Melania zaraz po dodatkowej alchemii uciekła do biblioteki. Zaszyła się w jednym z działów, gdzie odrabiała pracę domową na Obronę Przed Czarną Magię. Wolała nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę, więc korzystając z okazji pouczyła się na eliksiry i poczytała podręcznik od transmutacji. Nim się obejrzała, w bibliotece już nikogo nie było, a wstanie po kilkugodzinnym siedzeniu w bezruchu wydawało się niewykonalne.
Gdy w końcu mrowienie w nogach ustało, czarnowłosa przeciągnęła się, a jej plecy wydały z siebie kilka niepokojących dźwięków. Zebrała ze sobą książki i dyskretnie odłożyła je na swoje miejsce, uważając by nikt jej nie zobaczył. Nie chciała przecież narażać się prefektom, więc po cichu udała się do swojego dormitorium. Pech chciał, że ledwo wyszła z biblioteki, a już obiła się o czyjś tors.
Ujrzała przed sobą wysokiego blondyna w szacie Gryffindoru, którego zielone oczy błyszczały w półmroku. Dłoń trzymał zaciśniętą na różdżce i patrzył na dziewczynę z góry. Nie była pewna, czy to przez wzrost, czy dumę. Był od niej co najmniej o głowę wyższy i musiała mocno zadrzeć podbródek w górę, by być w ogóle w stanie na niego spojrzeć. Wyglądał na zmęczonego, przez co Melania jeszcze bardziej obawiała się konfrontacji. Zmęczeni gryfoni stawali się niezwykle nieznośni. A zmęczeni prefekci z gryffindoru denerwujący i niesprawiedliwi.
— Masz jakieś dobre wytłumaczenie na nocne spacery po ciszy nocnej? — uniósł w górę jedną brew, jednocześnie krzyżując ręce na torsie. — Z jakiego jesteś domu? — zapytał chłopak, nie dostrzegając herbu jej domu na ubraniu. No tak, krawatu w ogóle nie założyła, a szatę zdjęła jeszcze przed alchemią.
Na samą myśl o ciepłej szacie którą zostawiła na łóżku zrobiło jej się zimno. Wiedziała, że będzie musiała zmierzyć się z niewyobrażalnym chłodem, a krótka spódnica i koszula mogły nie wystarczyć na zimne, nocne wiatry, które nawiedzały hogwart każdej nocy, nie zważając na porę roku. Takie były już uroki mieszkania w zamku.
— Z Ravenclawu. — odpowiedziała cicho dziewczyna, spodziewając się, co usłyszy od prefekta.
— Minus piętnaście punktów dla Ravenclawu. — odparł śpiewnie zadowolony z siebie gryfon, prostując się dumnie. Odznaka prefekta zabłyszczała na jego piersi, a jego zarozumiałość przyprawiła dziewczynę o ból głowy.
— Piętnaście? — fuknęła, zanim zdołała ugryźć się w język.
Na twarzy gryfona pojawiło się szczere zdziwienie. Uniósł brwi z dezorientacją.
— Rozumiem, że to za mało? Mam odjąć jeszcze dziesięć? — rzucił kąśliwie do krukonki, uśmiechając się złośliwie.
Jeszcze go to bawiło!
— Niby za co? — zezłościła się, zaciskając pięść na materiale czarnej spódnicy. Westchnęła, przymykając oczy, gdy gryfon nie odpowiedział ani słowem na jej oburzenie. — Przepraszam, już... idę do dormitorium. — powiedziała cicho, po czym uciekła od denerwującego ją gryfona.
Zamkowe korytarze były już całkowicie opustoszałe, co, rzecz jasna, nie powinno nikogo dziwić, zważywszy na tak późną porę. Melania, przemykając nimi niczym cień, co jakiś czas marszczyła delikatnie brwi, zasłuchując jakichkolwiek odgłosów. Od czasu do czasu usłyszała ze ścian ciche szmery obrazów na temat nieprzyzwoitej młodzieży. I gdy widziała już drzwi do Pokoju wspólnego Ravenclawu, przypomniała sobie o torbie, którą zostawiła na podłodze przy jednej z półek w bibliotece.
Opuściła delikatnie ramiona, załamana swoją postawą. Jak w ogóle mogła czegoś zapomnieć? Musiała być naprawdę zmęczona, bo zazwyczaj nic jej nie umykało...