Who is?

442 21 2
                                    

Poczułam przeszywajacy ból w czaszce, jakbym dostała co najmniej kijem golfowym. Podjęłam próbę otwarcia oczu. Po paru nieudanych staraniach w końcu udało mi się.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Znajdowało się tu ogromne łóżkiem, szafa, kanapa i stolik. Cały pokój został zaprojektowany w raczej jaśniejszych kolorach. Na ścianach dominował jasny brąz, a meble były brzoskwiniowe. Na stoliku zauważyłam szklankę wody i jakąś tabletkę. Postanowiłam zaryzykować i wstałam podchodząc do napoju. Strasznie chciało mi się pić, więc nie zwracając uwagę na konsekwencje mojego czynu duszkiem wypiłam wodę. Jednak nie miałam na tyle odwagi, by połknąć także pigułkę. Rozejrzałam się po pokoju i zauważyłam duże, masywne, drewniane drzwi. Podeszłam i nacisnęłam klamkę. Oczywiście! Zamknięte! Kurwa! Co jest grane??!! Po chwili usłyszałam jakieś głosy na korytarzu, dlatego szybko wskoczyłam  z powrotem do łóżka i udawałam, że śpię.

- Otwieraj te dzrzwi! - powiedział przytłumiony głos.

- Chwila, muszę znaleźć klucz - odezwała się druga osoba.

Usłyszałam odgłos przekręcanego klucza w drzwiach. Nie widziałam kto wszedł do pokoju bo udawałam, że śpię. Nie musiałam długo czekać, gdyż poczułam jak ktoś brutalnie szturcha mnie w ramię. Powoli otworzyłam oczy by wyglądać na zaspaną. Przedemną stał szatyn, z asystą o ile pamiętam Chrisa - ci sami, którzy włamali się do mojego domu i mnie tu przywieźli,a  może raczej porwali.

- Wstawaj! - warkną ten szatyn.

- Co, co chcecie ze mną zrobić?- nie panowałam nad głosem, dało się usłyszeć jak bardzo drżał.

- Dowiesz się w swoim czasie - zaśmiał się Chris. I nie był to radosny śmiech, tylko taki jakby bawiło go czyjeś nieszczęście. A może tak było...?

W każdym razie bałam się. Szatyn nie czekając na to czy sama wstanę chwycił mnie za rękę i wyszarpał z łóżka.

- Ał... - jeknęłam bo to naprawdę bolało.

Ciągle trzymając mnie, mężczyzna prowadził nas do jakiegoś innego pokoju, wpychajac mnie tam siłą. Sam tutaj nie wszedł. Rozejrzałam się po nowym pomieszczeniu, lecz nie miałam na to zbyt dużo czasu bo do pokoju weszła niska blondynka.

- Hej - zaćwierkała.

- Eeee - o co jej chodzi? - cześć.

- Jestem Mia i będę dzisiaj kimś w stylu twojego towarzysza.

- Ale... - Nie zdążyłam dokończyć.

- Nie ma ale, wiem, że nic nie rozumiesz ale spokojnie nikt ci tu krzywdy nie zrobi - uśmiechnęła się.

- Tamci dwaj to nie mieli zbytnio pozytywnego nastawienia do mnie - zrobiłam krzywą minę.

- Ahhh,oni są tu tylko przejściowo, nie pracują dla szefa.

- Szefa? Co? O kogo ci chodzi?

- Ups, za dużo mówię - zaśmiała się Mia - niedługo wszystkiego i tak się dowiesz.

- Okey - odpowiedziałam markotnie.

- To teraz może się przebierz, a potem coś zjemy - wskazała na jakieś drzwi - tam jest łazienka i parę zastanów ubrań. Możesz wziąć, który tylko chcesz.

- Dobra, dzięki - posłałam jej szczery uśmiech, bo była taka miła.

Skierowałam się w stronę łazienki.

----------------------------------------------------------

- Okey, to co robimy do jedzenia? - zapytała Mia, gdy byłyśmy już w kuchni.

Już miałam odpowiedzieć, kiedy do pokoju wszedł lokaty szatyn.

- O Alice, to jest Harry. Harry, to jest Alice - przedstawiła nas sobie Mia, wymachujac przy tym rękami do pomocy.

- Czeee - loczek bez chwili zawachania zamkną mnie w niedźwiedzim uścisku.

- Co jest? - do pokoju weszła kolejna osoba-także szatyn.

- Ah, już jestś Alice? Nie wiedziałem, że to dzisiaj. Jestem Louis - przedstawił się i on także mnie przytulił.

- Dobra, o co chodzi? - zapytałam. Wszyscy zachowywali się jakbyśmy byli przyjaciółmi a ja ich przecież pierwszy raz w życiu widzę!

- Za dużo pytań Alice, za dużo - zaśmiał się słodko Lou.

Opadłam na krzesło. Nie miałam do nich siły.

- Jedzenie robicie??? - krzyknął Harry.

- Tak a co? - spytała Mia.

- Boże, nie ma Niallera , jedzmy szybko! - zawołał uratowany Louis.

- Jedzenie!!? Czy ja czuję naleśniki? - usłyszałam znajomy głos.

Obróciłam się za siebie i zobaczyłam Nialla. Tak tego Nialla! Mojego brata...

- Niall, co ty tu robisz? - warkęłam. Teraz już naprawdę byłam zdezorientowana, jak nigdy w życiu.

- Ali?- popatrzył na mnie jak na ducha - proszę Lou powiedz ze dziś nie jest 23 - zerkną błagalnie na Louisa.

- Skoro nalegasz. Dziś nie jest 23.

I mimo że atmosfera była napięta wszyscy wybuchli śmiechem, nawet ja.

- Też tu pracuje - powiedział Ni, pomiędzy napadami śmiechu.

- Tak jak Mia? - Niall skinął głową - ale dla kogo?

- Dla mnie... - odezwał się ktoś za mną.

------------------------------------------------------
Hej, dodaję znowu po dłuższej przerwie. Cóż, jak się nie ma weny to...
Teraz w końcu całe opowiadanie nabierze akcji i parę spraw się rozjaśni.
Dzięki za uwagę, Alex Kemer💙

My dream | Justin Bieber Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz