(Punkt widzenia Daryla)
Daryl obudził się z potwornym bólem głowy. Miał wrażenie, że wszystko dookoła niego pulsuje. Jęknął próbując usiąść. Dopiero po trzeciej próbie mu się udało. Chwilę trwało, zanim zorientował się gdzie jest i co się stało.
- Freya! – krzyknął podrywając się z ziemi, co zaowocowało kolejnymi zawrotami głowy.
Rozglądał się rozpaczliwie po okolicy, ale nigdzie jej nie widział. Ktoś ją zabrał. Wypełniała go złość. Zamierzał sprawić, że ci goście bardzo tego pożałują.
- Daryl! – zza krzaków wyszli Michonne, Abraham, Glenn i Sasha.
- Widzieliście Freyę? – zapytał Daryl podchodząc do grupy.
- Nie. Wyszliśmy was szukać. Nie wróciliście na noc. – odpowiedziała Michonne. – Co ci się stało?
- Ktoś nas zaatakował. – był nieprzytomny dłużej niż sądził. Ludzie, którzy zabrali Freyę musieli już odejść z nią spory kawałek.
- Daryl, musisz wrócić. Denniese musi cię obejrzeć... - zaczął Glenn.
- Nie mam teraz na to czasu.
- Pójdziemy z tobą. – zadecydował Abraham. – Nie zostawiamy nikogo.
Daryl rozglądał się po polanie. Kucał żeby przyjrzeć się pozostawionym śladom. Był na siebie wściekły, że do tego dopuścił. Jak mógł się dać tak głupio podejść? Powinien był ich zauważyć, usłyszeć. Freya go namówiła na to wyjście. Sam miał na nie ochotę, ale powinien być mądrzejszy. Żeby tylko nic jej się nie stało. Wiedział, że potrafi się bronić, ale nie był pewien ilu ludzi ich zaatakowało.
- Tędy.
Michonne podała mu pistolet a Abraham nóż. Napastnicy zabrali plecak i całą broń. Nie byli zupełnie głupi. Ale pożałują, że zadarli z Darylem Dixonem.
Przedzierali się przez zarośla w lesie. Dookoła panowała cisza, więc starali się iść bezgłośnie. Na szczęście cały czas Darylowi udawało się znaleźć ślady, które prowadziły ich dalej. Michonne była przekonana, że Freya już nie żyje. Zabrali ją tyle godzin temu. Po co była im potrzebna? Glenn miał nadzieję, że szybko ją znajdą. Zdawał sobie sprawę, że Daryl strasznie zniósłby jej śmierć. Widział, w jakim był stanie po utracie Beth.
Dixon podniósł rękę dając znać reszcie żeby się zatrzymali. Cała grupa ustawiła się obok siebie przy krzakach. Przed nimi stał lekko zdezelowany motel z kilkoma motocyklami na parkingu. Wyglądały na zadbane, nie mogły tu być długo.
Z pokoju na parterze wyszedł mężczyzna. Oparł się o ścianę budynku i zapalił papierosa. W Darylu ponownie rozpaliła się wściekłość. Musiał powstrzymać się przed wybiegnięciem z krzaków i zatłuczeniem tego faceta.
Patrząc na liczbę motorów musiała ich być piątka. Całą grupą ustalili plan działania. Podzielili się na dwa zespoły. Chcieli podejść jak najbliżej bez zostania dostrzeżonymi.
(I wracamy do Frei)
Śniły mi się różne rzeczy. W sumie to nie byłam pewna, czy na pewno mi się śniły. Miałam dość. Byłam zmęczona. I wróciły wspomnienia, o których chciałam zapomnieć.
To było jeszcze, kiedy podróżowałam z moimi krewnymi. Znaleźliśmy kawałek lasu, który wyglądał względnie bezpiecznie. Postanowiliśmy zostać tam na kilka dni. Rozstawiliśmy obóz i zbudowaliśmy pułapki dookoła. To dawało nam minimalne poczucie bezpieczeństwa. Niedaleko był strumień z czystą wodą i widziałam trochę zwierząt. Wyglądało na to, że znaleźliśmy miejsce, w którym uda nam się złapać oddech.
CZYTASZ
Flowers for a Ghost ( Daryl Dixon x Freya)
Fanfiction- Nie śmiej się ze mnie. - prychnęłam. - O co mu chodziło? - Tak sprawdzamy, czy ktoś się nadaje. - Do czego? - Do życia w tym świecie. Moje pierwsze opowiadanie o Walking Dead. Pomysł pojawił mi się w głowie w czasie pracy. Zaczęłam pisać i główna...