. Gdy profesor odwrócił od nich wzrok by wyczytać kolejne nazwiska, po sali rozniósł się szmer wznowionych rozmów wśród uczniów. Jedynie ci w pierwszych ławkach siedzieli grzecznie i unikali każdego niepotrzebnego kontaktu z innymi.

Sloughorn rzucił okiem na rozgadaną młodzież i westchnął ciężko pod nosem.

— Mógłbyś chociaż udawać, że słyszałeś co mówię. — wyszeptał rozzłoszczony jasnowłosy do Maxa, zaciskając ręce w pięści. Nie lubił, gdy go ignorowano. Może to dlatego, że to Eliot zawsze był w centrum uwagi. Odważniejszy, mądrzejszy i zabawniejszy. Jego samoocena nie miała się za dobrze, a przyjaciel potrafił go zdenerwować jak nikt inny. — Przypominam, że to ona wystawiła cię dla Evansówny... — posłał mu w zemście uśmiech i zaczął bawić się piórem. Zerknął jednak na Maxa i z zadowoleniem zauważył, że po jego twarzy przebiegła nuta przygnębienia na wspomnienie ostatniej soboty, gdy czekał na Melanię w Hogsmeade, a potem dowiedział się, że spędziła cały dzień w towarzystwie Lily Evans.

Max z nadzieją podniósł głowę, gdy usłyszał swoje nazwisko. Jego modły zostały wysłuchane i jego parą okazała się być Melania, na co przybił sobie piątkę w myślach.

Melania w końcu odwróciła się w jego stronę. Uśmiechnął się do niej szeroko i pomachał do niej z przesadną radością. Ona w odpowiedzi pokręciła głową – nie zdołała jednak ukryć delikatnego uśmiechu.

I wszystko byłoby pięknie, gdyby sielanki nie przerwał huk drzwi obijających się o ścianę. Do sali wleciało kilka podejrzanych kulek, które w kilka sekund pokryły całą klasę ciemnozielonym dymem. Gdy wszyscy w sali poczuli odrażający smród niemieli już wątpliwości, ze padli ofiarami żartu największych łajdaków w całej szkole.

***

— Przynajmniej mamy odwołane lekcje. — Imane założyła ręce na piersiach, próbując znaleźć choć jeden pozytyw. Był marny, nawet dla niej, ale jedyny, jaki przychodził jej wtedy do głowy.

Melania opadła ciężko na swoje łóżko, przymykając zmęczone oczy. Potarła je drżącymi dłońmi. Jak się okazało, nie tylko ona była zdenerwowana.

— Idziemy do biblioteki. Gdybyś się przewróciła, to zgiń proszę. — rzuciła Karliene w stronę ciemnowłosej, kierując się ku wyjściu. Machnęła przy tym niedbale ręką, oburzając tym samym Imane.

— Karliene! To podłe!

— A dlaczego niby miałabym być dla niej miła!? Należy jej się!

— Przecież nie wiedziała, że wrzucą łajnobomby akurat na naszej lekcji. — broniła Melanię piegowata. Chciała odegrać się na Karliene za to, jak oschle ostatnio ją potraktowała.

Snape nie miała siły się z nimi sprzeczać, więc pozostało jej tylko słuchanie.

Czy Karliene nie wystarczało, że już sama się obwiniała i nie potrzebowała, żeby ktoś robił to za nią?

— Skąd to wiesz? Przecież mogła skłamać! — wydzierała się Cavendish na całe dormitorium. — Na dodatek nic nam nie powiedziała! Taka z niej przyjaciółka!

Przyjaciółka...?

Nic nikomu nie powiedziała, bo nie chciała wydać Remusa. Po za tym nie musiała nikomu spowiadać się z tego o czym rozmawiali. Sądziła że to oczywiste.

Z przezorności przez najbliższy (minimum) tydzień będzie unikała krukonów i puchonów, którzy byli uczestnikami tego niemiłego incydentu. Może uda jej się uciekać pomiędzy lekcjami, a skoro wie już, gdzie jest kuchnia, przyjrzy się jak do niej wejść i będzie mogła jeść w spokoju w dormitorium, nie narażając się na przykre wyzwiska w Wielkiej Sali.

A to wszystko przez durnego Pottera, który latając na miotle po całym korytarzu rzucił w jej stronę przy uczniach i Sloughornie "Snape, zapomniałaś planu? Przecież miało cię tu nie być!". To wywołało jeszcze większe zamieszanie, a podburzone komentarzami Blacka i naśladującego go Pettiegrewa naraziło ją na gniewne spojrzenia i niemiłe komentarze. Niektórzy nie byli źli na nią, a na huncwotów, ale była to niestety tylko garstka uczniów.

Westchnęła cicho, gdy usłyszała trzaśnięcie drzwiami i stłumione krzyki, schodzących po schodach współlokatorek. Teraz już dotarło do niej, że huncwoci znaleźli sobie kolejnego kozła ofiarnego. Miała ogromną nadzieję, że szybko się nią znudzą i dadzą jej spokój. Nie chciała, aby i w szkole była narażona na złe traktowanie. Bała się, że jeżeli ktoś zacząłby ją dręczyć, jej psychika by tego nie wytrzymała. Severus był silny. Ona nie.

W głowie miała tylko słowa jej rówieśników, głównie wyzwiska za nie ostrzeżenie przed żartem huncwotów. 

Łzy same cisnęły jej się do oczu, dlatego miała je mocno zamknięte. Nie chciała dać im wypłynąć. Jeżeli nie potrafiła zapanować nad emocjami gdy była sama, to otoczona znajomymi na pewno od razu wybuchłaby płaczem.

Tak już się przyjęło, że w większym gronie starała się być wydmuszką bez emocji i własnego zdania. Gdy ludzie nic o tobie nie wiedzą, zostawiają cię w spokoju. Mało kto lubi spędzać czas z kimś, kto praktycznie niczego niemówi.

Często była traktowana jak powietrze i jej to zbytnio nie przeszkadzało. Miała jeszcze Severusa, Lily, Sophie oraz Maxa, do których mogła zwrócić się o pomoc w razie potrzeby. Chciałaby jednak w końcu nauczyć się nad sobą panować i się usamodzielnić.

Nie wyszła już tego dnia z dormitorium, a następnego zaszyła się w bibliotece. Była bardzo zmęczona, bo przez zżerające ją poczucie winy nie zmrużyła w nocy oka. Nie chciała jednak iść do dormitorium, bo szybko znalazłyby ją tam Karliene i Imane. Chociaż, gdyby ktoś jej szukał, to niemiałby wcale trudnego zadania – oczywistym było szukać jej w bibliotece. Gdzie indziej mogłaby być?

Gdy inni uczniowie byli w Wielkiej Sali na kolacji, postanowiła wykorzystać okazję i udać się do dormitorium przed tłumem zmęczonych po całym dniu zajęć uczniów. Oczywiście, po drodze musiała trafić na Remusa i Lily patrolujących korytarze. Minęła ich bez słowa, nie reagując na wołania przyjaciółki i straszącego ją odjęciem punktów Lupina.

Poczuła jak robi jej się gorąco ze złości.

— Mel! Stój!  — krzyczała za nią sfrustrowana Lily.

— Porozmawiajmy! — dodał Remus, ale jej już nie było.

W parszywym humorze uciekła do swojego dormitorium, czując, że czeka ją kolejna nieprzespana noc.

Krukonka || Remus Lupin FFWhere stories live. Discover now