** Rozdział 10 **

6.5K 425 51
                                    

Coś się zmieniło. Tkwiłam w letargu widząc przed sobą jedynie ciemność, która wcale mi nie przeszkadzała. Czułam jakby ogromny ciężar spadł mi z serca i zastąpił go spokój, a te wszystkie zdarzenia jakie mi towarzyszyły przez ostatnie dni, nagle przestały mieć jakiekolwiek znaczenie.

Ze wszystkich stron otulało mnie przyjemne ciepło. Zagłębiałam się w nie, marząc, aby ten stan trwał tak długo, jak tylko się da. Na twarzy czułam lekki powiew wiatru. Odetchnęłam i po chwili do moich płuc dostał się piękny zapach czegoś, czego jeszcze nigdy nie czułam, zmieszany ze świeżością wilgotnego powietrza. Rozpływając się w przyjemności jaką dawał mi stan, w którym się znajdowałam w pewnym momencie do moich uszu zaczęły dochodzić czyjeś głosy. Nie mogłam poznać do kogo należały,  ponieważ słyszałam je pierwszy raz. Trochę się tym zestresowałam. Nie wiadomo jakie mieli wobec mnie plany, w dodatku nie mogłam się wybudzić z tego dziwnego snu, jeśli tak można było go nazwać.

Chciałam coś zrobić, ale coś ewidentnie mnie blokowało, przez co irytowałam się jeszcze bardziej. Nie miałam władzy nad własnym ciałem, czułam jakbym leciała i to mnie wystraszyło, bo miałam lęk wysokości. To wystarczyło, aby wreszcie moje ciężkie powieki zaczęły ustępować i nieznacznie się podniosły.

- Tylko się nie wierć - powiedział męski głos, a jego miękki i zarazem tubalny ton z lekką chrypą, w pierwszym momencie wywołał u mnie dreszcze. Teraz już wiedziałam do kogo należał, mimo, że nie widziałam jego twarzy, a jedynie te złote oczy, które tak hipnotyzowały, że zapominałam o całym świecie, zagnieździły się w mojej pamięci i raczej prędko jej nie opuszczą.

Poczułam jak coś mocniej oplata mnie wokół pleców i nóg. Otworzyłam szerzej oczy i to, co zobaczyłam przeraziło mnie.

- Co jest do cholery?! - wzdrygnęłam się na widok tego, jak bardzo byliśmy oddaleni od ziemi, a przed nami latały kamienne wyspy obrośnięte przeróżnymi kwiatami i krzewami, wokół nich fruwały różnokolorowe ptaki i motyle. Niby powinnam się zachwycać, ale nie potrafiłam w takiej sytuacji. Momentalnie zaczęło mi się kręcić w głowie i zbierać na wymioty.

- Mówiłem ci coś! - warknął mężczyzna, a ja odruchowo skierowałam wzrok w górę. Na jego głowie nadal był kaptur, ale dzięki temu, że już było widno mogłam zauważyć oświetloną promieniami słońca zaciskającą się szczękę, na której widniał dwudniowy zarost.

- Jak mam być spokojna, kiedy znajdujemy się kilkaset metrów od ziemi! Ja mam lęk wysokości! - odszczeknęłam zdenerwowana, a panika ogarnęła mnie jeszcze bardziej. Zacisnęłam oczy, kiedy mój oddech przyspieszył, a dłonie złapały się mocniej czarnej koszulki złotookiego.

Zaklęłam pod nosem przez swoje zachowanie. Powinnam żądać od niego wyjaśnień, co tu się wyrabia, ale wola przetrwania kazała przylgnąć bardziej do ciała mojego porywacza, bo tak mogę nazwać kogoś, kto wbrew mojej woli właśnie przetrzymywał mnie w powietrzu. Właśnie! W powietrzu! Od razu wyjrzałam poza jego ramię odrywając się od klatki piersiowej mężczyzny powodując szarpnięcie, przez które prawie bym wypadła z jego ramion. Nigdy by mi nawet przez myśl nie przyszło, by ujrzeć to, co poruszało się za jego plecami.

Ogromne skrzydła, które płonęły żywym złocistym ogniem sprawiły, że moja dolna szczęka opadła w dół.

- Przestań! Bo zaraz oboje spadniemy i lepiej zacznij się przyzwyczajać - powiedział już nieco spokojniej.

- Co? - nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nadal spanikowana wypatrywałam jakiejś drogi ucieczki, ale to było na nic. Mogłabym wybrać jedynie samobójcze rzucenie się z wysokości.

- Uspokój się i spójrz na mnie! - rozkazał wyraźnie zniecierpliwiony, ale miałam to gdzieś. Mógł mnie nie zabierać tam, gdzie miał zamiar. Już wystarczająco się ostatnio wycierpiałam. Teraz chciał mnie dobić no i prawie mu się to udało - Gabriela! - dodał, a na swoje imię odruchowo uniosłam głowę do góry i nasze oczy od razu się skrzyżowały.

Ognistoskrzydła. Przebudzenie MocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz