Z samego rana Elliot, Felix i Max udali się na siódme piętro, do gabinetu opiekuna ich domu – Profesora Hilarego Izydora Maillarda. Max, mimo że bliźniacy nie podali mu konkretnego powodu, dlaczego to robią, im ufał. Widział, z jaką powagą podeszli do ich wczorajszej rozmowy i nie zamierzał kwestionować ich wyboru.
— Dzień dobry profesorze. — przywitał się z czarującym uśmiechem Max, niemal kłaniając się nauczycielowi zaklęć. — Przepraszam, że nachodzę o tak wczesnej godzinie. — zaśmiał się nieszczerze. — Przyszedłem z zastępcami mojej drużyny Quidditcha, ponieważ chcieliśmy dodać kogoś do naszej drużyny... — obrócił się do Felixa, czekając aż powie formułkę, którą wspólnie uzgodnili po drodze.
— Szczerze wierzę, że Melania Snape będzie dla nas dużym wsparciem w tym sezonie. — powiedział z pamięci.
Profesor zamyślił się i pokiwał głową. Zaprosił uczniów do gabinetu otwartym gestem i w zastanowieniu kręcił na palcu swoją brodę.
— Nie wiedziałem, że panienka Snape interesuje się Quidditchem... Nigdy nie widziałem jej nawet na żadnym meczu... — znowu się zamyślił.
Max szybko wkroczył do akcji.
— Proszę mi wierzyć, jest dużą pasjonatką. Bardzo kibicowała naszej drużynie. — spojrzał na Elliota i Felixa, a ci pokiwali głowami zgodnie.
— Zna zasady i bardzo dobrze lata. — wymyślił na szybko Elliot.
— Oh, aż sobie przypomniałem dziadka, Francisa — Profesor uśmiechnął się na wspomnienie kolegi z roku. Mimo że dzieliły ich domy w Hogwarcie i nie znali się za dobrze, to miło go wspominał. — Był wybitnym szukającym, nigdy nie złapałem przed nim znicza! — zacmokał i mocniej pociągnął się za brodę. — Kiedyś uczyłem Eileen, jego córkę, równie dobrą ścigającą. — zamyślił się, ale nie mógł przypomnieć sobie żadnej historii związanej z matką Melanii, więc wrócił do tematu. — Czyli jak się okazuje, panienka Snape wdała się w Princów. Bardzo dobrze, bardzo dobrze... Zgadzam się, oczywiście! Princowie od zawsze byli wybitni w Quidditcha, ale zawsze wywodzili się ze Slytherinu, a to cwane bestie! — zacmokał z rozdrażnieniem. — Cieszę się, że będzie reprezentowała Ravenclaw!
— Widać, ma to we krwi. — dodał zaciekawiony jej rodowodem Max, kiwając głową. Zamrugał kilka razy i kontynuował. — Z chęcią zwolnię jej swoje miejsce szukającego, jeżeli będzie taka potrzeba. — skłonił się szelmowsko, a stary Hilary Maillard w rozbawieniu zagruchotał jak sowa.
— Niech będzie, niech będzie. — odpowiedział ze śmiechem. — Jednak nie musicie przychodzić do mnie w kwestii członków drużyny, w pełni ci ufam Maxwellu. Możesz wybierać, kogo zechcesz. — uśmiechnął się do niego.
— Otóż profesorze — zaczął Elliot, pamiętając, że teraz jego kolej — Melania właśnie dlatego nas przysłała, ponieważ nasze poniedziałkowe treningi nachodzą na jej plan. Chodzi wtedy na Mugoloznactwo z profesorem Kwiryniuszem Quirrellem. Chciałaby się z niego wypisać. — wytłumaczył Elliot grzecznym tonem.
— Nie musiała was przez to posyłać! — zaśmiał się nauczyciel. — To sobie znalazła chłopców na wysyłki! Trzech dla niej straciło głowę, to się ustawiła! — dodał i znowu zagruchotał.
Felix, homoseksualista, Elliot, zadurzony w Sophie i Max, który faktycznie stracił dla Melanii głowę, spojrzeli po sobie i powstrzymali się od śmiechu. Hilary Maillard zauważył ich wymianę spojrzeń i pomyślał, że to on ich rozbawił, więc napuszył się zadowolony z siebie.
— I dlatego też nie ma jej tu dzisiaj z nami. Rozumie profesor, bardzo zależy nam na tym, żeby zaczęła treningi przed zbliżającym się sezonem, aby mogła wystąpić w tym roku w meczu o Puchar Domów. Nie mogła jednak opuścić lekcji. — dopowiedział Max, bo Elliot zapomniał tego powiedzieć. Posłał profesorowi Maillardowi znaczące spojrzenie, a on przytaknął ze zrozumieniem.
— Tak, tak! Oczywiście, rozumiem! Bardzo dobrze, że nie opuszcza lekcji, dziś pozwalam wam ją zwolnić. — spojrzał na zegar stojący w kącie pokoju i mruknął pod nosem. — Powinniście zdążyć. Możecie zabrać ją jeszcze dzisiaj, niech zacznie treningi jak najwcześniej, tak jak mówicie. — wyprowadził ich z gabinetu. — Porozmawiam z Kwirynniuszem, gdy przedstawię mu sytuację na pewno się zgodzi na stałe wypisanie z zajęć. — pochylił się nad trójką krukonów i szeptem dodał. — Sam był ogromnym pasjonatem Quidditcha za swoich Hogwarckich lat, więc zrozumie. Jeszcze będzie nam kibicował. — zaśmiał się, a Felix, Elliot i Max odpowiedzieli mu tym samym.
Gdy profesor zamknął drzwi, przybili sobie piątki.
— Poszło łatwiej niż myślałem... — uśmiechnął się pod nosem Max i poprawił włosy.
***
— Brawo! Nie musisz iść na Mugoloznactwo!
— Quirrell nie żyje? — podniosła się zaspana i zamrugała mozolnie, jakby musiała bardzo skupić się na tej prostej czynności. — Czy po prostu zaspałam? — zapytała niemrawo i potarła dłonią policzek, odgarniając włosy z twarzy. Zakryła się szczelniej kołdrą.
— Pozwól, że opowiem... — powiedział podekscytowany Max, siadając na jej łóżku.
Felix i Elliot za jego plecami posłali sobie dwuznaczne spojrzenia.
— Wierz, lub nie...
— Wiecie, która godzina? — warknęła Imane. Rozejrzała się po dormitorium – Sophie smacznie spała na plecach, ze złożonymi rękami na brzuchu niczym zmarły złożony do grobu, uśmiechała się tylko delikatnie – całkiem możliwe, że udawała, że śpi i podsłuchiwała. Wzrok brązowowłosej zatrzymał się na Karliene, która zakryła głowę poduszką. — Dajcie nam spać.
— Wszyscy się drzecie! — wysyczała Karliene, po czym znowu zatopiła głowę w poduszkę, jak struś chowający głowę w piach.
Imane poczuła nagły zastrzyk pewności siebie.
— Właśnie, uszanujcie to! Nas nic nie obchodzi Mugoloznactwo Melanii, więc z łaski swojej–
— Grzeczniej, dziubeczku — przerwał jej Max, uśmiechając się jadowicie — masz przed sobą nowego członka drużyny Quidditcha i nie pozwolę obrażać mojej... właśnie, na jakiej pozycji chciałabyś grać, Mel? — zmienił ton na bardziej przyjazny i czekał na odpowiedź.
— Co takiego...? — zapytała zdziwiona. Spojrzała na Elliota i Felixa, nie wierząc Maxowi na słowo. — Dzisiaj prima aprilis, tak? — zaśmiała się nerwowo.
Max przekręcił głowę w niezrozumieniu.
— To coś z francuskiego, to prima aprilis? Co to? — zapytał lekko zbity z tropu Max. — I co to właściwie ma do rzeczy? — dopytał, marszcząc brwi.
Sophie stłumiła śmiech i zagryzła wargi.
— Żartujesz czy nie? — zapytała surowym tonem Melania. — Nie mam nawet miotły w Hogwarcie! Latałam trzy razy w życiu, chcecie, żebym zabiła się na boisku, tak? — spytała rozdrażniona. — To nie jest śmieszne. — zgromiła bliźniaków wzrokiem, ale mimo tego i tak się śmiali.
— Spokojnie, to tylko przykrywka, nikt nie każe ci naprawdę grać. — dosiadł się Elliot i ściszył głos, żeby Karliene, Imane, ani nawet Sophie nic nie usłyszały. Wszystkie naraz, mimo temu, co Imane i Karliene mówiły o spaniu, jeszcze bardziej wytężyły słuch, podsłuchując z zaciekawieniem.
— Ja bym chciał żebyś grała. — mruknął do siebie Max i uniósł brwi, lekko obruszony.
— Więc po to ta szopka z Quidditchem? — odszeptała Melania, dalej rozgniewana. — Nie chcę, nie umiem, nie mam czasu... — dodała jeszcze ciszej, szeptem przepełnionym frustracją.
— Wiem, wiem. — mruknął Elliot i szybko ściszył głos, spoglądając na dziewczyny wokół wzrokiem pełnym nieufności. — Wytłumaczymy ci wszystko, w drodze na boisko, zaufaj nam. — Wstał i odchrząknął.
Max stanął obok niego i spojrzał na okrytą kołdrą po samą głowę Melanię, lekko zawiedziony. Liczył na to, że dziewczyna bardziej się ucieszy.
— Przebierz się w wygodniejsze ubrania, musimy chociaż stwarzać pozory. — powiedział i spojrzał na bliźniaków. — Idę już, ja nie mogę się spóźnić. — wytłumaczył się i wyszedł prędko.