-19-

16 3 0
                                    

Gdyby nie fakt, że siedziałam pewnie bym się przewróciła.
- Przepraszam to może trochę za dużo jak na pierwszy raz - powiedział Matt trzymając moją rękę.
- Nie, jest okej. Masz mi jeszcze coś do pokazania? - odparłam i puściłam jego rękę.
- Właściwie sporo ale musisz chwycić moją dłoń - powiedział rechocząc.
- Jakiś ty dowciapny - burknęłam pod nosem.
- No wybacz ale robisz czasem takie miny, że nie sposób się powstrzymać od śmiechu - odpowiedział uśmiechając się.
Przewróciłam oczami i wyciągnęłam do niego rękę. Chwycił ją i lekko zcisnął.
- Zamknij oczy - powiedział z uśmiechem.
Wykonałam jego polecenie A kiedy je otworzyłam zobaczyłam ruiny miasta i biegających dookoła żołnierzy. Ich sprzęt wydawał się przestarzały. Szybko zorientowałam się że leżę pod kupą gruzu. Bez problemu wstałam i otrzepałam się z kurzu. Pobiegł do mnie mężczyzna koło trzydziestki.
- Wszystko w porządku? - spytał trzymając mnie za ramię.
- Tak, chyba tak - odparłam.
Nie puszczając mojego ramienia w lekkim pochyleniu pobiegł przed siebie. Biegłam ślepo za nim nie wiedząc co się dzieje. Kiedy wbiegliśmy do jakiegoś budynku zobaczyłam pełno rannych ludzi. Cofnęłam się o krok mężczyzna natychmiast zacisnął dłoń na moim ramieniu.
- Na pewno czujesz się dobrze, nie jest Ci słabo?
- Na pewno, jest dobrze.
Posadził mnie na ziemi i zawołał jakąś kobietę. Dzięki nadludzkiemu słuchowi wiedziałam o czym mówią.
- Rose, niedaleko niej wybuchł granat, mówi, że jest w porządku ale może być w szoku.
- Zrozumiałam.
Trzydziestolatek wybiegł natomiast kobieta szybkim krokiem podeszła do mnie.
- Czy nic Cię nie boli?
- Nie.
- Nie kręci Ci się w głowie?
- Nie.
- Nie masz nudności?
- Nie, nie mam, nic mi nie jest. Powiedz mi tylko, który mamy rok.
Kobieta spojrzała na mnie zszokowanym wzrokiem po czym lekko posmutniała.
- 1916 złotko, odpocznij chwilę ja zaraz przyjdę - odparła i zerwała się na równe nogi. Kiedy tylko zniknęła z pola widzenia szybko wstałam i przebiegając przez rzędy pokaleczonych ludzi dobiegłam do końca sali. Znajdowało się tam zakurzone i potłuczone lustro. Moja twarz wciąż była niezmienna, włosy ciasno upięte i pełno krwi na całej twarzy, ubrania ciemne i potargane. Prawy rękaw mojej koszuli przesiąkniety był krwią. Ale nie czułam bólu. Zbliżyłam się do lustra i dotknęłam rany na czole. Otarłam ją kawałkiem materiału i wtedy zobaczyłam jak przecięcie zaczęło szybko się zarastać. Po chwili w ogóle go nie było. Zrobiłam dwa kroki w tył. Obróciłam się na pięcie i pobiegłam do wyjścia. Usłyszałam dźwięk  karabinów i ryk nadlatujących samolotów. Zaczęłam uciekać co sił w nogach ale niebo wciąż było puste. Zobaczyłam okopy. Wbiegłam do nich. Zaczęłam się rozglądać. Kiedy zobaczyłam żołnierzy rzuciłam się do biegu. Chwyciłam jednego z nich za ramiona i trzęsąc nim zaczęłam krzyczeć:
- Bomby! Zaraz je zrzucą!
Popatrzeli na mnie jak na wariatkę ale w ich oczach widziałam strach.
- Proszę zaufajcie mi! - krzyczałam a z oczu popłynęły mi łzy.
Oni jednak ani drgnęli. Przyzwyczajeni do brutalności świata, do widoku martwych ciał i płaczących matek. Samoloty były coraz bliżej. Czułam to. Ale zrozumiałam, że panika nic nie da. Wzięłam głęboki oddech A kiedy otworzyłam oczy stałam tuż nad okopami w ciele wilka. Czułam strach żołnierzy ale mimo to stali w miejscu. Po chwili dopiero zaczęli krzyczeć o nalocie. Dopiero teraz zrozumieli. Spojrzałam na nich wyrozumiałym wzrokiem i pobiegłam w stronę nadlatujących maszyn.

She is a WolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz