Na dźwięk dzwonka wszyscy uczniowie zaczęli się pakować. Melania odruchowo zerknęła na Remusa, zajętego żywą dyskusją z grupą gryfonów. Spojrzała na jego torbę i z powrotem na niego, licząc że wydarzy się jakiś cud.
Sama była już spakowana i nie chciała długo na niego czekać. Obejrzała się na resztę klasy, zauważając Felixa, Elliota i Maxa i zastanawiała się, czy nie zabrać się z nimi.
Felix zauważył jej tęskny wzrok i zaśmiał się cicho, machając do niej. Krukoni odwrócili się zdziwieni i zdezorientowani.
— Idziemy? — zapytał Remus nad jej uchem i aż zadrżała, przestraszona.
— Ah, tak, tak... — otrząsnęła się i ścisnęła swoją torbę w rękach.
Wyszli wspólnie z lochów, otoczeni ciszą. Melania była mu bardzo wdzięczna, bo mimo że były przed nią jeszcze cztery godziny lekcji, już czuła się wyczerpana i nie byłaby w stanie zmuszać się do rozmowy.
Spacer wśród zimnych murów zamku uspokajał ją, większość uczniów korzystała z długiej przerwy by wyrwać się z zamku, więc korytarze pozostawały puste i ciche, dokładnie takie, jakie lubiła najbardziej.
Remus również nie czuł się skrępowany ciszą. Korzystał z chwili spokoju, tak różniącej się od tego, co spotykał codziennie w towarzystwie huncwotów.
Wspinali się po spiralnych schodach na przedostatnie piętro Wierzy Ravenclawu, aż nie dotarli do ogromnych drzwi.
— Jaki wyraz jest zawsze wypowiadany źle?
— To ta słynna kołatka? — zapytał cicho Remus w zadumie.
Melania przytaknęła mu w odpowiedzi i szybko podała odpowiedź na zagadkę:
— "Źle".
Kołatka zagrzechotała o drzwi, ukazując wejście do Pokoju Wspólnego Krukonów. Kilka ciekawskich głów zwróciło się w ich stronę, więc dziewczyna zatrzymała Remusa.
— Musisz tu na mnie zaczekać, jest za dużo uczniów...
Chłopak nie odpowiedział i oparł się o ścianę, dając jej jasno do zrozumienia że mu się nie śpieszy.
Melania uśmiechnęła się i szybkim krokiem przemaszerowała przez pokój, kierując się do swojego dormitorium. Jak się domyśliła, nikogo w nim nie było. Wyjęła z kufra książkę i użyła zaklęcia zmniejszającego.
Wróciła do Remusa po nie całych dwóch minutach, zastając go dokładnie w takiej samej pozycji, w jakiej go zostawiła.
— Możemy iść do Pokoju Wspólnego Gryfonów? — zapytała, ściskając ręce na torbie.
— Accio... — powiedział tylko, wykonując sprawny ruch różdżką.
— Oh... Można i tak... — powiedziała z krzywym uśmiechem i uśmiechnęła się, gdy Remus wręczył jej książkę. Przyjrzała się na moment tytułowi i mruknęła zadowolona. — Błonia?
— W drogę... — Chłopak uśmiechnął się i zaoferował jej swoje ramię.
Melania przechyliła głowę i uniosła lekko brwi. Udała, że nie zauważyła gestu chłopaka i wyprzedziła go na schodach, schodząc z nich w szybkim dla siebie tempie.
— Przepraszam, jeżeli cię to uraziło! — Remus poczuł wypieki na policzkach ze wstydu. Bez problemu dogonił Melanię, czując narastającą w nim panikę. — Nie miałem niczego na myśli, ja tylko...
— W porządku. — urwała krótko, w kojącym geście.
Remus odchrząknął, zmuszając się by jej uwierzyć. Uśmiechnął się delikatnie, powstrzymując się by nie pociągnąć tematu. Miał ochotę zapytać ją, skąd u niej taki nawyk, wiedział, że musiała nieść się za tym jakaś historia, która pomogłaby mu ją zrozumieć. Dodatkowo czuł, że musiał jeszcze raz przeprosić, żeby mieć pewność, że nie będzie miała mu niczego za złe.