Rozdział 19.

555 39 2
                                    

-Wyglądasz na szczęśliwego.


Nami podniosła wzrok znad gazety i uważniej przyjrzała się kucharzowi.


-Robin ma rację – podparła głowę ręką. – Dawno nie widziałam cię w tak dobrym humorze. Uśmiech nie schodzi ci z twarzy.


-Naprawdę? – machinalnie potarł dłonią usta, nie przestając się jednak uśmiechać. Czuł się trochę zażenowany, tym nagłym przypływem zainteresowania ze strony pań. Jeszcze jakiś czas temu, byłoby to ucieleśnieniem jego marzeń, lecz teraz... marzenia trochę się zmieniły. I były dziwnie zielone.


- Czyżby wydarzyło się cos dobrego, panie kucharzu? – archeolożka upiła łyk czarnej kawy, jednocześnie bacznie obserwując blondyna, więc krwisty rumieniec jaki wykwitł na jego policzkach, nie uszedł jej uwadze. Litościwie jednak postanowiła go nie komentować, czego jednak nie mogła darować sobie Nami.


-Ale raczka spaliłeś!


Teraz mężczyzna zaczerwienił się po same koniuszki uszu.


-Mów! Chodzi o ciebie i Zoro, prawda?


Całowali się. Dwa razy! Więc chyba może...


-Tak – odparł nieśmiało. – Wyjaśniliśmy sobie wszystko... - urwał. Lepiej żeby szczegóły rozmowy pozostały pomiędzy nim a szermierzem.


-Wybaczył ci?


Co prawda, w tej chwili, stał do kobiet plecami, ale wyraźnie czuł świdrujący wzrok Nami na swoich barkach. Jeszcze chwila i orzechowe tęczówki nawigatorki wypalą mu dziurę w koszuli i zaczną go przypalać żywcem.
Szybkie spojrzenie na stosik onigiri leżący nieopodal.


-Wybaczył – odpowiedział, z całą mocą, na jaką było go stać.


-To znaczy, że Zoro z nami zostanie! – rudowłosa aż klasnęła w dłonie z radości. – Będę miała jeszcze okazję żeby odzyskać swoje pieniądze – dodała dla zasady. Przecież zrezygnowałaby ze wszystkich skarbów Nowego Świata, byleby tylko Roronoa pozostał częścią ich załogi. Dopiero teraz, gdy utrata szermierza była aż nazbyt realna, zdała sobie sprawę z tego, jak wiele znaczył dla niej.
Zatopiona we własnych myślach, nie spostrzegła spojrzeń jakie wymienili między sobą Sanji i Robin. Archeolożka wiedziała, że radość przyjaciółki jest przedwczesna. A pełen bólu wzrok kucharza tylko utwierdził ją w tym przekonaniu.




-Jesteś pewny? Zoro?


-Tak – przez chwilę mocował się z koszulką, by na koniec i tak posłać przyjacielowi pełne prośby spojrzenie. – A ty pewnie uważasz, że to zły pomysł, co?


I tu był pies pogrzebany. Pomysł był dobry, powinien się nawet cieszyć, że zielonowłosy wyszedł z taką inicjatywą, ale... No właśnie, zawsze było jakieś „ale". W tym przypadku przyjmowało ono postać ataków paniki u szermierza. Gdy byli sami, potrafił sobie z tym poradzić, lecz co się stanie, gdy będzie ich otaczała większa grupa osób? Choć z drugiej strony, Zoro powinien w końcu wstać z łóżka. Może nie wyzdrowiał całkowicie, a nad jego dłońmi wciąż wirowały znaki zapytania, lecz większość ran zdążyła się zagoić. Również gorączka odeszła i na razie nie wyglądało na to, że miałaby powrócić.


-Chopper?


-W porządku – westchnął, wiążąc jednocześnie buty przyjaciela. – A jeśli tylko coś będzie nie tak, gorzej się poczuje, masz mi natychmiast powiedzieć, zrozumiano?

Złe SłowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz