XII

1.6K 100 30
                                    

Po wyjściu z biblioteki wmieszała się w tłum wracających z kolacji uczniów i czym prędzej udała się do swojego dormitorium. Zabrała spod poduszki pergaminy z przepisanymi notatkami, które przepisywała w nocy i wykorzystując nadal panujący na korytarzach chaos, prześlizgnęła się do Skrzydła Szpitalnego. 

Cała droga minęła jej bezproblemowo, do czasu, gdy dotarła do sali.

— Hej! To lecznica, nie biblioteka! — zawołał ktoś za nią. 

— Nawet tutaj kuje... 

— Krukoni, nigdy ich nie zrozumiem...

Zignorowała huncwotów i odsunęła lekko zasłonę do jednego z łóżek. 

— Eliot...? Co ty... — powiedziała cicho, lecz gdy zobaczyła jego zatroskaną minę, zamilkła. — Już idę. Nie będę ci przeszkadzać... — speszyła się i przycisnęła stos sztywnych pergaminów do piersi. Podeszła bliżej do Sophie i wsunęła je pod poduszkę. Zrobił się z nich już spory stos, lecz miała nadzieję, że jej przyjaciółka tego nie odczuwała.

— Nie przeszkadzasz... — ziewnął Eliot. — Sophie dzisiaj odzyskała przytomność, kazała ci podziękować za notatki. — przekazał jej, ale nawet na nią nie patrzył. Nie odwrócił wzroku od Sophie nawet na moment. 

— Pójdę już. — speszyła się i wyszła.

Podreptała czym prędzej do wyjścia, mijając szerokim łukiem huncwotów, którzy mimo to i tak przyczepili się do niej, bo najwyraźniej nie mieli nic ciekawszego do roboty i zamierzali ją chwilę podręczyć.

— Już ciekasz? — zapytał Syriusz. — Może zostałabyś tu na dłużej, to chyba odpowiednie miejsce dla ciebie. Świetnie wpisujesz się w obraz niedoli, wiesz? 

— Syriusz... — odezwał się do niego cicho Remus, speszony że znowu spotyka Melanię, tym razem w tak niemiłych okolicznościach.

— Swój pozna swego, jak to mówią. — uśmiechnęła się krzywo.

Syriusz uniósł tylko brew.

— Co tam bełkoczesz? — zapytał James, stając w obronie przyjaciela. 

Tylko Peter śmiał się z ich żartów.

— Nie dość, że jesteś ślepy, to jeszcze głuchy, Potter? — powiedziała przesłodzonym tonem.

— Ślepy, głuchy, ale nie głupi jak ty.

— O, Mel, tu jesteś! — podszedł do niej Eliot i objął ją szczelnie ramieniem. — Po co się z nimi kłócisz? Nie warto marnować na nich nawet chwili... — szepnął do niej na ucho, prowadząc ją do wyjścia.

— Wnerwiają mnie! — fuknęła zła, nie dbając o to, czy ją słyszeli, czy nie.

— Wszystkich wnerwiają. — przewrócił oczami i puścił ją, gdy już wyszli. — Sztuką jest, żeby nie wdawać się z nimi w niepotrzebne sprzeczki. — spoważniał. — Najgorszym, co możesz im zrobić, jest nie reagowanie na nich. Testowałem z Felixem, sprawdzone, polecam. — schował ręce do kieszeni, idąc z nią ramie w ramię. — Świetny ubaw... — dodał z ciężkim westchnięciem, które ani trochę nie świadczyło o świetnym ubawie, który mógł towarzyszyć denerwowaniu huncwotów. Eliot był wyraźnie nie w humorze – krępowała go cisza, która między nimi panowała, dlatego gadał, byle gadać i nie wprowadzić niezręcznej ciszy. — To miłe, że dajesz Sophie swoje notatki. Nie będą ci potrzebne? — próbował zagaić, a Melania spojrzała na niego z politowaniem.

— Te są dla niej. Przepisałam je, w końcu ja też muszę się mieć z czego uczyć... — spojrzała na niego kontem oka.

Eliot zagwizdał i przeczesał jasne włosy dłonią.

Krukonka || Remus Lupin FFWhere stories live. Discover now