Mam nadzieję, że Wam się spodoba. O ile ktokolwiek tu zajrzy :)
Słońce mocno świeciło jak na tę porę roku. Według mnie była jakaś szesnasta, ale ostatni zegarek zepsuł mi się jakiś tydzień temu. Jeżeli chodzi o liczenie dni, to z tym też robiło się u mnie coraz gorzej. Na początku prowadziłam kalendarz, próbowałam stworzyć dziennik, ale później wszystko szlag trafił. Nie miałam czasu ani siły na takie rzeczy. Chociaż teoretycznie byłam sama, więc nie miałam innych rozrywek.
Asfalt był mocno rozgrzany. Skórzaną kurtkę schowałam do plecaka. W dłoni trzymałam jedynie łuk. Odruchowo sprawdziłam dostęp do strzał. Musiałam móc wyciągać je łatwo i płynnie. Nawet sekunda zwłoki mogła doprowadzić do śmierci.
Zazwyczaj trzymałam się lasu, ale ostatnio napotykałam tam za dużo szwendaczy. Dlatego teraz wolnym krokiem szłam przed siebie. Nie spieszyłam się, nie miałam gdzie ani do kogo. Jeszcze jakiś czas temu zadziałałoby to na mnie przygnębiająco, ale chyba już się zaczęłam przyzwyczajać.
Zobaczyłam przed sobą dwa samochody. Automatycznie się spięłam i zaczęłam uważać na każdy krok. Musiałam się nastawić na to, że ktoś może być w środku. Żywy lub martwy.
Zajrzałam przez szybę jednego i drugiego. Były puste. Bagażniki były otwarte, nie zostało w nich nic godnego uwagi. Zaczęłam zastanawiać się, czy nie wykorzystać któregoś pojazdu jako noclegu. Mogłabym się zamknąć od środka, przykryć kocem. Dałoby radę... chyba.
Usłyszałam ciche charczenie za sobą. Odwróciłam się. Kilka metrów ode mnie zauważyłam szwendacza. Kobietę z długimi blond włosami w letniej sukience. Sądząc po jej wyglądzie musiała być martwa od dawna. Napięłam łuk i wystrzeliłam. Trafiłam idealnie w środek czoła. Podziękowałam w duchu mojemu ojcu, który zabierał mnie na polowania jak byłam mała. Nie zawsze korzystaliśmy ze strzelb.
Chciałam podejść i wyciągnąć strzałę z trupa, zostawienie jej byłoby głupotą. Byłam w połowie drogi, kiedy znowu usłyszałam specyficzne odgłosy wydawane przez szwendaczy. Rozejrzałam się. Cholera. Zrobiło mi się gorąco, serce zaczęło szybciej bić. Po jednej i drugiej stronie miałam z tuzin szwendaczy. Nie miałam zamiaru się w to pakować. Szybko się wycofałam.
Szwendacie powoli wychodziły z lasu na drogę. Chciałam otworzyć samochód, ale drzwi się zacięły. Cholera, nie wierzę w to. Nie dam się tak łatwo pokonać. Zrzuciłam plecak na ziemię i wsunęłam się pod samochód. Było to ryzykowne, ale istniała szansa, że zostanę niezauważona. Przy udzie miałam pistolet z pełnym magazynkiem, więc w ostateczności utorowałabym sobie drogę. Jednak póki co, wolałam nie robić zbędnego hałasu.
Moje serce biło jak szalone, kiedy zobaczyłam powoli przesuwające się nogi, szurające stopami po ziemi. Człowiek mógłby pomyśleć, że się do tego przyzwyczai po jakimś czasie, ale to było niemożliwe. Jak można się przyzwyczaić do widoku żywych trupów?
Ziemia się zatrzęsła. Prawie niewyczuwalnie. Pewnie gdybym nie leżała na niej, nawet nie zwróciłabym na to uwagi. Chwilę później usłyszałam zbliżające się pojazdy. Ludzie. Moje poprzednie doświadczenia nie nastawiały mnie zbyt optymistycznie. Ale może odciągną ode mnie szwendaczy.
Zatrzymali się. Widziałam trzy pary nóg. Dookoła mnie rozdźwięczały się wystrzały z pistoletów. Szwendaczy trochę roiło się na autostradzie. Zdziwiłam się, że zamiast przejechać chcą walczyć. Kto mógł aż tak pragnąć śmierci? Powoli sięgnęłam po swój pistolet. Tak na wszelki wypadek.
CZYTASZ
Flowers for a Ghost ( Daryl Dixon x Freya)
Fanfiction- Nie śmiej się ze mnie. - prychnęłam. - O co mu chodziło? - Tak sprawdzamy, czy ktoś się nadaje. - Do czego? - Do życia w tym świecie. Moje pierwsze opowiadanie o Walking Dead. Pomysł pojawił mi się w głowie w czasie pracy. Zaczęłam pisać i główna...