Szłam sobie spokojnie po osiedlu. Zza jednego z domów wyszedł zdenerwowany Rick. Było to widać po jego minie i sposobie, w jaki się poruszał. Nie zapowiadało się to dobrze. Myślałam, że zastanę go w bardziej sprzyjającej sytuacji. Ale i tak miałam szczęście, że na niego wpadłam zamiast błąkać się po okolicy.
- Cześć. Rick, prawda? – podeszłam.
- Tak, o co chodzi? Jestem teraz zajęty.
- Nazywam się Freya. Przyjechałam tu wczoraj. Z nim. – wskazałam na mężczyznę, który również wyszedł zza domu. – Przed tym wszystkim pracowałam w policji w Nowym Jorku. Deanna kazała mi się do ciebie zgłosić. – prawie stałam na baczność, kiedy to mówiłam.
- Świetnie. Pójdziesz z nami zakopać zwłoki. Bądź przy bramie za dziesięć minut.
Rick i Morgan minęli mnie, a ja znowu zostałam sama. Wzruszyłam ramionami. No dobra, chyba nie zostaniemy przyjaciółmi. Ale nie było mi to jakoś specjalnie do szczęścia potrzebne. Ruszyłam w stronę, gdzie moim zdaniem była brama. Spoko, mogę zakopywać zwłoki. Żaden problem.
Okazało się, że szłam w dobrym kierunku. Pod bramą stał ten młody mężczyzna, którego spotkałam wcześniej w towarzystwie Aarona. Na ramię miał zarzucony karabin. Westchnęłam. Mam z nim tu czekać? Wyraźnie za mną nie przepadał. Miałam nadzieję, że z nami nie pojedzie.
- Co tu robisz? – obdarzył mnie chłodnym spojrzeniem.
- Czekam na Ricka. Mam mu pomagać.
- Jak masz na imię? – cały czas uważnie mi się przyglądał.
- Freya. A ty?
- Spencer.
Kiwnęliśmy sobie głowami. Usiadłam na trawie czekając na Ricka i Morgana. Słońce bardzo grzało. Miło było tak siedzieć i nie bać się o szwendaczy, którzy mogą wyskoczyć zza pleców. Chociaż gdzieś tutaj chodził wściekły na mnie Daryl z dostępem do kuszy. Nie wiedziałam, czy to była lepsza opcja.
Mężczyźni podjechali pod bramę. Wsiadłam bez słowa i ruszyliśmy. Rick chyba wiedział, dokąd jedzie. Ciekawe, czy często zdarzało mu się zakopywać zwłoki. Zerkałam na niego co chwilę. Liczne rozcięcia na twarzy miał opatrzone małymi plasterkami. Trochę wyglądał jakby golenie rano mu nie wyszło.
- Dlaczego wywozimy go tak daleko? – zapytałam w końcu.
- To morderca, nie będziemy go chować z innymi.
- To on zabił męża Deanny?
- Tak.
Rick i Morgan nie byli zbyt rozmowni. Nie wiedziałam, czy już tacy byli, czy może po prostu nie pasowała im moja obecność. No cóż, płakać nie będę.
W końcu dojechaliśmy. Zatrzymaliśmy się pośrodku niczego w lesie. Ja i Morgan wyciągnęliśmy zwłoki z bagażnika i we trójkę zabraliśmy się za kopanie dziury. W tyle osób to była szybka robota.
Podczas pracy usłyszeliśmy hałas. Pierwszy w tamtą stronę rzucił się Rick. Ja i Morgan pobiegliśmy za nim. Sięgnęłam po pistolet, który miałam za spodniami. Zauważyłam jak mężczyzna rzuca się na nastolatka, powalając go na ziemię. Szwendacie, którzy gonili chłopaka, spadli z ogromnego urwiska.
Stanęłam jak wryta i złapałam Morgana za łokieć. Chciałam upewnić się, że to, co widzę jest prawdą. Zrobiło mi się słabo na ten widok. Jeszcze nigdy nie wiedziałam czegoś tak potwornego. Zdziwiłam się, że wcześniej nie słyszałam tego hałasu.
CZYTASZ
Flowers for a Ghost ( Daryl Dixon x Freya)
Fiksi Penggemar- Nie śmiej się ze mnie. - prychnęłam. - O co mu chodziło? - Tak sprawdzamy, czy ktoś się nadaje. - Do czego? - Do życia w tym świecie. Moje pierwsze opowiadanie o Walking Dead. Pomysł pojawił mi się w głowie w czasie pracy. Zaczęłam pisać i główna...