Grupa dalej przygotowywała się do realizacji planu. Ja zostałam w Alexandrii. Rick chciał żebym upewniła się, że broń i flary, które miały być potrzebne na pewno są sprawne. Byłam pewna, że to ściema. Daryl musiał go do tego namówić.
Szłam właśnie do zbrojowni, kiedy rozpętało się piekło. Usłyszałam głośne trąbienie. Zaczęłam biec w tamtą stronę. Dookoła mnie rozlegały się krzyki. Zobaczyłam, że mężczyzna pełniący wartę staje w płomieniach i spada z muru. Powstrzymałam krzyk, który pchał mi się do gardła.
Wróciłam biegiem do domu. Zabrałam łuk, który leżał w pokoju Daryla i wypadłam na ulicę. Zobaczyłam mężczyznę z blizną w kształcie litery „W" na czole. Naciągnęłam cięciwę i wystrzeliłam. Strzała trafiła go prosto w głowę. Podeszłam do niego. Po upewnieniu się, że na pewno nie żyje, wyciągnęłam strzałę.
Starałam się trzymać blisko budynków. Chodzenie na otwartej przestrzeni byłoby po prostu głupie. Nie zamierzałam się dać tak łatwo podejść. Upewniłam się, że na udzie mam nóż i mogę go łatwo wyciągnąć z pochwy. Nie mogłam polegać tylko na łuku.
Poczułam ból z tyłu głowy. Upadłam na ziemię. Nie straciłam jednak przytomności. Uderzenie nie było zbyt mocne. Poczułam, że ktoś chce wyszarpać mi łuk z ręki. Poczekałam aż go chwyci i wtedy zaatakowałam. Kopnęłam napastnika, przyciągając ręce do siebie. Mężczyzna upadł. Przerzucaliśmy się po jakimś czasie po trawie, okładając pięściami. Nie zamierzałam odpuścić. Podczas przepychani udało mi się wyciągnąć nóż. Trafiłam napastnika w żebra. Zawył z bólu.
- Ty głupia su...
Nie dokończył. Ktoś go ze mnie zrzucił. Podniosłam się, dalej trzymając zakrwawiony nóż. To byli Carol i Morgan. Kobieta bez skrupułów zastrzeliła mojego przeciwnika.
- Chodź, musimy iść. – krzyknęła do mnie.
Spojrzałam przez ramię na mój łuk. Był połamany, do niczego się nie nadawał. Należał do mojego ojca. To była ostatnia rzecz, jaka mi po nim została. Ale to chyba była część nowej rzeczywistości. Ludzie już nie mieli pamiątek. Nie było czasu na dbanie o nie. Liczyło się to, żeby przeżyć.
Razem z Carol walczyłyśmy ramię w ramię. Morgan gdzieś nam zniknął, ale nawet nie miałyśmy czasu, żeby się tym przejmować. Nie wiedziałyśmy, ilu jest tych całych Wilków. Słyszałam o nich od Daryla, ale nikt nie był pewien jak bardzo liczną są grupą. Carol podała mi pistolet. Gdyby nie to, że była z Organem pewnie pomyliłabym ją z jednym z napastników.
Zabijałyśmy bez opamiętania. Zarówno Wilki, jak i ludzi, którzy zamienili się w szwendaczy. To był okropny widok. Znałam ich, z częścią rozmawiałam. A teraz zmienili się w potwory żądne ludzkiego mięsa. Realia świata, w którym przyszło mi żyć, nadal mnie przerażały.
- To chyba już wszyscy. – wysapałam siadając na ziemi. Carol usiadła za mną. Opierałyśmy się o siebie plecami. Dzięki temu mogłyśmy mieć oko na to, co dzieje się dookoła. Nasi przeciwnicy nie mieli broni palnej, więc stanowili mniejsze zagrożenie i musieliby się do nas zbliżyć, żeby zrobić krzywdę. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego podjęli taką szaloną próbę. Musieli zdawać sobie sprawę, że nie mają żadnych szans w walce z nami.
- Na to wygląda. – szepnęła.
- Rick pytał mnie, ilu ludzi zabiłam... teraz musiałabym zmienić odpowiedź.
Carol ścisnęła moją dłoń, żeby dodać mi siły. Kiedy już chwilę odpoczęłyśmy, podniosłyśmy się z ziemi. Po drodze spotkałyśmy Morgana i kilku mieszkańców Alexandrii. Podzieliliśmy się na małe grupki. Trzeba było zrobić obchód, żeby upewnić się, że na pewno pozbyliśmy się wszystkich niechcianych gości. Ja i Carol byłyśmy razem. Sprawdziłyśmy okolice jeziorka, kiedy usłyszałyśmy krzyk.
- Brzmi jak Rick. – Carol cała się spięła.
Ruszyłyśmy biegiem do bramy. Właśnie przebiegł przez nią Rick. Za nim szła cała horda szwendaczy. Szybko zamknęliśmy bramę. Wszyscy przyglądaliśmy się mężczyźnie, czekając na jego słowa. Rick stał pochylony, opierał dłonie o uda i starał się złapać oddech.
Dopiero teraz w tłumie zobaczyłam Michonne i Heatha. Podeszłam do chłopaka i przytuliłam go.
- Co tu się stało? – zapytała kobieta.
- Zostaliśmy zaatakowani. Przez Wilki. Udało nam się, ale mamy sporo ofiar. – odpowiedziałam. – Gdzie jest reszta?
- Ciężarówki spadły. Musieliśmy działać.
- Co z Darylem? Rick! Gdzie jest Daryl? – podeszłam do policjanta.
- Nie wiem. Straciliśmy kontakt.
Poczułam się, jakby ktoś mnie uderzył w brzuch. Ktoś mocno ścisnął moją dłoń. To była Maggie. Glenn również nie wrócił. Odwzajemniłam gest. Spojrzałam na kobietę.
- Wrócą. – szepnęłam. Maggie skinęła głową, uśmiechając się blado.
Siedzieliśmy wszyscy przed domem Deanny. To właśnie tam Aaron powiedział, skąd Wilki wiedziały o Alexandrii. Musieli znaleźć jego plecak. W środku były zdjęcia tego miejsca. Wiedziała, że niektórzy byli na niego źli. Ja nie czułam złości. To chyba przez zmęczenie. I stres. Bałam się o Daryla. Nie chciałam go stracić. Dopiero co się odnaleźliśmy.
Wróciłam do domu i położyłam się do łóżka. Pościel pachniała Darylem. Przez tyle czasu walczyłam, żyłam samodzielnie. I kiedy już myślałam, że moje życie w końcu się układa i nabiera sensu, wszystko trafił szlag. To chyba była moja granica. Nie miałam siły na więcej.
Ktoś zapukał do drzwi. Podniosłam głowę.
- Proszę. – powiedziałam.
Do pokoju weszła Carol z talerzem w ręku. Podeszła do łóżka i usiadła na brzegi.
- Przyniosłam ci coś. – położyła obok mnie talerz z ciasteczkami. Serio? Ciasteczka? Uniosłam brwi w niedowierzaniu. – Wiem. To głupie. Ale przed tym wszystkim byłam gospodynią domową.
- To nieźle sobie radzisz z bronią. – zaśmiałam się.
- On wróci, wiesz? Sporo przeżył.
- Jesteście blisko, prawda?
- Jest moim przyjacielem. Rozumie mnie. A ja jego.
- To dobrze. On potrzebuje ludzi. – robiłam się śpiąca. Chyba naprawdę się zmęczyłam. To miejsce sprawiło, że zmiękłam.
- Freya? Podnieś koszulkę.
- Co...?
Carol nie czekała na moją reakcję. Podciągnęła moją koszulkę, odsłaniając długą ranę na boku. Nie wyglądała najlepiej. Byłam zaskoczona, ze jej nie poczułam. Wiedziałam, że mam zakrwawione ubrania, ale nie było to nic nowego. Nie spodziewałam się, że to może być moja krew.
- Chodź, musimy cię zabrać do ambulatorium.
Kobieta pomogła mi ponieść się z łóżka. Mogłam chodzić, tylko trochę było mi słabo. Jednak zejście po schodach przekroczyło moje możliwości. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Wysunęłam się z objęć Carol i spadłam po schodach.
CZYTASZ
Flowers for a Ghost ( Daryl Dixon x Freya)
Fanfiction- Nie śmiej się ze mnie. - prychnęłam. - O co mu chodziło? - Tak sprawdzamy, czy ktoś się nadaje. - Do czego? - Do życia w tym świecie. Moje pierwsze opowiadanie o Walking Dead. Pomysł pojawił mi się w głowie w czasie pracy. Zaczęłam pisać i główna...