-Michael przynieś mi pioruny nauczę cię rzucać
-tatoo.. Rozmawialiśmy o tym.. Nie jestem opiekunem piorunów i tak dalej.. Tylko dzikich zwierząt..
- dobra - zeus fuknął niby obrażony , ale po chwili zaśmiał się i poczochrał włosy syna - idź Artemidzie na dzikie pola gonić sarenki!
-jak zawsze wsparcie - chłopak wywrócił oczami - przyjdę później.. Umowiłem się z kimś
-ooohuuuu! - zeus znalazł się przy blondynie - kto to? Apollo? Może Zefir?
-tato.. To moja sprawa , a tak na marginesie to Apollo nie jest gejem
-ale mógłby być!
-dzięki! - usłyszeli w oddali delikatny , ale donośny głos Apolla i roześmiali się.
Artemid , bądź zwyczajnie Michael , wsiadł na swojego dzikiego pegaza i pogalopowal na łąki.
Chłopak kochał Olimp. Można było być sobą. Nikt nie zwazal na inna orientacje czy sposób ubierania sie. Można było żartować ze wszystkiego , a i tak reszta by sie tak samo śmiała. Kochał wolność i to kim był.
Wylądował na skraju lasu i obejrzał dokładnie każdy zakamarek swoim doskonalym wzrokiem. Wszystko było na swoim miejscu
-no leć.. - mruknął rozbawiony blondyn , gdy zobaczył jak jego koń wpatruje się w białego pegaza. To była Tęcza , koń odpowiedzialny za to zjawisko. Skoro tu była Tęcza to gdzieś musiała być opiekunka
-Iris! - jęknął chłopak gdy poczuł , ze drobna blondynka zakłada mu tęczowy wianek - uważaj , bo zaraz napuszczę na ciebie bandę uroczych królików
-jasne jasne - dziewczyna wywróciła oczami i zachichotała.
- Ágrios! Zostaw , bo znowu będziesz miał.. Za późno.. - gniady koń zaczął latać i skakać po całej łące zostawiając tęczową poświatę za sobą.
Iris sie roześmiała
-powiedzenia.. - klepnęła chłopaka w ramie - idziemy tworzyć tęczę w Azji !- wsiadła na białą Tęczę i odleciała. Ágrios po chwili położył się obok blondyna i wypuścił ciężko powietrze-a mówiłem , żebyś nie dotykał..
W końcu przyszedł czas na umówione spotkanie. Michael wsiadł na konia i poleciał w stronę morza. Na pomoście siedział mężczyzna.
-zostań tu i nie wpychaj mnie tak jak wcześniej - szepnął chłopak do konia , który roześmiał sie na swój sposób - głupi koń - Michael wywrócił oczami i pobiegł do mężczyzny.
Usiadł obok niego i delikatnie pocałował w policzek
-tęskniłem.. - szepnął. Mężczyzna był wysoki , szczupły i wysportowany. Miał niesamowicie błękitne oczy i blond włosy. Był ubrany w granatowe spodnie do kolana i szarfe , ktora była opleciona wokół jego torsu. Obok niego leżał żelazny , ciężki trójząb.
-ja też mały.. - Posejdon wziął go na swoje kolana i pocałował czule - jak twój tata? W końcu.. Niby jestem twoim stryjem..
-nie obchodzi mnie to.. A on.. To on..
-zauważyłem.. - mężczyzna wywrócił oczami - o! Poczekaj! Mam coś dla ciebie! - wysoki blondyn wyciągnął z kieszeni srebrny łańcuszek, na którym wisiała muszelka z wydrapana data
-data..
-naszego spotkania.. - bóg mórz założył łańcuszek chłopakowi i przytulił go
-Luke ja..
-spokojnie.. - luke podniósł głowę młodszego i zbliżał sie powoli , by go pocałować. W ostatniej chwili Ágrios przerwał scenę i potrącił Mikea , przez co blondyn wpadł do wody.
Posejdon roześmiał sie miękko i poglaskal konia dając mu kawałek jabłka.
-głupi koń.. - mruknął Artemid wynurzając się z wody.
✖✖✖
Więc! Witam!
Napisalam juz dwa ff z greckimi bogami i potem dowiedziałam sie , ze sa juz takie. Przeczytalam i tak. Moje będą inne wiec proszę oszczędzić sobie 'uuu! To plagiat!'W każdym razie..
Miłego dnia i nocy!