Siwy dym unosił się pod sklepieniem, niczym niemy widz mającego wydarzyć się spektaklu, świadek, który pozna każdy najdrobniejszy szczegół, każdą tajemnicę, lecz nigdy nie zdradzi żadnej z nich.
Dwóch mężczyzn siedziało w pokoju, ukradkiem obserwując się, tak by nie daj Boże, drugi się nie zorientował. Cały czas udawali, że nagle interesuje ich zupełnie przeciwległy kąt pomieszczenia. Mięśnie mieli napięte do granic możliwości, niczym osaczona zwierzyna gotowa na swój ostatni atak, w chwili, gdy na horyzoncie pojawi się myśliwy. Każdego z nich zżerał od środka strach przed tym, co ma powiedzieć, niepewność, jakie słowa usłyszy w zamian, zaś wyobraźnia, bez przerwy, podsuwała coraz bardziej apokaliptyczne wizje przyszłości.
Sanji zaciągnął się, po raz ostatni smakując papierosa, którego podarował mu Zoro. Chyba jeszcze nigdy, żadne fajki nie smakowały mu tak bardzo jak te: pogniecione, wymieszane z piaskiem, zwietrzałe... będące prezentem od człowieka, którego kochał najbardziej na świecie. Z braku popielniczki, zmuszony był użyć stojącego nieopodal kubka, sądząc jednak po ilości much na brzegu i kwaśnym zapachu przeterminowanych pomarańczy, jego zawartość i tak nie nadawała się już do spożycia. Korciło go, by wyciągnąć następnego papierosa i wpuścić w płuca kolejną porcję uspokajającej i śmiercionośnej, zarazem nikotyny, lecz wiedział, że to tylko odwlecze nieuniknione. Przecież sam, kurwa, rzucił to całe „musimy pogadać" i co teraz? Cykorzy! Robi w gacie ze strachu! Ale pocałować go to się nie bał! Co to, to nie! Ale żeby zmusić się do rozmowy, to już nie łaska! Czuł jak koniuszki jego ust mimowolnie wędrują ku górze, na samo wspomnienie ich pierwszego pocałunku. I miał nadzieję nie ostatniego! Dobra! Bądź mężczyzną!
-Zoro...
-Sanji...
Wypowiedzieli swoje imiona w tej samej chwili, więc zaległa w pokoju cisza była czymś naturalnym. Teraz, znów każdy bał się powiedzieć cokolwiek, by nie przeszkodzić drugiemu. Gdy milczenie wchodziło w już w drugą minutę swojego istnienia kucharz stwierdził, że ma dość!
-Zoro?
Krótkie kiwniecie głową było znakiem, że może kontynuować. Przysunął się bliżej przyjaciela, tak że teraz stykali się ramionami.
-Zoro – zaczął ponownie. – Żeby było jasne, nie robię tego wszystkiego – pogłaskał zielonowłosego po plecach – bo ktoś mi kazał czy też z poczucia winy. Nie! Robię to, bo chce! Bo jesteś dla mnie kimś naprawdę ważnym – nie mógł powiedzieć nic więcej. Przynajmniej dopóki nie usłyszy, że Zoro mu wybacza. – Wiesz... te wszystkie złośliwości... na początku, gdy tylko się poznaliśmy, może i chciałem cię nimi zranić, pokazać swoją wyższość, przypodobać się Nami-san – przecież obiecał być szczery, więc nie może pominąć żadnej kwestii. Nawet takiej, która robi z niego dupka. – Lecz z czasem... polubiłem je. To znaczy polubiłem sposób, w jaki na nie odpowiadasz, w jaki się złościsz i to jak próbujesz spuścić mi łomot – zaśmiał się. – Ale wiesz... Kiedy zostaliśmy rozdzieleni, coś zrozumiałem – splótł palce, wbijając jednocześnie wzrok w kołdrę. – Zrozumiałem, że to nie wszystko, co w tobie lubię. W końcu to pojąłem: jesteś moim najcenniejszym Nakama.
Czuł, że blondyn chce powiedzieć coś więcej, ale jakaś niewidzialna siła go przed tym powstrzymywała. Zgadywał, że tą barierą było słowo „przepraszam", na które mu nie pozwolił.
-Więc – ciągnął dalej – jeżeli boisz się, że nasze relacje wrócą do, tak zwanej, normalności, to nie masz się czym przejmować. Wiem, że cała ta sytuacja jest dla ciebie trudna i tak, jak powiedziałem wcześniej: zrobię wszystko, co tylko będziesz chciał, co będzie w mojej mocy. Pomogę ci w każdy możliwy sposób. Dlatego, jeżeli akurat tego potrzebujesz, mogę być dla ciebie tak słodki i cukierkowy, aż się porzygasz i będziesz miał ochotę mnie pociąć – roześmiał się, lecz umilkł, gdy tylko czuł coś na swoim policzku.
Wolałby raczej wpić się w te cudowne, słodkie usta, ale póki nie zrzuci z siebie zalegającego na duszy ciężaru, nie oczyści swojego serca, nie będzie w stanie całkowicie oddać swoich uczuć w stosunku do kucharza. Dlatego na razie musi zadowolić się krótkim całusem w policzek.
CZYTASZ
Złe Słowa
FanficMój pierwszy fanfik w uniwersum OP. Pisany daaaawno temu. Akcja ma miejsce po wydarzeniach na Wyspie Ryboludzi. Całość opowiada o tym, jak bardzo słowa potrafią ranić. Zwłaszcza słowa ludzi, na których nam zależy. UWAGA! Zawiera sceny gwałtu, tortur...