15

49 2 0
                                    

- Kelsey, jesteś gotowa? Boże, ile można czekać.

- Daj mi jeszcze sekundę, okej? - odkrzyknęłam i szybko wyciągnęłam mój tusz do rzęs, który kiedyś dostałam od mamy. Zwykle do szkoły nakładałam tylko to.

Całe szczęście, bo do szkoły teraz nie idę. Za dziesięć minut zaczyna się moja impreza urodzinowa, którą wyprawiła dla mnie Zoe i Jenny, a jak się później okazało, pozostali też maczali w tym palce. Pasowałoby, żeby solenizantka była na czas, ale przypomnę, że mam nieznośny nawyk spóźniania się i robienia wszystko na ostatnią chwilę. To musi być takie wkurzające.

Nałożyłam kosmetyk i zarzuciłam na siebie moją czarną, skórzaną ramoneskę. Miałam na sobie czarne rurki z przetarciami i szarą koszulkę z nadrukiem jakiegoś zespołu, ponieważ uznałam, że byłoby mi później niewygodnie gdybym założyła sukienkę albo coś w tym stylu. Na nogach miałam czarne Nike, które dziś rano dostałam od rodziców z okazji urodzin, co było naprawdę kochane, bo nie spodziewałam się od nich niczego. Włosy miałam rozpuszczone oraz wyprostowane i lekko oklapły, gdy zbiegałam po schodach.

- No nareszcie, ruszaj się. Jenny już czeka - rzuciła z pośpiechem Zoe i pociągnęła mnie gwałtownie za rękę.

- Cześć wszystkim, nie wiem kiedy wrócę - krzyknęłam do rodziców, a mama, która wychyliła się zza kuchni spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Wydaje mi się, że tata rozmawiał z nią o moich imprezach, ponieważ ostatnio nie przeżywała tego tak bardzo.

- Boże, Kelsey, dłużej się nie dało? - westchnęła Jenny i odpaliła samochód, do którego wręcz wepchnęła mnie Zoe.

- Mamy czas.

- Siedem minut.

- Zdążymy. Kto jest zaproszony?

- Ludzie ze szkoły - odparła Zoe i uśmiechnęła się.

- Wszyscy? - przeciągnęłam, ponieważ nie uśmiechało mi się oglądać tych wszystkich fałszywych twarzy we własne urodziny.

- Cóż, starałam się zaprosić tych w porządku, ale i tak dobrze wiemy, że szarańcza się zleci.

- Nie mogę uwierzyć, że to wszystko ogarnęłyście.

- Cóż, tak szczerze to do końca nie był nasz plan.

- Co? - zmrużyłam oczy i oparłam głowę o siedzenie.

- Zoe - Jenny nieco szorstko zwróciła się do brunetki, odrywając wzrok od jezdni - przecież...

- Oh proszę cię, co to zmieni? - dziewczyna spojrzała z ironią na rudą, po czym z powrotem odwróciła się do mnie - Shawn jako pierwszy poruszał temat twoich urodzin, impreza to jego pomysł. My z Jenny tylko wcieliłyśmy go w życie.

- Czekaj, czyli to Shawn chciał zrobić imprezę? Mówiłaś, że to ty.

- Nie chciał żebyś się dowiedziała. Mówił, że nie ważne i tak dalej. Nie wiem o co mu chodziło.

- Zoe, przysięgam, że w życiu nie powierzę ci już żadnego sekretu - zaśmiała się Jenny, a ja starałam się uspokoić moje serce, które biło tak szybko, jakby zaraz miało eksplodować.

- Tak właściwie to gdzie to jest? - odezwałam się, żeby zmienić temat, bo czułam, że za bardzo się denerwuję.

- Kolega mojego taty pracuje w jednym z klubów w mieście i jakimś pieprzonym cudem udało się zarezerwować ten wieczór.

she got it bad// shawn mendesWhere stories live. Discover now