Następne dni były pełne spokoju i radości. W końcu mieliśmy zapasy jedzenia i pokonaliśmy Negana. Byliśmy z siebie dumni.
Obudziłam się sama w łóżku. Odgarniając włosy z twarzy podeszłam do okna, które wychodziło na ulicę. Daryl siedział przed domem i grzebał w motorze. Uśmiechnęłam się. Był bardzo szczęśliwy, że odzyskał swoją maszynę. Obserwowałam go przez chwilę. Podeszła do niego Carol i zaczęli rozmawiać.
Weszłam w głąb mieszkania i poszłam pod prysznic. Założyłam obcisłe czarne spodnie i granatową koszulę. Do tego wojskowe buty i obowiązkowa broń. Spojrzałam w lustro. Brakowało mi produktów do układania włosów. Zawsze kręciłam trochę włosy, używałam pianki. No ale nic, nie powinnam narzekać.
Wzięłam jabłko z kuchni i wyszłam na ganek. Carol już nie było. Daryl siedział na schodkach i palił papierosy. Nie lubiłam tego nawyku. Zapach dymu mi przeszkadzał. I tak dobrze, że Daryl nie palił w domu.
- Jak ci idzie? -zapytałam.
- Dobrze. Powinien wrócić do dawnej sprawności.
Daryl strasznie narzekał, że ludzie Negana w ogóle nie dbali o jego motor i że maszyna ledwo jeździła. Spędził przy niej mnóstwo czasu. Wydawało mi się, że to pomaga mu oderwać się od rzeczywistości.
- Idę do Maggie. - pochyliłam się i pocałowałam go szybko. - Nie czekaj na mnie z obiadem. - mrugnęłam do niego.
- Powodzenia. - mruknął Daryl. Zgasił papierosa i wrócił do dłubania w motorze.
Ja, Maggie, Glenn i Michonne planowaliśmy zwiększenie ochrony Alexandrii. Co prawda Negan był już historią, ale na pewno nie był jedyny. Musieli istnieć ludzie, którzy chcieli wykorzystać inne społeczności. Chcieliśmy być przygotowani. Trzeba było ulepszyć mur, wystawiać więcej wart. Należało zaplanować to rozsądnie, w Alexandrii nie mieszkało dużo osób.
Wszystko powoli wracało do normy. Dbaliśmy o plony, robiliśmy zwiady po okolicznych terenach. Atmosfera panująca w Alexandrii była bardzo przyjemna. Większość wieczorów spędzaliśmy w grupie, opowiadając sobie historie. Sasha znalazła stare gry planszowe, więc mieliśmy dodatkową rozrywkę. Daryl nie dał się do nich przekonać i tylko obserwował nasze wygłupy. Maggie powoli wracała do siebie, chociaż czasem nadal robiła się nieobecna. Glenn cały czas miał ją na oku i pilnował żeby się nie przemęczała. Abraham wyprowadził się od Rosity i jego romans z Sashą kwitł. Aaron i Eric rozbawiali nas opowieściami ze swojego dawnego życia. Naprawdę byli cudowni i stanowili wspaniałą parę. Oswajaliśmy się również z widokiem zakochanych w sobie Michonne i Ricka.
Daryl i ja również mieliśmy się dobrze. Dogadywaliśmy się bez większych problemów, a wszystkie nasze kłótnie szybko się kończyły. Dzięki mieszkaniu w nowym domu mogliśmy się zachowywać swobodnie. Cieszyłam się każdą chwilą z nim spędzoną. Kiedy wieczorami nigdzie nie wychodziliśmy często siadaliśmy w dużym fotelu z podnóżkiem. Opierałam się o plecy Daryla i czytałam, podczas gdy on albo zaglądał mi przez ramię, albo po prostu zasypiał. Czułam się jak w bajce. Miałam tylko nadzieję, że to będzie bajka z zakończeniem w stylu „i żyli długo i szczęśliwie".
Daryl, Rosita i Deniese planowali wyruszyć w poszukiwaniu zapasów. Mieli pójść do apteki. Psychiatra liczyła na to, że będą tam jeszcze lekarstwa, które na pewno bardzo by nam się przydały.
- Dziwne. Czy ona kiedykolwiek wychodziła z Alexandrii? - zapytałam, kiedy Daryl przyszedł potowarzyszyć mi podczas warty.
- Nie, nigdy.
- To mądre zabierać ją ze sobą? - tak szczerze to bardziej przeszkadzała mi obecność Rosity. Nie, nie byłam zazdrosna o Daryla. Po prostu jakoś za nią nie przepadałam. Była osobą, która najpierw robiła a dopiero później myślała. Dziwiłam się, że jeszcze żyje.
- Powiedziała, że pójdzie tam bez nas. Więc lepiej będzie jej pilnować.
- Masz rację. W sensie to dobrze, że wykazuje inicjatywę.
Daryl, Rosita i Deniese wyruszyli jeszcze tego samego dnia. Zamknęłam za nimi bramę i patrzyłam jak odjeżdżają. Oby nic im się nie stało. Po południu miałam odwiedzić Gabriela, więc przy okazji będę mogła się pomodlić.
- Trochę szwendaczy kręci się niedaleko. Idziemy zrobić z nimi porządek? - zapytała mnie Sasha, kiedy skończyłam swoją wartę.
- Jasne, czemu nie. -wzruszyłam ramionami.
Zgłosiłyśmy to Michonne, która przejęła wartę. Kazała nam na siebie uważać i pomogła otworzyć bramę.
Miałam przy sobie mój sprawdzony nóż i pistolet. Sasha zabrała sporą maczetę. Obie skradałyśmy się przez las w poszukiwaniu szwendaczy.
- Abraham pojechał z Eugenem na patrol. - szepnęła Sasha, kiedy wbiła maczetę w głowę szwendacza. Starszy mężczyzna opadł bez ruchu na ziemię.
- Daryl z Rostią i Deniese. - zamachnęłam się i wbiłam nóż w czoło młodej kobiety.
Scena była dziwaczna. Normalnie rozmawiałybyśmy o takich sprawach przy kawie lub kolorowych drinkach. Dzisiaj natomiast zabijałyśmy żywe trupy. No cóż, trzeba się dostosować do sytuacji. Po chwili walki byłyśmy całe zakrwawione a nasze ubrania do niczego nie nadawały. Uśmiechnęłam się, kiedy powaliłam kolejnego na ziemię. Sasha opowiadała mi, jakie plany mają z Abrahamem na jutrzejszy wieczór.
- To już chyba wszyscy.- szepnęłam.
- Dobrze sobie poradziłyśmy. - Sasha uśmiechnęła się usatysfakcjonowana.
Przeszłyśmy się jeszcze kawałek, żeby upewnić się, że nikogo innego tu nie ma.Zebrałyśmy ciała wszystkich szwendaczy i spaliłyśmy. Obie miałyśmy poczucie dobrze wykonanej pracy.
- Wracamy?
- Tak. Jeszcze się muszę spotkać z Gabrielem.
Michonne powitała nas z wyrazem ulgi w oczach. Pożegnałam się z nimi i poszłam się przebrać. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w czyste ubrania. Żwawym krokiem ruszyłam w stronę kościoła. Lubiłam spędzać czas z Gabrielem. Zawsze mnie uspokajał.
Wieczorem wrócili. Daryl, Rosita, Eugene i Abraham. Wszyscy szybko ruszyli do ambulatorium. Eugene był ranny i trzeba było go opatrzyć. Udało nam się z Rositą zatamować krwawienie. Nie była to profesjonalna robota, ale musiała wystarczyć.
Ściągnęłam brudne rękawiczki i wrzuciłam je do kosza. Przykryłam mężczyznę kołdrą i spojrzałam na Daryla, który stał pod oknem.
- Co się stało? Gdzie jest Deniese?
- Nie żyje.
- Szwendacze? - odruchowo zaczęłam.
- Nie. Ludzie Negana... i ten mężczyzna, którego wtedy spotkałem.
Daryl opowiadał mi o tym, jak spotkał trójkę ludzi w lesie. Wtedy udało mu się uciec. Stracił motor i kuszę, ale przeżył. Myślałam, że udało im się przynajmniej uciec. Teraz okazało się, że wrócili do Negana. A przynajmniej on.
Wróciliśmy z Darylem do domu. Kiedy on poszedł się umyć, ja przygotowałam kolację. Abraham dał mi wcześniej naprawdę prosty przepis na danie z produktów, które mieliśmy w spiżarni. Miałam nadzieję, że wyjdzie dobre. Tak właściwie żadne z nas nie było głodne. Myśl o śmierci Deniese nie wychodziła nam z głów. Jednak musieliśmy jeść. Zachowanie sił było bardzo ważne w naszej sytuacji.
CZYTASZ
Flowers for a Ghost ( Daryl Dixon x Freya)
Fanfiction- Nie śmiej się ze mnie. - prychnęłam. - O co mu chodziło? - Tak sprawdzamy, czy ktoś się nadaje. - Do czego? - Do życia w tym świecie. Moje pierwsze opowiadanie o Walking Dead. Pomysł pojawił mi się w głowie w czasie pracy. Zaczęłam pisać i główna...