To jest taka część bardziej dla mnie. Ze względów osobistych bardzo mi ulżyło po jej napisaniu :)
XXX
Siedziałam na ganku. Okryłam się kocem i czytałam książkę. Zaparzyłam sobie wcześniej herbatę i czekałam aż ostygnie. Daryl grzebał w samochodzie, który ostatnio coraz gorzej jeździł. Specjalnie robił to przed domem, żebyśmy nawzajem mieli na siebie oko. Czułam się bezpieczniejsza, kiedy miałam go przy sobie. Gdyby nie jego obecność, pewnie siedziałabym na górze w pokoju. Bałam się być sama. Kiedy Daryl musiał coś załatwić, szukał dla mnie opiekunki. Zawsze ktoś przychodził z jakąś sprawą, żeby nie było to takie oczywiste. Pomagałam więc Maggie w przygotowaniu ogródka, Abrahamowi w czyszczeniu broni, Sashy w treningach, Glennowi w planowaniu kolejnych wypadach, a nawet Deniese i Tarze w ambulatorium. W tym ostatnim miejscu byłam praktycznie bezużyteczna, Darylowi kończyły się pomysły. Nawet Rick i Michonne wciągnęli mnie w jakieś aktywności, mimo, że normalnie nie spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Michonne była bardzo sympatyczna przy bliższym poznaniu, ale z Rickiem nie mogliśmy nadal znaleźć wspólnego języka. Jedynie Carol nie ukrywała prawdziwych celów swoich wizyt. Zazwyczaj czytałyśmy albo podpatrywałam jak ona gotuje. Nie rozmawiałyśmy za dużo. Pasowało mi to. Doceniałam pomoc wszystkich, ale było mi trochę głupio. Miałam wrażenie, że zawracam im tylko głowę. Nie powiedziałam jednak tego na głos, nie chciałam robić przykrości Darylowi.
W stronę naszego domu zbliżał się ojciec Gabriel. Szedł w miarę swobodnym krokiem jak na niego. Kiedy zamieszkałam w Alexandrii nikt mu nie ufał. Chciał pozbyć się grupy Ricka. Z czasem jednak odzyskał zaufanie. Sam przyznał, że bardzo ciężko mu się pogodzić z życiem w nowym świecie. Jako ksiądz było mu ciężej z przyzwyczajeniem się do zabijania szwendaczy.
Spojrzałam na Daryla, ale on tylko wzruszył ramionami. Wrócił do grzebania w samochodzie, cały czas mając na oku Gabriela.
Mężczyzna stanął przed domem i posłał nam uśmiech.
- Dzień dobry, Freyo, Darylu.
- Dzień dobry, Gabrielu. Coś się stało? – podniosłam się i zeszłam po schodkach na trawnik.
- Zastanawiałem się, czy nie zechciałabyś mi pomóc przy dekorowaniu kościoła.
Moja rodzina była wierząca. Zwłaszcza mama, która zawsze ganiała nas do kościoła. Jednak po przeprowadzce do cioci, moja wiara podupadła. Pojawienie się szwendaczy też jakoś nie zbliżyło mnie do Boga.
Zdziwiła mnie propozycja Gabriela. Jakoś nie spędzaliśmy ze sobą dużo czasu i nie rozumiałam, dlaczego akurat mnie poprosił o pomoc. Wątpiłam żeby Daryl go do tego namówił. Raczej nie przepadał za duchownym.
- Jasne, czemu nie. – wzruszyłam ramionami.
Pocałowałam Daryla i razem z Gabrielem ruszyliśmy powolnym krokiem do jego świątyni.
Pomieszczenie było przestronne, dobrze oświetlone. Odbywały się tu nie tylko msze, ale również spotkania całej społeczności. Podobało mi się tutaj. Można było zebrać myśli i zastanowić się nad sprawami. Ogarniał mnie wewnętrzny spokój.
Gabriel usiadł w jednej z ławek i wskazał mi miejsce obok siebie. Zdziwiłam się, ale wykonałam prośbę. Nie mieliśmy dekorować kościoła?
- Chciałem z tobą porozmawiać.
- O czym?
- Wiem, co się wydarzyło. Znaczy... słyszałem. Bez szczegółów, oczywiście... - zapewnił mnie pospiesznie. – Wiem, że zostaliście zaatakowani z Darylem i zostałaś porwana.
- Czemu chcesz o tym rozmawiać?
- Martwię się o ciebie. Wszystko to, co tu dzisiaj powiemy zostanie między nami. Masz na to moje słowo.
- Niepotrzebnie mnie tu przyprowadziłeś. – przesunęłam palcem po brzegu Biblii, która leżała na półce przed nami. – Wszystko jest u mnie w porządku.
- Nie obraź się, ale nie wyglądasz jakby tak było.
- To przez te siniaki. – zaśmiałam się. Moją twarzą mogłam straszyć dzieci. Wolałam unikać patrzenia w lustro. Daryl mówił, że i tak wyglądam pięknie i że jestem bardzo silna. Doprowadzało mnie to do śmiechu a później długiego płaczu. Byłam trochę przewrażliwiona.
- Nie chodzi mi o twoje ciało, lecz o duszę.
Gabriel położył dłoń na mojej. Podniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy. Widziałam w nich autentyczną troskę. Mimo błędów, jakie popełnił, był dobrym człowiekiem i księdzem. Westchnęłam, próbując powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu. Nic nie było w porządku. Cały czas się bałam, myślałam o tym, co się wtedy wydarzyło, co zrobiłam. Prawie w ogóle nie spałam w nocy. Leżałam w łóżku, żeby nie obudzić Daryla. I tak miał wystarczająco dużo na głowie. Gabriel uścisnął moją dłoń.
- Ja... chyba sobie nie radzę. – szepnęłam.
- To nic złego.
- Powinnam być silniejsza. Pracowałam w policji. Wiedziałam naprawdę straszne rzeczy. Później cały ten wybuch epidemii...
- Każdy ma swoją granicę.
- Tak. Ale nie mogę być słaba. Nie mogę być ciężarem. Daryl teraz się mną opiekuję, ale ile to będzie trwało?
- Tyle, ile to będzie potrzebne.
- Ale tak nie może być. To nie jest świat dla słabych ludzi.
- Freya... nie znamy się, ale mógłbym powiedzieć o tobie kilka rzeczy. Jednak nigdy nie uznałbym cię za słabą.
Uśmiechnęłam się przez łzy. Spędziłam z Gabrielem kilka godzin. Dużo rozmawialiśmy, trochę posiedzieliśmy w ciszy. Opowiedziałam mu o wszystkim. Daryl nie wiedział o niektórych rzeczach. Nie chciałam żeby jeszcze bardziej się obwiniał. To nie była jego wina.
Poczułam się lepiej, kiedy to wszystko z siebie wyrzuciłam. Ulżyło mi. Nadal było mi paskudnie, ale dostrzegałam pojedyncze promyki nadziei. Może faktycznie istniało lepsze jutro? Może kiedyś wszyscy poczujemy się na nowo bezpiecznie? To byłoby miłe.
Pożegnałam się z Gabrielem i obiecałam, że przyjdę w niedzielę na mszę. Zaproponował, że mnie odprowadzi, ale chciałam wrócić sama. Szłam wolnym krokiem między ogródkami. Słońce już powoli zachodziło, robiło się chłodno. Zatrzymałam się i zamknęłam oczy. Zrobiłam kilka głębokich wdechów. Poczułam przyjemny zapach kwiatów.
- Freya, wszystko w porządku? – otworzyłam oczy. W moją stronę szedł Daryl. Miał zaniepokojony wyraz twarzy.
Przytuliłam się do niego mocno. Mężczyzna objął mnie ramionami i głaskał delikatnie po plecach. Położył brodę na czubku mojej głowy. Staliśmy tak przez chwilę.
- Co jest, dziewczyno?
- Nie jest w porządku, Daryl. – szepnęłam. – Przepraszam. Powinnam być silniejsza.
- Co ty wygadujesz? – mężczyzna spojrzał na mnie. – Nie musisz udawać, że wszystko jest w porządku.
- Ale nie chcę sprawiać problemów.
- Freya, kocham cię taką, jaką jesteś. Jeżeli potrzebujesz czasu, to go dostaniesz. Niczym się nie przejmuj.
- Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Po prostu przy mnie bądź. – stanęłam na palcach i go pocałowałam.
Razem wróciliśmy do domu. Byłam wdzięczna Gabrielowi za zmuszenie mnie do rozmowy. Bardzo mi pomógł. Miałam nadzieję, że wszystko się ułoży. Kochałam Daryla i chciałam stworzyć z nim coś trwałego. Wiedziałam, że czeka nas jeszcze trochę walk, ale poradzimy sobie z nimi. Byliśmy otoczeni wspaniałymi i odważnymi ludźmi.
CZYTASZ
Flowers for a Ghost ( Daryl Dixon x Freya)
Fiksi Penggemar- Nie śmiej się ze mnie. - prychnęłam. - O co mu chodziło? - Tak sprawdzamy, czy ktoś się nadaje. - Do czego? - Do życia w tym świecie. Moje pierwsze opowiadanie o Walking Dead. Pomysł pojawił mi się w głowie w czasie pracy. Zaczęłam pisać i główna...