Mężczyzna siedział tyłem do publiki i muskał palcami czarno-białe klawisze brązowego pianina, które było jednocześnie jego narzędziem pracy i swego rodzaju kochankiem, który był ucieczką od rzeczywistości i słodką tajemnicą dostępną tylko dla niego. Oddawał się bez pamięci granemu utworowi, na pamięć znał strukturę klawiszy i nawet mając zamknięte oczy, dokładnie wiedział, którego musi dotknąć, by melodia brzmiała harmonijnie i tworzyła prawdziwą sztukę. Rytm jego serca synchronizował się z muzyką i sprawiał, że odpływał całkowicie, oddając się w pełni swojej pasji. Zatracał się w dźwiękach instrumentu, jednak nie przeoczył momentu, w którym powinien zacząć śpiewać. Jego delikatnie zachrypnięty, głęboki głos rozchodził się po sali przyprawiając o dreszcze i wciskając w fotel każdego widza z osobna. Historia, którą opowiadał była przejmująca i przepełniona emocjami, jak on sam. Publiczność brała razem z nim każdy oddech i wstrzymywała go, gdy on to robił. Unosiła się do góry i opadała w dół jak ton jego głosu i wsłuchiwała uważnie w kolejne instrumenty dołączające do kompozycji. Widzieli tylko jego delikatnie przygarbione plecy, na które zarzucona była marynarka wyszywana kolorowymi cekinami, czarne, roztrzepane na wszystkie strony włosy, pobłyskujący w blasku reflektora złoty zegarek na lewym nadgarstku i obrączkę w tym samym kolorze, która spoczywała na serdecznym palcu prawej dłoni oraz eleganckie, czarne buty, które poruszały się do rytmu razem z głową muzyka. Jego występy zawsze poruszały publikę i sprawiały, że nic innego nie miało znaczenia. W momencie, w którym wszystkie światła gasły a scenę rozświetlał pojedyńczy reflektor, nawet znudzeni do tej pory nastolatkowie z ciekawością przyglądali się scenie i wychodzili z sali ukradkiem ocierając płynące po policzkach łzy. Opowiadana przez niego historia była prosta w przekazie, jednak niosła za sobą ogromny ładunek emocjonalny i dawała możliwość wejścia z artystą w intymną relację oraz posłuchanie najpiękniejszej i najbardziej uniwersalnej historii o miłości, przyjaźni i muzyce, która grała w życiu wszystkich zgromadzonych w filharmonii ludzi ogromną rolę. Nikt oprócz orkiestry nie widział nigdy jego twarzy, był tajemniczy i skryty, jednocześnie mając na tyle odwagi, by opowiedzieć o najważniejszej w swoim życiu rzeczy. Jedno wyobrażali go sobie jako nieziemsko przystojnego mężczyznę, będącego uosobieniem greckiego bóstwa, zbyt pięknego by normalni śmiertelnicy mogli na niego spoglądać, inni zaś, snuli historie o szpetnej bliźnie niczym z "Upiora w Operze", która przecina jego twarz i sprawia, że nikt nie chce na niego spoglądać. Tego wieczora coś było inaczej. W powietrzu unosił się duszący zapach perfum wszystkich kobiet, ubranych w długie do ziemi, dopasowane suknie zmieszany z ciężkimi perfumami gentlemanów ubranych w pełne garnitury oraz smokingi. Od początku koncertu na sali było ciemniej, bardziej przejmująco i piękniej niż zazwyczaj. Wszyscy z zapartym tchem oczekiwali końca spektaklu, by doświadczyć gęsiej skórki podczas występu bezimiennego artysty bez twarzy. Gdy wyczekiwany moment w końcu nastał, zgasły wszelkie reflektory, każdy wstrzymał oddech, nawet orkiestra siedziała w bezruchu, wpatrzona w mężczyznę w cekinowej marynarce zapalającego świece stojące na pianinie. Sprawne i smukłe palce z niespotykaną starannością naciskały klawisze, grając wstęp do właściwego utworu. Wbrew oczekiwaniom publiczności, tekst mówił o pięknym mężczyźnie i białej kotce oraz o pięcioletnim chłopcu, a po jakimś czasie artysta przestał grać, zastąpiony przez nagrany wcześniej podkład. Wyjął mikrofon ze statywu i wstał z miejsca szurając stołkiem o drewnianą podłogę sceny. Widzowie wstrzymali oddech, a czarnowłosy po raz pierwszy odwrócił się do nich przodem. Po sali rozszedł się pomruk zachwytu, ktoś rzucił na scenę białą różę. Publiczność wstała z miejsc nie mogąc pohamować swojego zachwytu nareszcie kompletnym obrazem artysty. Nieoczekiwanie brunet zszedł ze sceny i skierował się do pierwszego rzędu, wpatrując się w jedną osobę. Zatrzymał się przed mężczyzną ubranym w czarne dżinsy z rozcięciami na kolanach, białą koszulę oraz w czarną, aksamitną marynarkę zdobioną złotymi wzorami i złapał go za rękę splatając ich palce. Patrzył mu prosto w oczy, nie przestając śpiewać i uśmiechać się promiennie. Starł kciukiem jedną z wielu łez toczących się po pokrytych purpurą policzkach wyższego od siebie szatyna i sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki by wyjąć z niej niewielkie pudełeczko. Przyklęknął na jedno kolano przed mężczyzną i zamiast ostatnich wersów piosenki, po sali rozeszło się jedno z najpiękniejszych pytań, jakie można zadać osobie, którą prawdziwie się kocha.
- Jeon Jungkook, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i spędzisz ze mną resztę życia?
~*~
Enjoy,
- Alex =^.^=
CZYTASZ
Can we play longer? | Yoonkook ✔️
Fanfic- Tato, proszę, pozwól im zostać dłużej... - jęknął pięciolatek pociągając Mina za rękaw koszuli. - No dobrze, ale tylko godzinkę. Potem Jungkook będzie miał inne zajęcia... - mruknął Yoongi patrząc porozumiewawczo na studenta i wywołując rumieńce...