Rozdział 20.

697 43 9
                                    

W ciągu kolejnych dwóch tygodni Zoro zadziwiająco szybko wracał do pełni formy. Nie zdarzyło się, by opuścił choć jeden wspólnych posiłek. Regularnie też uczestniczył w życiu załogi, na razie tylko biernie się przyglądając, bądź rzucając od czasu do czasu jakiś niezobowiązujący komentarz. Oczywiście nie obyło się bez problemów, z których największym okazał się atak paniki u szermierza, podczas jednej ze wspólnych kolacji.





-Mówię ci! Sam go złapałem! – Usopp żywo gestykulował tuż przed twarzą Zoro. – A był taaaaaki – rozłożył ręce, chcąc pokazać jakiej długości Króla Mórz udało mu się schwytać, bez niczyjej pomocy, co tym razem, o dziwo, było prawdą. I niebywałym szczęściem ze strony kanoniera, który chciał po prostu wypróbować nową gumkę w procy, wcale nie zamierzał celować do tej wielkiej bestii, która niespodziewanie pojawiła się tuż przed dziobem Sunnyego. Ale jak to mówią: Człowiek strzela, Bóg kule nosi, co w tym wypadku było adekwatnym odzwierciedleniem sytuacji. Jednakże szczęśliwa gwiazda strzelca zdążyła już zblednąć, gdyż podczas swoich przechwałek niechcący jego ręka zderzyła się z dłonią Nami, wybijając kobiecie łyżkę wraz z zawartością.


-Uważaj trochę! – posłała przyjacielowi mordercze spojrzenie, od którego mężczyzna aż skurczył się w sobie. Zaraz za spojrzeniem powędrował cholernie ostry nóż. – Przepraszam Zoro. To przez tego kretyna! – akurat tak się złożyło, że dziś to ona karmiła szermierza, wciąż niezdolnego do samodzielnego wykonywania codziennych czynności. Zielonowłosy zdążył już się przyzwyczaić do tych niedogodności, lecz wciąż wprawiało go w zakłopotanie, to jak bardzo, musi polegać na innych.


-Nic się nie stało – mruknął.


-Stało! – uwadze rudowłosej nie uszła mokra plama, wykwitła ma udzie szermierza. – Cholera! – chwyciła za ścierkę. – Będzie ślad.


Drobne kobiece palce to nie to samo, co styrane życiem, nawykłe do zabijania, ręce postawnego mężczyzny, lecz i tak to wszystko działo się zbyt blisko TYCH miejsc. Znajome uczucie klaustrofobii znów nawiedziło jego umysł, a niechciane wspomnienia przewijały się przed oczami niczym obrazy w niemym kinie. I wcale nie pomagała świadomość, że to Nami, że jest wśród przyjaciół, że...


-Przestań...


-Jeszcze chwila – dalej zawzięcie pocierała mokre miejsce, nie wiedząc nawet, że przysparza tym bólu przyjacielowi. – I nie wyobrażaj sobie Bóg wie czego – dodała nieświadoma palniętej właśnie głupoty.
Kolejny ruch, tym razem jeszcze bliżej TEGO miejsca.


-Powiedziałem przestań! – gwałtowność, z jaką odsunął się od stołu, wprawiła w stan głębokiego szoku wszystkich zebranych, jak również wywróciła jego krzesło, przez co on sam wylądował na podłodze.


-Zoro! Zwariowałeś?! – nawigatorka chciała podejść do kompana, ale czyjeś silne ramiona zatrzymały ją w miejscu. – O co ci chodzi Sanji-kun?


W odpowiedzi kucharz położył palec na wargach nakazując wszystkim milczenie. W międzyczasie Chopper podszedł do trzęsącego się szermierza, który zdążył już schować głowę między kolana. Ze strachu i wstydu. To nie powinno mieć miejsca! To...


-Zoro... Mamy wyjść? – pełen troski głos renifera podziałał jak balsam, a propozycja, którą mu złożył była tak kusząca.


-Proszę...


Powoli cała grupa, prowadzona przez lekarza, opuściła pomieszczenie i Zoro został w jadalni sam. Dojście do siebie zajęło mu ponad godzinę. Po raz pierwszy nie mógł się uspokoić, przekonać samego siebie, że nic mu nie grozi. Wciąż czuł palce Nami na swoim udzie i to chyba, przez tą świadomość, że wciąż ktoś może go TAM dotykać, nie mógł opanować dręczącej go paniki.

Złe SłowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz