XIV

266 11 3
                                    

- Zabić ich - prychnęła Moira.
Wszyscy jak za dotknięciem różdżki spojrzeli na dhampiry. Wyciągnęli przed siebie dłonie i kroczyli powoli w ich stronę.
- Zostawcie ich - ryknął Chrystian.
- Co ty mówisz synu? - zdziwiła się jego matka.
- Czy nie większą radość sprawiłaby wam tortura tej dwójki? - przejechał lodowatym wzrokiem po wszystkich tu zebranych.
- Och synu! Widać że się ostatnio dobrze nie bawiłeś -zarechotała klaszcząc w dłonie.
- Rose i Dymitrze, podejdźcie tu - zarządził dumnie.
Zawołani spojrzeli na siebie i ręce ścisnęli w pięści. Idąc jak na skazanie kroczyli pomiędzy strzygami, które stworzyli tunel ze swoich ciał.
- Mamy przesrane - rzucił chłodno w stronę jego miłości.
- No co ty nie powiesz? - Wybełkotała sarkastycznie. -  Masz może coś jeszcze w zanadrzu równie oczywistego? - Dodała przybliżając się jeszcze bardziej do towarzysza.
- Ciekawi mnie czy nie masz ponownie czegoś nowego przy sobie. Wiesz, taki as w rękawie - szepnął jej do ucha.
- Jesteś geniuszem - oczy brunetki się zaświeciły i spojrzała na Dymitra.
Zatrzymali się patrząc sobie w oczy.
- Gołąbeczki bez zatrzymywania prosimy - warknęła Sally.
- To ich ostatnie chwile - zagadał do znajomych - ale i tak się nimi nie nacieszycie - stwierdził patrząc w kierunku zakochanych.
- Nie dacie nam nawet chwili? - zdziwił się dhampir.
- Macie minutę! - zarządził Chrystian, a jego głos odbijał się w tunelu aż za nim.
- Wiesz że cię nienawidzę? - brunetka położyła dłonie na jego torsie.
- Wiem, ale nie ukryjesz przede mną tego silniejszego uczucia, miłości - położył dłonie na jej biodrach i przyciągnął bliżej.
- Nie bądź tego taki pewny - zaśmiała się głucho.
- I tak będziesz moja Roze - po tych słowach złożył delikatny pocałunek na jej skroni.
- Zobaczymy - wzruszyła ramionami, jakby było jej to obojętne. - Jednak teraz to nie ważne. Mam pomysł.
- Jaki? - zaciekawił się chowając twarz w jej włosy.
- Rzucę zaraz w nich eliksirem, przez który będą się wolniej poruszać. Spokojnie działa to tylko na strzygi - stwierdziła odsuwając mężczyznę od siebie.
- Zostało wam dziesięć sekund - zawołała znudzona Moira.
W tej samej chwili dziewczyna wyjęła z kieszeni dużą fiolkę i rzuciła w bok, powodując jej rozbicie. Płyn zamienił się w dym, zwiększajac przy tym swoją objętość.
- Co teraz powinniśmy zrobić twoim zdaniem piękna? - zapytał biorąc do dłoni srebrny kołek.
- Nie żartuj sobie teraz z "piękna" - skarciła go. - Zabijamy jak gdyby nigdy nic - wzruszyła ramionami, wykonując ten sam ruch co jej nauczyciel.
- Nie żartuje, jesteś najpiękniejszą istotą jaką kol wiek widziałem -  uśmiechnął się zadziornie.
- Nie zamierzam się teraz z tobą kłócić towarzyszu, bo jak już zauważyłeś mamy kolegów wokół siebie - stanęła tyłem do niego i oparli się plecami do siebie.
- Poradzimy sobie - chrząknął Dymitr.
- Musimy - zaśmiała się Rosa.
Strzygi były już coraz bliżej tej dwójki. Napięcie rosło z każdą chwilą.
- Walentynki! - krzyknął Chrystian.
Wszyscy spojrzeli w jego stronę, oprócz dampirów którzy korzystali z nieuwagi przeciwników.
- Wali tynki? - Ernest zmarszczył czoło, wtapiając tępy wzrok w syna władczyni.
- Nie. Walentynki to takie święto zakochanych - ręką złapał się za głowę i oparł się o ścianę jaskini.
Tunelem przybył dźwięk uderzających podeszew. Wszyscy ponownie spojrzeli w tamtym kierunku.
Czy strzygi są aż tak głupie? Gdyby użyć jakiejś z mikstur, to wszyscy z drużyny przeciwnej padli by już trupem. Ale takto zabawy by nie było.
- E-16 - zawołała blondynka wpadająca do sali.
Chrystian objął ją jedną ręką, a drugą zabrał dziewczynie jedną broń. Po chwili rzucili w stronę Dymitra i Rose. Złapali urządzenia, chociaż byli zdziwieni tym ruchem z ich strony.
- Kto? Jak? - z ust dampira wyrwały się pojedyncze pytania.
Patrzył jak zaczarowany na urządzenie śmierci. Jego mina była zabawna, gdyż malowało się na nim przerażenie i nie pewność.
- Ta dziewczyna to Lissa gdybyś jeszcze nie zauważył. Ona jest łatwa w obsłudze - po tych słowach spostrzegłam nie zrozumienie na twarzy towarzysza, dlatego śpieszyłam z wyjaśnieniami. - Nie Wasylissa Dragomir, tylko to cudeńko co trzymasz w ręce. Nastawiasz w kierunku strzału. Pociągasz za spust, upewniając się że nabój trafi w przeciwnika - podnosząc narzędzie zobrazowała czynność trafiając w strzygę.
- Wow, masz cela - pogratulował jej nauczyciel.
- Miejmy nadzieje, że ty też - wystawiła język trafiając w kolejnych przeciwników.
Nawet nikt nie spostrzegł, kiedy pomieszczenie wypełniło się gromadce wampirów wraz z dampirami. Każdy zajęty swoim przedmiotem.
- I tak mnie nie zdołacie zabić - zarechotał Nataniel, wykonując pokłon.
- Jesteś tego pewny? - w tunelu stał Manson.
- F*ck - rzucił chłodno.
Nie musiał długo czekać na strzał, bo rudzielec zdążył pociągnąć za spust.
Strzygi nie miały żadnych szans. Padały jedna po drugiej. Znajome chwilowo twarze Rose i Dymitra, właśnie leżały już martwe z rozchylonymi ustami. Powietrze przeszywały kolejne huki.
- Skarbie, przecież byłeś po naszej stronie - krzyknęła Moira.
- Nie byłem, nie jestem i nigdy nie będę. Nie zamierzam stać w szeregach największego przeciwnika moich przyjaciół i dziewczyny - przejechał wzrokiem po swoich najbliższych.
- Miałeś tutaj drugą rodzinę: Sally, Ernesta, Leona, Nathaniela - szeptała rozkojarzona patrząc na martwych towarzyszy.
- Nigdy bym nie oszukał swoich najbliższych znajomych z Akademii, no chyba że dla ich dobra, bądź uratowania ich tyłków - zaśmiał się głucho. - Przepraszam matko - westchnął i odwrócił wzrok, wykonując ostatni strzał spośród zebranych.
- Wiesz, że nie musiałeś tego robić? - złapała go jedną ręką za ramię, a drugą za wolną dłoń.
- Musiałem, strzyga to strzyga - wzruszył ramionami.
- Przykro mi - rzucił jeden z wampirów.
- Nie smućcie się tak - zaśmiała się Rose.
- Czy ty siebie słyszysz? - Bielikow otworzył szerzej oczy, nie dowierzając w jej słowa.
- Tak - stwierdziła z wielkim, a zarazem szczerym uśmiechem.
- Czy ty widzisz co się właśnie stało? Cała rasa strzyg właśnie zginęła z naszych rąk, a dokładniej z tych śmierciożernych broni. A przed chwilą padła ich władczyni, matka Chrystiana. Nie pomyślałaś o tym że może być to, no nie wiem.. bolesne? - blondynka wyrzuciła ręce w powietrze.
- Jestem ślepa, bo wypaliłam sobie oczy niewidzialnym ogniem. A już nie myśle bo zjadłaś mi mózg w nocy - skrzyżowała dłonie, mówiąc sarkastycznie.
- Jesteś psychopatką - kaszlnął Max.
- Albo po prostu wiem że to czym była napełniona broń to nie E-16 tylko E-14. A co za tym idzie? Te nieboszczyki obudzą się za jakieś 7-8 lat - wzruszyła ramionami.
- Żartujesz? - po minie Dymitra widać było że jego zatkało, a to pytanie ledwo wydobyło się na zewnątrz.
- Nie. Barwa zamiast koloru czarnego miała szary.
- Czyli chcecie mi powiedzieć, że jeszcze ich spotkamy? - Ozera wykonał dwa kroki do przodu.
- Spokojnie, zdążą ci jeszcze dać błogosławieństwo i przyjść na ślub twój i Lissy - zaśmiał się rudzielec obejmując wampirzą parę.
- Dobra, chodźcie to jakoś uczcić - zawołał wampir.
Wszyscy tylko przytaknęli kierując się ku drodze powrotnej.
- Roza - za nadgarstek brunetki złapał Dymitr. - Dziękuję - przybliżył ją do siebie.
- Każdy by to zrobił na moim miejscu Dymitrze - odsunęła się powoli. - Musimy iść, ale jak chcesz pogadać na osobności to równo kiedy księżyc wejdzie jutro na niebo to bądź w bibliotece - wyszła, a wraz z nią jej miłość życia.

---
Jak odczucia? Wiecie że został ostatni rozdział, chyba że mnie przekonacie to będzie jeszcze epilog ^^
Kolejny rozdział będzie tylko i wyłącznie Rose&Dymitr. Dlatego będzie się raczej czytało idealnie XD
Gwiazdkujcie i komentujcie. Miłego dnia ~ Blamperry 🦄

Akademia wampirów - Odrodzenie|| ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz