Poprawiam muszkę na szyi i wyjmuję telefon z kieszeni. Robię zdjęcie i dodaję je na Snapa. Sprawdzam wiadomości od Li, ale nie ma żadnej. Mam nadzieję, że jeśli zejdę na dół, zostanę go tam lub za chwilę pojawi się u mnie. Wzdycham, spoglądając na zegarek. Wyciszam telefon i wkładam go do kieszeni. Ostatni raz spoglądam szybko na moje odbicie w lustrze- dość wysoki mulat o srebrnych włosach. Do jego ciała przylega czarny garnitur, a na szyi przypięta jest muszka. Na nogach ma założone lakierowane szpiczaste buty. Ah, przystojniak ze mnie.
Wychodzę z mieszania i zamykam go na klucz. Zchodzę na dół, gdzie czeka na mnie nieprzyjemna niespodzianka- Liam nie przyszedł. No cóż, trudno. Ale zawiodłem się na nim.
Otwieram swój samochód i wsiadam do niego. Jadę do domu mamy. Zatrzymuję się na podjeździe, wysiadam, zamykam pojazd i idę w kierunku budynku.
W środku panuje całkowite zamieszanie. Mama biega w sukni ślubnej, włócząc za sobą długaśny welon. Śmieję się, widząc jak Patrishia pędzi za nią zbierając biały, delikatny materiał, ciągnący się za moją rodzicielką przez pół pokoju. Opieram się o framugę i bawię sie kluczykami od swojego auta. Czuję czyjeś ręce na oczach i nic nie wiedzę. Uśmiecham się i odwracam swoje ciało o 180 stopni. Przytulam mocno Gigi i składam krótki przyjacielski pocałunek na jej ustach.
Gigi Hadid to córka Patrishi Hadid, przyjaciółki mojej mamy. G od zawsze spędzała w moim towarzystwie całe dnie. Siedzieliśmy z nią i Lou w moim domku na drzewie codziennie, aż do zmroku. Była dla mnie jak siostra lub bliska kuzynka, ale nie interesowały mnie jej kobiece walory, w końcu jestem gejem, co nie? A nawet jeśli bym nim nie był i tak byłaby dla mnie tylko przyjaciółką. Nie chciałbym z nią chodzić, to byłoby to dla mnie dziwne.
— Cześć, Pedale — mówi chichocząc.
— Pierdol się, okej? — mruczę lekko rozbawiony.
— Gdzie ten twój chłopak, o którym mi ostatnio opowiadałeś przez Skype?
— Nie ma go — wzdycham. — Nie pojawił się.
— Dupek jeden — warczy. — Mojego Zee się nie zostawia.
— G, spokojnie. Wiesz, że jest inwalidą, denerwuje się przed poznaniem moich rodziców.
***
Ceremonia ma rozpocząć się za jakieś 10 minut. Co 2 sekundy sprawdzam czy nie dostałem przypadkiem nowej wiadomości od Limonki.
Kiedy mam wejść do kościoła, słyszę krzyk. Potrząsam głową, myśląc, że mi się to wydaje. Jednak nie- ponownie to słyszę. Odwracam się i na widok osoby, która tam jest mam ochotę popłakać się ze szczęścia. Liam. Liam Payne właśnie 'biegnie'* o kulach w moim kierunku. Śmieję się lekko, szczęśliwy, że jednak przyszedł. Biegnę w kierunku dyszącego, spoconego chłopaka. Pomimo tych obecnych cech, wygląda najpiękniej na świecie. Przytulam go i zaciągam się jego zapachem. Śmierdzi potem połączonym z męskim perfumami.
— Przepraszam, Zee. Harry'emu zepsuło się samochód. Musiałem przyjechał autobusem. Potem myślałem już, że nie zdążę, ale i tak starałem się spieszyć...
— Rozumiem, Li — przerywam mu i tulę go do siebie ponownie. Razem ruszamy w kierunku kościoła. Sam osobiście nie jestem osobą wierzącą. Jestem agnostykiem**, ale to ślub mojej mamy, drugi. To znaczy, z moim ojcem byli nieślubną parą, a ja ich nie ślubnym dzieckiem. Tak wyszło, choć mama wszystkim mówi, że to jej 'były mąż'. Tylko najbliższa rodzina, w tym ja oczywiście i jej nowy partner, o tym wiedzą. Urodziłem się w mieście, gdzie dziecko bez ślubu to pogarda.
Siadam w pierwszej ławce, Liam niepewnie przysiada obok mnie. Uśmiecham się do niego pokrzepująco. Odpowiada tym samym. W tym samym momencie zdaję sobie sprawę, że miałem zaprowadzić mamę do ołtarza. Normalnie robi to ojciec panny młodej, ale mój dziadek mieszka w Meksyku i nie przyjechał. Swoją drogą, to trochę chamskie z jego strony- ominąć ślub córki.
Przepraszam Liama i szybko biegnę na dwór. Tam czeka moja mama w pięknej, białej sukni ślubnej, z długaśnym welonem, przypiętym do głowy, ciągnącym się po ziemi. Zahaczam ręką w miejscu łokcia o to samo miejsce na ręce mamy i ruszamy w kierunku wejścia do kościoła.
CZYTASZ
12:12; ziam✔
FanfictionJest sobie dwójka chłopaków. Jeden pisze do drugiego by kogoś poznać. Banalne? Cóż, można by było tak powiedzieć, gdyby nie ich sytuacja, pomieszanie z zagmatwaniem, numer 12 i zupa, które towarzyszą im całą historię. "Nieznany: 12:12 Nieznany: Ktoś...