Rozdział 1 - Spotkanie z wrogiem

7.1K 281 340
                                    

Ledwo wstała z łóżka, a już marzyła, żeby się z powrotem w nim znaleźć. Poprzedniego wieczoru jak zwykle przesadziła z alkoholem i bardzo dobrze o tym wiedziała. Jak każdego ranka, powlokła się do kuchni, otworzyła jedną z szafek, wyjęła środek przeciwbólowy, nalała do szklanki wodę, zarzyła tabletkę. I tak oto poranna rutyna została odprawiona.

Tak to właśnie wyglądało od niemal trzech lat. Po prostu chciała o wszystkim zapomnieć, a alkohol skutecznie jej w tym pomagał. Te ostatnie lata, to dla Marinette prawdziwy koszmar, z którego nie mogła się obudzić. Naprawdę nie miała pojęcia, co dalej zrobić. A czasu było coraz mniej, dzień sądu ostatecznego zbliżał się wielkimi krokami. Jeśli czegoś nie wymyśli, to spłonie w czeluściach piekielnych, czyli małżeństwie z tym niewłaściwym.

Ból i otumanienie powoli przemijały pod chłodną wodą lejącą się z dyszy prysznica. Strugi cieczy spływały po jej ciele, budząc ją całkowicie. Owinęła się błękitnym ręcznikiem i wyszła z łazienki. Z komody wyjęła różową, koronkową bieliznę, którą ubrała i w takim stroju poszła do kuchni zjeść śniadanie. Nie miała siły robić niczego wyszukanego, dlatego sięgnęła po płatki kukurydziane. Nie kłopotała się nawet z nasypaniem ich do miski i zalaniem mlekiem. Schrupała kilka łyżek prosto z pudełka, po czym odłożyła je na swoje miejsce.

Wróciła do sypialni i stanęła przed otwartą na oścież szafą, zastanawiając się, co ma założyć. Wyjrzała przez okno, analizując panujące na zewnątrz warunki atmosferyczne. Mimo wczesnej pory słońce znajdowało się już całkiem wysoko. To będzie ciepły dzień. Ubrała się w czarną koszulę na guziki i fioletową, dopasowaną spódnicę. Zgarnęła jeszcze kilka potrzebnych rzeczy i wyszła do pracy.

Tego dnia wyszła trochę wcześniej. Po południu miał ją odwiedzić niechciany gość. Jak zawsze musiała się do tego spotkania psychicznie przygotować. Widywała się z nim tak rzadko, jak tylko mogła. Kontakt telefoniczny również ograniczyła do minimum. Krótko mówiąc: nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Niestety, życie lubi rzucać jej kłody pod nogi i jest zmuszona poślubić tego mężczyznę.

Drzwi prowadzące do Luwru się rozsunęły. Marinette przestąpiła próg muzeum i udała się korytarzem do swojego biura. Dziś mieli przysłać eksponaty na nową wystawę, przez co kobieta miała pełne ręce papierkowej roboty.

Całe życie marzyła o zostaniu światowej sławy projektantką mody. Zawsze lubiła rysować i szyć, jednak zrezygnowała z tego marzenia. Zamiast studiować projektowanie ubioru, wybrała historię sztuki. Zaraz po otrzymaniu dyplomu, Marinette znalazła pracę jako asystentka kustosza w Luwrze. Bardzo lubiła tę posadę.

Czas na wypełnianiu papierów i opisywaniu eksponatów mijał bardzo szybko, zanim się obejrzała, trzeba było iść na przerwę. Poszły razem z Alix do pobliskiej kawiarni na kawę i ciasto. Swoją drogą to niesamowite jak różowo włosa się zmieniła; z roztrzepanej i olewającej wszystko dziewczyny w poukładaną młodą kobietę. Podobnie jak Marinette pracuje w muzeum, przeprowadza tam renowację obrazów.

- Jak tam się miewają twoje sprawy? - zapytała Alix, pałaszując kawałek cytrynowego ciasta.

- Okropnie. - mruknęła, grzebiąc widelczykiem w swoim serniku.

- Co zamierzasz? - dopytywała.

- Nie wiem, może Alya wieczorem mi pomoże. A jak się mają twoje sprawy? - zapytała, popijając kawę. Przyjaciółka wystawiła rękę w jej kierunku. Dopiero teraz zauważyła, że dłoń Alix zdobi srebrny pierścionek z pokaźnym szmaragdem. - Kiedy? - zapytała.

Piękny ten szmaragd, zupełnie jak jego oczy, pomyślała.

- Wczoraj. - odpowiedziała z uśmiechem i delikatnym rumieńcem.

- Gratuluję! - powiedziała radośnie i przytuliła ją. - Kim to świetny chłopak, idealnie do siebie pasujecie. Pojechał już na te mistrzostwa?

- Tak, dziś rano. - odpowiedziała, podziwiając swój zaręczynowy pierścionek.

Chwilę jeszcze porozmawiały na mniej lub badrzej ważne tematy, wróciły do Luwru i każda poszła w swoją stronę.

Wybiła piętnasta, ciemnowłosa pożegnała się ze współpracownikami i wyszła z budynku. Szła powoli, nie spiesząc się nigdzie. Jej narzeczony miał przyjść dopiero o siedemnastej, dlatego miała jeszcze chwilę dla siebie. Postanowiła z niej skorzystać.

Standardowo zrobiła zakupy w małym, osiedlowym sklepiku. Na liście zakupów nie mogło zabraknąć jej ulubionego, czerwonego wina. Zaopatrzyła się w kilkudniowy zapas.

Weszła do domu chwilę po szesnastej. Odłożyła zakupy do lodówki i poszła wziąć szybki prysznic. Wychodząc z łazienki, założyła dresy i luźną koszulkę. Nie widziała potrzeby, żeby stroić się dla swojego przyszłego męża. I tak go nie kochała. Ten związek to wymysł jej chorej psychicznie matki, która za pieniądze jest w stanie sprzedać własne i jedyne dziecko. Wróciła do kuchni, gdzie z apetytem zjadła wczorajszy obiad.

Równo o siedemnastej rozległ się dzwonek oznajmiający przybycie nieproszonego gościa. Niechętnie poszła otworzyć. Fiołkowym oczom Marinette ukazał się jej narzeczony.

- Cześć, Nettie - przywitał się mężczyzna.

Nie lubiła tego zdrobnienia. Darzyła je takim samym uczuciem, co mężczyznę stojącego właśnie przed nią.

- Wejdź. - mruknęła i zaprosiła go gestem ręki, otwierając szerzej drzwi.

Mężczyzna przekroczył próg posiadłości i pocałował swoją narzeczoną prosto w usta. Jego wargi paliły żywym ogniem, a ona myślała tylko o tym, że wolałaby wypić wiadro najbardziej żrącego kwasu, niż posmakować, chociaż jeszcze raz tych obleśnych, rybich warg. Oczywiście kobieta nie odwzajemniła tego pocałunku.

Przeszli do salonu, gdzie wygodnie usadowili się na kanapie. Marinette siadła najdalej jak tylko mogła. Niestety dla niej mężczyzna zaczął się przybliżać, a kiedy był już na tyle blisko, popchnął ją i znów zaczął całować, zjeżdżając od ust, aż po szyję. Te pocałunki nie były słodkie, namiętne, czy romantyczne. Był w tym wszystkim nachalny, brutalny, obrzydliwie się przy tym śliniąc. W tym człowieku było tyle romantyzmu co w paczce gwoździ. Miała ochotę się rozpłakać, kiedy jego ręce wślizgnęły się pod jej luźną bluzkę.

- Nathaniël? - nie przestał. - Nathaniël! - krzyknęła i prawie go z siebie zrzuciła.

- O co chodzi? - zapytał trochę zirytowany poczynaniami kobiety. - Jesteśmy zaręczeni od trzech lat, powinniśmy to w końcu zrobić. Jak długo chcesz z tym czekać?

Ciemnowłosa chciała odwlekać tę chwilę tak długo, jak tylko mogła. Nie wyobrażała sobie, że swój pierwszy raz miałaby przeżyć z kimś takim.

- Mówiłam ci, że chcę poczekać z tym do ślubu. - wyjaśniła, a w jej gardle rosła gula.

Wstał i wyszedł bez słowa, głośno trzaskając drzwiami.

Kobieta usiadła i schowała twarz w dłoniach, wypuszczając głośno powietrze. Spędziła tak dłuższą chwilę, nie wiedząc, co ma ze sobą dalej zrobić. Przecież jej życie nie może się skończyć w taki sposób.

Zrezygnowana poszła do kuchni po swoje lekarstwo. Wyjęła z lodówki butelkę ulubionego alkoholu, a do jednej z szafek sięgnęła po kieliszek. Tak zaopatrzona poszła do sypialni. Nalała sobie cały kieliszek i sącząc powoli znajdujący się w nim płyn, rozmyślała nad bezsensem swojego życia.

Ktoś znów dobijał się do jej domu, a ona dobrze wiedziała, kto składa jej wizytę o tej porze. Nie myśląc długo, rzuciła się pędem w stronę drzwi, po drodze łamiąc sobie prawie nogi na schodach i kiedy do nich dobiegła, otworzyła je gwałtownie, i rzuciła się osobie w nich stojącej na szyję.

- Pomóż mi, proszę. - szepnęła, przytulając się do niej.

👹👹👹

Porwanie ||Miraculous|| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz