Prolog

1.6K 60 7
                                    

Specjalne podziękowania dla Zorda27!

Za wygrzebanie tego fika z odmętów internetu i za zrobienie bety :). Dziękuje!!


Prolog


Ciemna, wilgotna jaskinia śmierdząca stęchlizną, krwią i czymś jeszcze, czymś, czego nie da się jednoznacznie określić słowami. Tak chyba pachną cele skazańców oczekujących na wyrok, opustoszałe pola bitwy, naznaczone krwią poległych i łzami pokonanych. Innymi słowy – wszystkie miejsca, w którym umarła nadzieja. Wszystkie wydzielają tą specyficzną woń.


Trzech mężczyzn zdaje się jej nie czuć. Może inaczej – są do niej tak przyzwyczajeni, że jest ona dla nich czymś naturalnym, bez czego nie wyobrażają sobie własnej egzystencji. Gdzieś tam, w odmętach świadomości zdają sobie sprawę z jej istnienia i w jakiś pierwotny sposób się nią upajają przy każdym wdechu, niemal bez udziału świadomości. W końcu to oni sprawili, że się tu pojawiła. To oni odebrali nadzieję. Taką mieli pracę.


Czwarty z mężczyzn nie podziela fascynacji towarzyszy atmosferą groty. Jest skupiony tylko na jednym: przeżyć! I rozjebać całą tą ich bandę w cholerę! Jednak w tym momencie druga część planu jest zdecydowanie niewykonalna. Ręce ma skute, natomiast kajdanki są przyczepione do zwisającego z sufitu grubego łańcucha. Dzięki temu oprawcy mogą dowolnie kontrolować jego położenie. Teraz wisi kilka centymetrów nad ziemią i czuje jak ramiona dosłownie są mu wyrywane ze stawów. Nie jest w stanie nawet podciągnąć się, by poczuć, choć chwilową ulgę. Przewidzieli, że wpadnie mu to do głowy, dlatego gdy go skuto „dla bezpieczeństwa" polali mu dłonie jakimś żrącym kwasem. Ale to nic. Jego rany zawsze szybko się goją, dlatego zaczeka. Spokojnie zaczeka, znosząc wszystkie zadawane mu ciosy, a kiedy tylko ból w dłoniach osłabnie... Pokaże im najczarniejsze odmęty piekieł. A potem? Potem się zobaczy.
Kogo chce oszukać? Siebie? Nie warto. Doskonale zdaje sobie sprawę z beznadziejności swojego położenia. Oni nigdy nie pozwolą, by odzyskał sprawność w dłoniach. Mógł się założyć o swoje miecze, że gdy tylko zaczną wyglądać odrobinę lepiej, ponownie przeżyje bliskie spotkanie z żrącą cieczą. Nie miał szans, by się stąd wydostać. Może gdyby ONI mu pomogli... Ale ONI...
„Nie myśl o tym!" skarcił się w myślach. „To ci w niczym nie pomoże, głupku".
Bardziej wyczuł, niż zobaczył poruszenie wśród swoich oprawców.
„Znowu się zaczyna".


Zoro poczuł jak coś ostrego wbija mu się w udo. Nie miał siły, by krzyknąć z bólu, nie wspominając nawet o tym by uchylić powieki i sprawdzić, czym tym razem go zraniono. Gorąca posoka zaczęła spływać mu po udzie skapując na podłogę uzupełniając fantazyjną mozaikę, która zdążyła pojawić się już jakiś czas temu.
Czyjś szyderczy śmiech dotarł do jego uszu, ale postanowił go zignorować. W końcu to żadna nowość. Ciągle go słyszał na przemian z wyzwiskami i tym cholernym pytaniem, od którego robiło mu się niedobrze. Ile to już trwało? Dni? Tygodnie? Miesiące? Kompletnie stracił poczucie czasu. W dodatku wydarzenia, które sprowadziły go do tej pieprzonej jaskini nadal były aż nazbyt wyraźne w jego wspomnieniach. Tak jakby miały miejsce dosłownie przed chwilą.
"Miałem nadzieję, że zdechniesz!"
Cholera! To wciąż bolało. Bardziej niż okaleczone dłonie. Bardziej niż krwawiące udo. Bardziej niż nadwyrężone ręce. Bardziej niż te wszystkie cholerne rany razem wzięte!




Złe SłowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz