Przed oczami widziałam ciemność, czułam jakbym unosiła się w powietrzu, w głowie strasznie mi się kręciło, nie pamiętałam także tego, jak się tu znalazłam i co się wydarzyło jeszcze parę minut temu.
Nie wiem jak długo trwałam w tym stanie, ale w pewnym momencie zaczęłam wychwytywać ciche słowa, które może po minucie układały się w głośniejsze zdania. Zorientowałam się, że ktoś niósł mnie na swoich rękach. Tylko dlaczego? Poczułam na swojej twarzy powiew chłodnego wiatru i to pomogło mi wreszcie otworzyć oczy.
Spojrzałam w górę i poznałam twarz mojego przyjaciela Chrisa. Był wyraźnie zdenerwowany i jednocześnie przestraszony. Ciężko dyszał i zaciskał szczękę. Następnie skierowałam swój wzrok w bok, skąd dochodziły podniesione głosy moich przyjaciółek. Stały przy krawędzi drogi i żywo gestykulowały dyskutując na jakiś temat, jednak ich głosy były przytłumione, bym mogła je zrozumieć. Zmarszczyłam brwi, nie wiedziałam o co chodziło. Postanowiłam wreszcie się odezwać. Za pierwszym razem żadne słowo mi nie przeszło przez gardło, przełknęłam ślinę i odkaszlnęłam, tym samym zwracając na siebie uwagę przyjaciół, którzy jak tylko to usłyszeli spojrzeli na mnie wzrokiem, który jednocześnie wyrażał zdziwienie, strach, ale i ulgę.
- Gabi! Nic ci nie jest?! Wiesz jak nas przestraszyłaś?! Mieliśmy już dzwonić po pogotowie! Tak nagle straciłaś przytomność! Nigdy więcej tego nie rób! - wykrzykiwały dziewczyny podbiegając do mnie.
- Dziewczyny, spokojnie, głowa mnie zaczyna boleć od tych wrzasków - powiedziałam i poruszyłam się, ponieważ było mi nie wygodnie.
- Możesz stać o własnych siłach? - zapytał brunet spoglądając na mnie przejętym wzrokiem.
- Tak, chyba tak - odezwałam się i zostałam postawiona na chodniku, zachwiałam się, ale udało mi się odzyskać równowagę - Tak właściwie to, co się stało? - zapytałam poprawiając się, a dziewczyny wraz z Chrisem spojrzały na mnie jak na dziwoląga. Zdążyli się już uspokoić, ale nadal przyglądali mi się uważnie.
- Jaja sobie robisz?! Pół godziny nie wychodziłaś z kibla. Co tam można tyle robić?! Zaczęłam się martwić, więc poszłam sprawdzić co się z tobą dzieje. Okazało się, że jeszcze drzwi zamknęłaś, dobijałam się do nich przez pięć minut, aż wreszcie je otworzyłaś, po czym padłaś nam nieprzytomna - Klara wzięła głęboki wdech i kontynuowała. Zdziwiłam się i próbowałam przypomnieć powód mojego pójścia do toalety. Głowa pulsowała nieprzyjemnym bólem, przez co trudno było mi się skoncentrować. Nagle wszystko wróciło, przypomniałam sobie o uczuciu obserwowania, gorąc, zawroty głowy, ogień. Stanęłam na chwilę bez ruchu. Przecież jeśli to znowu wróci zrobię komuś krzywdę. Ja nad tym nie panuję i nawet nie wiem, kiedy znów mnie to dopadnie - Chris w porę cię złapał zanim zdążyłaś porządnie przywalić w podłogę. Więc, teraz ja tobie zadam pytanie. Co ci się stało? - dokończyła przejęta Klara i każdego wzrok utkwił w mojej osobie. Przecież im nie powiem prawdy, nie uwierzą mi. Nawet mojego tatuażu nie widzą, nie potrzebnie pewnie też soczewki noszę, ale na razie mi one nie przeszkadzają.
- Ja... - zacięłam się - To chyba z niewyspania. Praktycznie nie zmrużyłam oka tej nocy i jestem osłabiona. Przepraszam was, ale nie dam rady iść z wami do tego klubu, może innym razem się wybierzemy? - powiedziałam. W tym wypadku było to najlepszym wyjściem z sytuacji. Nadal byłam osłabiona i nie dałabym rady spędzić z nimi reszty wieczoru. No i nie miałam też pewności, że to znów się pojawi. Nie chciałam ryzykować. Wszyscy spojrzeli po sobie zmartwionym wzrokiem, ale zgodzili się, aby zakończyć to spotkanie.
- Może lepszym wyjściem będzie jak pojedziesz do lekarza. Może to być coś poważnego - zaproponowała Sandra. Nie dziwię im się, też tak bym zareagowała na ich miejscu.
![](https://img.wattpad.com/cover/100732019-288-k818139.jpg)
CZYTASZ
Ognistoskrzydła. Przebudzenie Mocy
FantasíaKsiążka fantasy, inna niż wszystkie. Zastanawialiście się kiedyś czy wampiry, wilkołaki, magowie i inne nadnaturalne stworzenia znane dotąd z filmów i opowieści istnieją na prawdę? Pewnie tak, ale racjonalne myślenie odrzucało taką możliwość, bo w k...