-14-

19 2 0
                                    

Poczułam zapach mięty który delikatnie mnie rozbudził. Zaczęłam słyszeć zbliżające się w szybkim tępie zwierzę. Po chwili usłyszałam biegnącego człowieka. Zmieszałam się, na szczęście oprzytomniałam na tyle by móc choć trochę się przemieścić. Zaczęłam czołgać się po mokrym mchu. Gdy dotarłam do jakiegoś drzewa wstałam, z głową opuszczoną w dół i uginającymi się nogami zaczęłam iść do przodu. Dobrze wiedziałam, że Matt podąża za mną i za niedługo mnie dogoni. Nie miałam ochoty patrzeć na jego.. idealną.. twarz a tym bardziej słuchać kolejnych bzdur. Nie rozumiałam jak tak łatwo mogłam zaufać obcemu. Może to przez uczucie długiej więzi może przez instynkt a może tylko przez głupotę. Kiedy starałam się jak najszybciej iść do przodu potknęłam się o wystający korzeń i upadłam podpierając się rękami. Wtedy poczułam ból nie do wytrzymania. Moja prawa ręka piekła mnie tak bardzo, że odruchowo zwinęłam się w kłębek, chwyciłam swój nadgarstek drugą ręką i zaczęłam ściskać jak najmocniej potrafiłam.
Nie mogę tak poprostu położyć się jak sierota i czekać na uzdrowienie..
Spojrzałam na dłoń i zobaczyłam czarną jak węgiel łapę. Wszystkie żyły na mojej dłoni zrobiły się bardzo widoczne i przybrały kolor granatowy. Poczułam jak wszystko wewnątrz mnie pulsuje. Zamknęłam oczy i zaczęłam jęczeć z bólu, po chwili usłyszałam skomlenie. Wydobywało się z mojego gardła. Kiedy otwarłam oczy zobaczyłam bruneta stojącego parę metrów ode mnie. Wyciągał w moją stronę obie ręce. Zaczął powoli przykucać tak jakby podchodził do rannego zwierzęcią. Pokazywał mi spokojną postawę ciała, wyczuwałam jego spokój i opanowanie. Niebieskie oczy bruneta delikatnie błyszczały ponieważ zaczęło robić się ciemno. Z każdym krokiem Matta ja odsuwałam się do tyłu, kiedy wpadłam na drzewo zaczełam warczeć dając mu do zrozumienia by się odsunął. Przestałam zwracać uwagę na to co się ze mną dzieję, czy warczę, czy mam łapy a może jednak dłonie. W tym momencie chciałam być sama. Nie wiem co się ze mną stało, nie byłam sobą. Jeszcze wczoraj mogłabym powiedzieć, że zauroczyłam się w brunecie poznanego parę dni wcześniej, rumieniłam się na jego słowa czy gesty, byłam ufna, pogodna a teraz? Teraz chciałam odizolować się od świata a samego Matta zabić.
- Lilith.. Lil.. spójrz na mnie.. popatrz mi w oczy - chłopak mowił spokojnym tonem.
Podniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy, czułam, że gdyby dało się zabijać wzrokiem on byłby już martwy ale nie byłam w stanie się opanować. Nie kontrolowałam się. Niebieskooki nie przerywał kontaktu wzrokowego choć poczułam jego niewielki strach. Zbliżał się do mnie małymi krokami jednak nie spuszczał wzroku. Nagle zamiast chłopaka zobaczyłam przede mną szarego masywnego wilka z niebieskimi oczami. Zanim się zorientowałam zaczęłam warczeć i odsłaniać swoje kły, nie wiem kiedy stałam się wilkiem ale nie potrafiłam opanować gniewu wewnątrz mnie. Niebieskooki stał bez ruch patrząc mi prosto w oczy. Jego wzrok przypominał mi ocean, na którym delikante fale mieszają się z błękitem nieba. Czułam, że powoli moja warga opada a nos już nie marszczy się w groźnym geście. Schowałam kły i ogarnął mnie wszechobecny spokój. Podniosłam ręcę do twarzy, znów byłam człowiekiem. Matt spokojnie podszedł do mnie i położył mi ręce na kolanach, które były prawie pod moją brodą.
- Rozumiem, że potrzebujesz czasu, to normalne ale proszę uwierz w to. I.. jeszcze jedno.. postarać się zachować spokój nie ważne co się stanie. Inaczej możesz zrobić sobie i komuś krzywdę. - brunet pogładził mnie po głowie i uśmiechnął się smutno - pozwól, że zajmę się tym by odprowadzić Cię do domu.
Nie byłam w stanie za wiele myśleć więc poprostu oparłam głowę o pień za mną i zamknęłam oczy. Poczułam zapach słodkiej mięty.
Śpij.

She is a WolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz